Wydarzenia
Siedmioro dzieci - pięć zakonic2009-10-08
W nieprzyjaznym dla chrześcijan otoczeniu wychowali po katolicku siedmioro dzieci. Przeczytaj świadectwo rodziny z Ripoll w Hiszpanii.
Jano i Inma Ripoll należą do Drogi Neokatechumenalnej. Dzisiaj są dumni ze swoich sześciu córek i syna, mówią o wielkim Bożym błogosławieństwie. Zarówno z tego powodu, że rodzina jest duża, jak i z tego, że pięć córek wstąpiło do klasztoru kontemplacyjnego. Ale nie zawsze było tak pięknie.
Siedem ciąż nie było łatwym doświadczeniem - wyznaje Inma. Pięć cesarskich cięć to był dopiero początek bólu. Jedno z dzieci zachorowało na raka, mąż Jano stracił pracę. - Każde dziecko przychodziło na świat przynosząc ze sobą jakieś cierpienie – mówi matka. - Było mnóstwo ataków ze strony rodziny, w pracy, w niektórych środowiskach zwanych chrześcijańskimi, nawet od lekarzy, którzy mnie badali – opowiada. Wspomina, że wiele razy pytała wtedy Boga, czego od nich oczekuje, dając im tyle dzieci.
Absurdalnych komentarzy nie szczędzono także jej mężowi. - Przy każdej kolejnej ciąży byli lekarze, którzy traktowali mnie jak mordercę – wspomina Jano. Gdy przywoził żonę na porodówkę na przywitanie słyszał: - Wy znowu tutaj? Co pan wyprawia? Chce pan zabić swoją żonę?
Gdy nie zgodzili się na podwiązanie Inmie jajników, zostali wyrzuceni ze szpitala. Nazywano ich fundamentalistami i obrzucano obelgami. Wspominają, że często tego nie rozumieli i długo szukali lekarza, który byłby chrześcijaninem. Gdy takiego znaleźli, zdecydowali się kontynuować wypełnianie planów Bożych, mimo wszystkich komentarzy. Po sześciu dziewczynkach urodził się chłopiec.
Gdy dzieci podrosły, problemy „pieluchowe” zastąpiły te związane z dorastaniem. - Dzieci stały się buntownicze, szukały odpowiedzi, czasami po omacku, podążając za pragnieniami serca – wspomina matka.
Gdy jedna z córek – Esther – podczas studiów pielęgniarskich przeżywała kryzys wiary, rodzice poradzili jej, by spędziła kilka dni w klasztorze klauzurowym. Zgodziła się. Przed wyjazdem oświadczyła jednak, że „jedzie tam by przekonać zakonnice, że Bóg nie istnieje”. Nie udało jej się.
Esther otrzymała za to odpowiedzi na wiele swoich pytań i rozterek. Odzyskała radość i sens życia. Kilka miesięcy później była już pewna. Wiedziała, że wstąpi do klasztoru klauzurowego. Wybrała zgromadzenie klarysek w Lermie.
- I znowu zaczął się skandal - mówi ojciec. - Pozwolicie jej odejść teraz, gdy żyje pełnią życia? - pytali znajomi rodziny. Zarzucali, że rodzice musieli postradać zmysły.
Rok później Esther przyjęła już habit. Wtedy wydarzyło się coś, co dodatkowo zaskoczyło rodziców. - Tego dnia, podczas uroczystości, Rachel i Berta także znalazły odpowiedzi na najgłębsze pragnienia serca – opowiada matka. Dziewczyny postanowiły pójść tą samą drogą, co siostra. Wkrótce więc trzy córki Ripollich były zakonnicami, co ci komentują krótko: - To się nazywa tempo, Panie!
Kolejna z córek – imienniczka matki, Inma - dowiedziała się o wszystkim przez telefon. Przebywała wówczas jako wolontariuszka w Urugwaju. Wróciła na uroczystość wstąpienia Rachel do klasztoru i wtedy zrozumiała, że to także dla niej właściwe miejsce.
Nie podjęła jednak decyzji od razu. Najpierw poprosiła o poradę duchownego. Ksiądz powiedział jej, że ma poczekać i „najlepsze, co może teraz zrobić, to opalać się w słońcu". Zrozumiała tę poradę. Poszła „opalać się” przed tabernakulum - przed „słońcem świata, które daje prawdziwe światło, ciepło i kolor w życiu”. I wybrała zakon.
- To wyglądało na żart - wspominają rodzice. - Cztery córki zakonnicami. I jeszcze więcej niezrozumienia dokoła - wyznaje matka. - Nie takie były nasze plany. Chcieliśmy, żeby wyszły za mąż, marzyliśmy o licznych wnukach...
Ale decyzjom córek towarzyszyło wiele radości i błogosławieństw dla całej rodziny. Wkrótce 23-letnia Elena, która ukończyła studia pedagogiczne, także wybrała życie zakonne. - Nasze córki są dziś najszczęśliwszymi kobietami na całym świecie! To widać – podsumowuje ojciec.
W domu zostaje już tylko najmłodsza dwójka - Mar i Alejandro. Rodzice są szczęśliwi, ale bez odpowiedzi pozostają teraz kolejne pytania: - Co mamy teraz zrobić z tak dużym samochodem? Co zrobić z domem, który był kiedyś za mały, a teraz stał się za duży? - pyta Jano.
Rodzina opowiedziała swoją historię przed tysiącami ludzi podczas święta Bożego Ciała na Plaza de Oriente w Madrycie w czerwcu 2009 roku. Dla wiernych było to niesamowite świadectwo, dla rodziny wielkie przeżycie – zwłaszcza, że było to na dzień przed wstąpieniem Eleny do klasztoru klarysek w Lermie.
Dziewczyna mówiła wtedy: - Modlę się za wszystkie dziewczęta i chłopców, których serca Bóg chce poruszyć, żeby nie obawiali się iść za powołaniem. Żeby potrafili odważne i wielkodusznie odpowiedzieć na wezwanie, na krzyk miłości Pana.
art. ze str. Fronda.pl