Ambona > Liturgioa słowa
XXX NZ C Modlić się, aby być sobą Łk 18, 9-14 2010-10-22
Zaczyna się od porównywania z innymi w celu rozdęcia swojego ego. Każde porównywanie zalatuje demonem, zarówno takie, które ma na celu triumfowanie, jak i takie, które napędza pogardę do siebie. Każdy z nas jest nieporównywalny i, co najwyżej, nie jest taki, jaki powinien być, a nie taki, jak inni. Nikt nie powinien być dla mnie obiektem porównywania, bo mam być sobą, a nie kimś – nawet jeśli to bycie KIMŚ oznaczałoby wielkość lub świętość.
Gdyby celnik modlił się słowami „Panie, żałuję, że nie jestem tak czysty i wierny jak ten tam stojący z przodu faryzeusz”, jego modlitwa też nie byłaby miła Bogu. Celnik po prostu widzi prawdę o sobie i ją wyznaje, ani nawet na chwilę nie spogląda na faryzeusza, by się z nim porównać. Zbyt wielu z nas popełnia ten karygodny błąd – przygląda się innym, zamiast sobie. Nieważne, czy czyni to po to, by się pysznić, czy po to, by sobą wzgardzić. W życiu duchowym porównywanie zawsze jest błędem. Ponadto głęboka modlitwa daje tak prawdziwy obraz samego siebie, że człowiek uświadamia sobie, że jego istnienie wobec Boga jest nicością, bez względu na to, czy aktualnie jest się grzesznikiem większym, czy mniejszym. Wobec Boga nikt nie jest KIMŚ! Modlimy się nie dlatego, bo jest to przyjemne albo dlatego, że mamy taką psychologiczną potrzebę, tylko dlatego, że jesteśmy świadomi miłości Boga.
Większość doskonale obywa się bez modlitwy, gdyż modlitwa jest zrozumiała i upragniona dopiero wtedy, gdy się przekroczy granice tego, co naturalne, i gdy się dozna choć raz miłości Ojca do dziecka. Taką relację kreuje prawdziwa modlitwa. Trzeba zacząć się modlić, aby odczuć w sobie to pragnienie modlitwy. Bez doświadczenia modlitwy nie jest możliwe jej pragnienie. Ono wzrasta, gdy coraz więcej czasu poświęcamy modlitwie. Przyglądając się celnikowi, nie sposób nie zauważyć jego uniżenia. Stoi z daleka, manifestując w ten sposób tęsknotę za bliskością i jednocześnie poczucie jej niegodności. Osiąga upodobanie Boga dzięki temu, że nie podoba się narcystycznie sobie i liczy wyłącznie na miłosierdzie. Nie gra roli, nie maskuje się i nie zakłamuje prawdy o sobie.
Możliwe, że do końca życia będziemy się zmagać z pewnymi grzechami, wadami czy nałogami, bylebyśmy nie przestali ich nazywać grzechami i nie zaprzestali się do tego przyznawać. Bóg nie oczekuje od nas ideału, tylko prawdy, którą trzeba niekiedy powtarzać latami przy konfesjonale. I to nie dlatego, że Bóg jej nie zna, tylko dlatego, że nie jest nam łatwo uznać ją w sobie samych. Świadomość prawdy o swej nędzy jest bólem. Prawdziwe bóle ludzkie należą najpierw do Boga i trzeba Mu je oddawać w ratach, ponieważ nie stać nas na pozbycie się ich w całości.
Augustyn Pelanowski OSPPE
Art. ze str. liturgia.wiara.pl