Wydarzenia
Franciszku, obudź w nas zapał!2013-06-29Od 100 dni w modlitwie eucharystycznej wymieniamy imię papieża Franciszka. Przywołanie tego imienia niesie z sobą pokój, a także uczucie radości zarówno u tego, który je wypowiada, jak i u tych, którzy słów tych słuchają.
Wyraźnie można odczuć, że w Kościele coś się zmieniło, odczuwalny jest powiew świeżego powietrza.
Biskupi, księża, wierni świeccy mówią o nowym stylu pontyfikatu i trudno im przejść obojętnie wobec widocznych zmian. Negować zmianę to jakby zamknąć oczy na otaczającą nas rzeczywistość. Niektórzy boją się przyznać do zmiany z lęku, że nowość Franciszka może prowadzić do porównań z poprzednim pontyfikatem i wywoływać jego krytykę. Obawy te rodzą się jednak z pewnej mitologizacji papiestwa, która pragnie widzieć ciągłość w każdym aspekcie posługi kolejnych biskupów Rzymu. Ciągłość jednak dotyczy jedynie przekazu wiary. Styl i sposób sprawowania funkcji pasterza siłą rzeczy muszą być odmienne, gdyż Duch Święty w każdym z nas działa w inny i niepowtarzalny sposób. Nie próbujmy zatem unifikować przestrzeni, które są inne.
Nadszedł już czas, żebyśmy jako katolicy zrozumieli, że posługa Piotra, jaką pełni każdorazowy biskup Rzymu, w swojej treści jest zawsze ta sama: umacniać w wierze braci i służyć budowaniu jedności Kościoła. Forma tej posługi nieprzerwanie jednak podlega zmianie o czym świadczą różnice widoczne na przestrzeni dwudziestu wieków Kościoła. Zmiana, która nastąpiła 13 marca jest wyraźna i w wielu miejscach wywołała zdziwienie: nowy styl w codziennym zachowaniu, w sposobie komunikowania się z wiernymi. Poprzez zapowiadaną reformę Kurii Rzymskiej najprawdopodobniej dokona się także zmiana w samym sposobie sprawowania posługi Piotra.
Mówi się o Franciszku, że nie jest papieżem - teologiem, to znaczy, że nie jest zaprawiony w sztuce teologii spekulatywnej i doktrynalnej. Nie jest też specjalistą w dziedzinie egzegetycznej interpretacji Pisma Świętego. Bez wątpienia jednak papież ten jest uczniem, który poznał i przyjął za swoje myśli i sposób działania swojego Mistrza. Widać to w jego osobie i posłudze. I właśnie ten fakt wskazuje na to jak wielkim jest on teologiem: "teologiem ponieważ modli się'' - według definicji Ewagriusza z Pontu. Jest teologiem ponieważ zna Chrystusa: wsłuchuje się w to, co mówi przez Pisma i dostrzega jego oblicze na twarzy drugiego człowieka. Widzi Go na "peryferiach świata"; potrafi dostrzec Go na ulicach miast i w dalekich regionach, często zapomnianych przez świat, gdzie ludzie upadają i niestety także często trwają w upadku.
Posługując się językiem włoskim, który nie jest jego językiem ojczystym, w przekazie jest bardzo prosty i bezpośredni, chropowaty, trącący wulgaryzmem. Jest to jednak przede wszystkim język serca: język pastora, który zna swoje owca i wraz z nimi dzieli dolę i niedolę. Papież Franciszek stoi pośrodku Kościoła, nie ponad nim, nie przyznaje sobie immunitetu. I właśnie dlatego pozwala nam marzyć o tym, żebyśmy jako chrześcijanie żyli według Ewangelii, przeżywali życia tak jak przeżył je Jezus Chrystus, kroczyli śladami Chrystusa na drodze, która prowadzi do Boga.
Jakie oczekiwania zrodziły się po tych pierwszych stu dniach pontyfikatu? Papież otwarcie głosi, że pragnie "Kościoła ubogiego dla ubogich". Nie tylko Kościoła, w którego centrum zainteresowania stoją ubodzy; nie tylko Kościoła, który czyni wiele dobra dla pokrzywdzonych, ale Kościoła, który staje się ubogim, na wzór swojego Mistrza, który "będąc bogatym, dla nas stał się ubogim, aby we wszystkim upodobnić się do ludzi" (por. 2 Kor 8,9). Wydaje się bowiem, że sformułowanie z lat 60-tych XX wieku stanowiące tytuł jednego z dzieł Yves Congara "Kościół służebny i ubogi", które następnie zostało przejęte przez Sobór, jak dotąd nie doczekało się należytej aktualizacji. A przecież jest to właśnie pierwszy krok w celu dokonania autentycznej reformy Kościoła - upodobnić się do Mistrza. Papież Franciszek przybywa z Kościoła, w którym istnieje naturalna opcja na rzecz ubogich jako tych, którzy są głównymi odbiorcami Bożego Słowa, a więc jest doskonale przygotowany, aby wprowadzić Kościół na drogę ewangelicznego ubóstwa. Nie chodzi tutaj o jakiś pauperyzm ideologiczny, lecz o warunek sine qua non Kościoła: albo Kościół jest ubogi albo też nie upodabnia się do swego Pana, a więc przeciwstawia się wcieleniu Chrystusa, Boga-Człowieka.
Potrzebny nam jest także Kościół synodalny, to znaczy taki, gdzie wspólnota kroczy razem: papież, biskupi, prezbiterzy, lud Boży. Sobór Watykański II nakreślił linie, które w następnych latach zostały rozszerzone, wyznaczające tzw. "eklezjologię komunii", i to komunii rzeczywistej i skutecznej, gdzie każdy głos jest wysłuchany. Wszyscy członkowie Ludu Bożego są odpowiedzialni za budowanie komunii, która ostatecznie jest darem Ducha Świętego, gdyż to On tworzy jedność nie niszcząc różnorodności. Synodalność sprawi, że głos Kościołów peryferii stanie się słyszalny i wzbogaci centrum o własne doświadczenia i świadectwo.
I na koniec także oczekiwanie odnoszące się do procesu jedności tych wszystkich, którzy wyznają Jezusa Chrystusa jako jedynego Pana i Syna Bożego. Ekumenizm nie jest jakimś dodatkiem dla Kościoła, ale warunkiem jego wierności Słowu Pana. "Aby byli jedno" (J 17,22) - jest to testament Chrystusa, a więc uznanie tego, kto został ochrzczony jako członka Ciała Chrystusowego musi znaleźć konkretny wyraz we wspólnocie, której sposób funkcjonowania wyznacza najwyższe prawo jakim jest prawo miłości - "zobaczcie jak oni się miłują".
OTO TERAZ JEST KAIROS! OTO TERAZ CZAS ZBAWIENIA! Kościół musi się otworzyć i wyjść na zewnątrz, ponieważ jego wzrok nie może koncentrować się na sobie samym, lecz na obliczu Oblubieńca, Pana, którego musi nauczyć się rozpoznawać w historii: w twarzach kobiet i mężczyzn, przede wszystkim tych ostatnich, najuboższych.
Art. ze str. deon.pl