Ambona > Komentarz
Gdzie szukasz życia?2014-02-21Mamy wszyscy sporo kłopotów z tym, jak pogodzić pracę i studencką, zawodową aktywność z życiem osobistym i duchowym. W świadomości wielu osób powstaje przerażająca alternatywa "albo, albo". Trzeba pracować i zaangażować się w życie społeczne. Katolik nie siedzi cały czas w kościele.
Owszem, lecz wnet stwierdzamy, że praca pochłania wszystko: niedzielę, modlitwę, potrzebny dialog z drugą osobą. Jest jak potwór, któremu należy wszystko co mamy rzucić na pożarcie: "Wymaga się całkowitej dyspozycyjności". "Czy pan jest żonaty"; "Czy pani w najbliższym czasie nie planuje urodzić dziecka". Pod tym względem życie prezentuje nam nieetyczne aspekty. Aż po podkładanie do podpisu zobowiązań, że przez okres zatrudnienia zrezygnuje człowiek z macierzyństwa. Urlopy w małych odcinkach, weekendowe wyjazdy integracyjne, firma to twoja "najbliższa" rodzina. Ponadto strach o pracę: trzeba mieć imponujące curriculum vitae, dwa fakultety jednocześnie, język, kursy doskonalące...
"Wy zaś, bracia, nie zniechęcajcie się w czynieniu dobrze" (2 Tes 3, 13)
Jak ewangelicznie przeżyć życie? Św. Paweł powiada: "kto nie chce pracować, niech też nie je", a z drugiej strony: "módlcie się nieustannie". Dla pustelnika św. Antoniego stało się to wewnętrzne rozdarcie przyczyną głębokiego zniechęcenia. I raz, prosząc Boga o światło, otrzymał następującą wizję: zobaczył mnicha, który wytwarzał ręcznie koszyki z wikliny, po jakimś czasie wstawał do modlitwy, po czym znów zasiadał do pracy, i znów przerywał zajęcie, by się zwrócić w modlitwie do Boga... I usłyszał głos anioła: "Tak rób, a będziesz zbawiony". Gdy to usłyszał, odczuł wielką radość i ufność, a postępując tak, osiągnął zbawienie. Kwestia proporcji. Choć niektórzy święci miewali je bardzo dziwne. Było wśród nich sporo pracusiów. Dla przykładu św. Teresa z Avila, nawet gdy rozmawiała z kimś proszącym ją o poradę duchową czy rozstrzygnięcie jakiejś kwestii, zabierała z sobą robótkę ręczną. To była cena rezygnacji ze stałych dochodów. Ktoś raz zirytowany przyniósł jej zarabianą na wrzecionie dniówkę, by go uważnie wysłuchała. Byli i tacy, których oskarżano o zbytnią beztroskę, jak choćby św. Mikołaj z Flue, patron Szwajcarów, który dla życia kontemplacyjnego, jako pustelnik, opuścił nie tylko dobre zajęcie radnego i sędziego, ale nadto żonę i dzieci (najmłodsze z nich miało 16 miesięcy).
Problem jest jednak głębszy. Nie dotyczy jedynie charakteru czy też sposobu wykonywania takiej czy innej aktywności. Ewangelia nie wartościuje też, czy życie kontemplacyjne siostry karmelitanki jest lepsze od taksówkarza czy pracownika socjalnego? Faktem jest, że niektórzy dobrym charakterem zajęć czy poczuciem własnej nieodzowności usprawiedliwiają swoje zaniedbania na innych płaszczyznach. Wyzwania epoki wymagają światła. Papież przestrzega przed pokusą aktywizmu, który "często staje się gorączkowy i łatwo może się przerodzić w działanie dla działania" (Novo millenio ineunte, 15).
Przywołajmy tu ewangelię o wizycie Jezusa w domu Marii i Marty, sióstr Łazarza z Betanii. Pamiętacie postawy obydwu tych kobiet? Marta czuje się odpowiedzialną gospodynią. Zapuszcza się do kuchni, aby godnie podjąć Gościa. Wyciąga talerze, wykrochmalony obrus, przyrządza pasztety, kroi warzywa... I kątem oka zauważa, że jej siostrzyczka, jakby nigdy nic, usiadła sobie u stóp Pana i z otwartymi ustami wsłuchuje się w Jego wywody. W pewnym momencie nie wytrzymuje i wybucha - jakże uzasadnioną - pretensją: "Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu?". Na "tamte rzeczy" przyjdzie czas potem, ale teraz niech się weźmie do roboty! Czas ucieka, a czas to pieniądz. Kogo na to stać? Ile dzisiejszych Mart odpowiada w ten sam sposób: kto może sobie pozwolić na taki luksus? Nagle zaskoczenie: Jezus zamiast przyznać jej rację i zrugać za nieróbstwo Marię, odpowiada: "Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz się o wiele, a potrzeba... tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę" (Łk 10, 38-42).
Oto zasadniczy problem, drogi bracie, droga siostro? Gdzie lokujesz swoje wysiłki? Gdzie szukasz życia? Bo Maria odnajduje to prawdziwe źródło, z którego każdemu człowiekowi płynie życie: Miłość Boga. Słowo Jezusa rozwiązuje Marii wszystko. Wykorzystuje moment bliskości z osobą Jezusa, wiedząc, że ta chwila, ten dar zaraz może się skończyć. A z całą pewnością może być zlekceważony bądź przegapiony. Marta natomiast jest gotowa zaharować się na śmierć, i jeszcze skłócić się z wszystkimi wokół, bo dla niej praca to wszystko. Jest głupia, czy mało pobożna? Nie. Ona wierzy, że życie człowieka jest uzależnione od uznania i docenienia przez innych. Pracuje, aby udowodnić sobie samej, że jest coś warta. Oj, Marto, ciężko ci będzie przejść na emeryturę, ciężko ci będzie przyjąć zależność od innych, gdy będziesz stara i niedołężna.
Jeszcze inny biblijny fragment przynosi nam w tym względzie wyraziste światło. Tym razem chodzi o dwóch mężczyzn, braci z pierwszej księgi Starego Testamentu: Ezawa i Jakuba. Ezaw i Jakub prezentują dwie postawy życiowe. Ich historia to mocna katecheza Boga dla dzisiejszego człowieka żyjącego w epoce ciągłego przyśpieszenia, zawrotnego tempa przemian i rozwoju, w epoce "globalnej wioski", a więc wrażenia ciasnoty na naszej małej planetce; w epoce łapania szans i "wyścigu szczurów". Mowa o dwóch synach Izaaka. Jego żona Rebeka nie mogła zajść w ciążę. Małżonkowie modlili się do Boga i Pan pobłogosławił łono Rebeki. Jest w ciąży z dwoma bliźniakami, w ciąży bardzo trudnej, bowiem obydwaj chłopcy toczą już w łonie matki rywalizację o pierwszeństwo. Wreszcie wygrywa ją Ezaw. Rodzi się pierwszy, cały czerwony z wysiłku. Pierworodny dziedziczyć będzie błogosławieństwo Boga pozostawione Abrahamowi i jego potomkom. Za nim wychodzi na świat Jakub, trzymając starszego brata za piętę, jakby walka trwała do końca. Bracia są całkiem różnymi typami. Ezaw to oczko w głowie ojca Izaaka, człowiek bardzo praktyczny, wiele potrafiący, zaradny, przedsiębiorczy. Jakub to osoba wrażliwa, inteligentna, maminsynek.
Powiada Pismo, że Ezaw przebywa wciąż na zewnątrz, w polu. Jakub natomiast pozostaje w domu. Ezaw żyje tym, co oferuje świat, daje się pociągać jego urokom, imponuje mu sukces, podnoszenie własnych osiągnięć; jest pracowity, gotów zrobić wszystko dla jednego błysku zadowolenia w oku ojca. Jakuba pociąga to, co w człowieku, reflektuje nad życiem, szuka sensu i wartości, jest otwarty na głos innych osób, na głos Boga.
Oto pytanie: kim jesteś? Ile w tobie z Jakuba, a ile z Ezawa. Okoliczności życia raczej sprzyjają Ezawowi. On się szybciej dostosuje, ale żyje wciąż tym, co zewnętrzne, co się opłaca, co wymierne w pieniądzu, albo w sondażu. Dla niego istnieje świat szansy na sukces, świat kariery, wyjechania tam, gdzie będzie łatwiej się dorobić. Dobre jest to wszystko, co praktyczne, co skuteczne, co natychmiast przyniesie ulgę. Dzisiejszy Ezaw nie pyta o wartości, lekceważy świat duchowy, na nic nie ma czasu. On łapie chwilę, żadna nie jest do stracenia, bo w jednej chwili można zwojować świat, tak jak w jednej chwili można stać się bankrutem. Bóg, Kościół, rodzina, dzieci, miłość -wszystko to jest dobre, ale nie teraz, w późniejszym terminie.
Ezaw - narzeczony, wynajmuje mieszkanie, wprowadza się doń z dziewczyną (czasem powiada, że z laską), o ślubie pomyśli się potem, gdy obroni magistra, dostanie lepszą pracę, gdy się dopasują... Ezaw żyjący w rodzinie, to mąż i ojciec wciąż zapracowany, telefonujący, zmęczony, nie mający czasu na weekend z rodziną, rozmowę z żoną o "jej problemach", na rowery z dziećmi, na odwiedziny u staruszków--rodziców. Bo on właśnie wdraża nową koncepcję, walczy w sądzie, zaangażował się w samorząd. On żyje w przekonaniu, że liczy się to, co dobrze się sprzedaje, prezentuje. Nikt nie zagląda mu do wnętrza, sam też nie jest tym zainteresowany. To co w cenie, to powierzchnia, jaki masz futerał, sztuka autoprezentacji, garnitur, basen, samochód, nie zapuścić brzucha, umieć posługiwać się odpowiednimi wyrazami twarzy. Jak coś nie funkcjonuje, temu zaradzi jakiś specjalista od wizerunku, jakiś warsztat szybkiej obsługi, ewentualnie masaż i terapia. Nie zauważa, że z żoną już dawno nie wyjaśnili sobie wielu spraw, nie poprosił jej o przebaczenie za grubiaństwo, nie zaprosił jej na jakiś koncert. Co najwyżej zgodzi się raz w miesiącu odwiedzić jej mamę. Nie ma czasu, by go tracić na pogawędkę czy grę z synkiem. Na niedzielę przynosi sobie rachunki do domu, włącza pralkę, jedzie na myjnię lub do supermarketu, albo podrzemie przed TV Eurosport - w końcu jemu też się coś należy. A potem Ezaw budzi się w pięknym, lecz pustym domu z jacuzzi i balkonem; pustym, bo żona nie wytrzymała tego wszystkiego i znalazła sobie innego pocieszyciela w pracy, kogoś kto ją wreszcie zrozumiał... Dziecko dorosło i wyjechało do Monachium, bo tam są lepsze perspektywy: "Chrzanić starych, chrzanić sentymenty". Nie daleko jabłko pada od jabłoni. Pamiętam jeden pogrzeb. Gdy spuszczano trumnę matki do grobu na cmentarzu, zadzwoniła komórka córki biorącej udział w ceremonii. Spokojnie odebrała ją i odwróciwszy się kontynuowała rozmowę. Z pewnością to była jakaś ważna sprawa do załatwienia.
Stary Ezaw, nawet gdy znów zaczyna chodzić do Kościoła, on już nie słucha nikogo innego, poza własnymi pretensjami. Pozwolił sobie wykraść błogosławieństwo, jak tamten biblijny. Pierworodny syn Izaaka wracał jednego razu z pola, zmęczony jak pies. A Jakub, jego brat przyrządzał właśnie pachnącą potrawę. "Daj mi koniecznie zjeść, bo jestem głodny jak wilk". "Chwilę - odpowiada sprytny Jakub - za pierworództwo, za błogosławieństwo". Jakub, człowiek z oczyma otwartymi do wewnątrz, wie co w życiu najważniejsze, wie po co żyje. "A po cóż mi taka bzdura teraz, gdy z nóg padam i z głodu zdycham". I wzgardził Ezaw błogosławieństwem Boga. Słowo Boże, modlitwa, wyspowiadanie się, nawrócenie, szczera rozmowa, życie wieczne? Woli najeść się dziś, niż być szczęśliwy jutro. "Nie będzie żyzny kraj, w którym zamieszkasz, bo nie będzie tam rosy z nieba" (Rdz 27, 33).
"Baczcie, aby nikt nie pozbawił się łaski Bożej czytamy w Liście do Hebrajczyków - aby jakiś korzeń gorzki, który wyrasta do góry, nie spowodował zamieszania, a przez to nie skalali się inni; aby się nie znalazł jakiś rozpustnik i bezbożnik, jak Ezaw, który za jedną potrawę sprzedał swoje pierworództwo. A wiecie, że później, gdy chciał otrzymać błogosławieństwo, został odrzucony, nie znalazł bowiem sposobności do nawrócenia, choć go szukał ze łzami" (12, 14n).
Oto pytanie: gdzie szukasz życia? Jezus od rana do wieczora podejmował trud głoszenia Królestwa Bożego, uzdrawiał, odwiedzał chorych, odpowiadał na pytania uczonych, wędrował od wioski do wioski, nieraz brakowało mu czasu by zjeść i odpocząć. Po zmroku lub przed świtem szedł na modlitwę, uciekał przed zachwytem tłumów. Nie mówił: jaki ja jestem zmęczony, wszystko na mojej głowie! Natomiast mówił uczniom: "Syn nie może niczego czynić sam z siebie, jeśli nie widzi Ojca czyniącego" (J 5, 19). Wielu życiowa aktywność wpędziła do grobu, ale nikogo jeszcze nie zdołała stamtąd wydobyć. Prawda, przed nami będą orędowały kiedyś nasze dobre czyny, ale to kochający Bóg, a nie one, nasyci światłem nasze istnienie.
Art. ze str. deon.pl