Ambona > Liturgioa słowa
I NA A Chcę, by przyszedł już Pan2013-11-30Chrześcijanin nie czeka na sąd jak na okrutny wyrok, raczej jak na zrozumienie, ułaskawienie i uleczenie. Wielka nadzieja promieniuje z psalmu, gdyż zadziwia mnie to zachęcanie do pójścia do „tronów sędziowskich z radością" (Ps 122,1-5)! Do sądu idzie się ze strachem. Jakiż to sąd będzie, że z radością ma się do niego biec?Nie tylko czekam, ale nawet uprzedzam ten sąd z radosną nadzieją. Wierzę, że w końcu zapanuje sprawiedliwość i miłosierdzie. Dlaczego? Ponieważ miłosierdzia i sprawiedliwości doświadczam za każdym razem, gdy wyznaję moje grzechy w spowiedzi. Zawsze na moje słowa prawdziwego osądzenia swych czynów Bóg odpowiada ogromnym miłosierdziem. Zawsze! Dlatego chcę, by już przyszedł Pan.
Czekam, aż krzywdy i okaleczenia, udręki, morderstwa, gwałty i rozpacz, cierpienie i ból zostaną wynagrodzone i przebaczone w taki sposób, by nawet najpotworniejsze doświadczenia nie były już więcej koszmarnym wspomnieniem w wieczności. Czekam na sąd Jezusa, by wreszcie to, co ukryte i niejasne, stało się jawne i zrozumiałe, ponieważ siebie i innych nie rozumiem, nie pojmuję sensu wielu zdarzeń, a być może mylnie odczytuję to, co się dzieje. Czekam, bo nie pojmuję dobroci Boga, który pozwolił na tyle zła na tym świecie. Wiem, że Bóg nie posłał swego Syna na świat, aby go potępił (J 3,17).
On sam obarczył się konsekwencjami naszych grzechów, aby nas uwolnić od rozpaczy i samopotępienia. Jeśli wybaczył bogobójstwo i bluźnierczy sąd nad Nim, to czy mogę się jeszcze lękać o to, co On powie o moich grzechach? Odpowiedzialność za zło nie zostanie zlekceważona i pominięta. Zdamy rachunek nawet z każdego słowa. Oprawcy nie unikną odpowiedzialności, ale ten, kto okazuje już skruchę i sam sądzi swe czyny, nie będzie sądzony, bo przyobleka się w wysłużone przez Jezusa usprawiedliwienie.
Synowie marnotrawni, którzy wracają, zawsze mogą liczyć na otwarte ramiona Ojca. Prawda jest ogniem oczyszczenia i wybawienia. Ci, którzy często korzystają z miłosierdzia w sakramencie pojednania, znają miłość Boga tak bardzo, że sąd dla nich będzie jak totalna ulga. Zapewne najtrudniej na sądzie będzie tym, którzy nigdy nie konfrontowali się z prawdą o sobie w konfesjonale. Oni staną nagle wobec całej tej prawdy i przeżyją potężny pożar wstydu i być może nie dla wszystkich będzie on tylko czyśćcem, lecz może niektórzy przeżywać go będą jako piekło.
Piekło to niezgoda na miłosierdzie Boga, to utrwalone nieprzyjmowanie prawdy o sobie. Czyż nie ma pośród nas takich osób, które uparcie i niezachwianie twierdzą, że nic złego nie uczyniły? Można się w takiej postawie nieodwracalnie utwierdzić. Jak wielkiej temperatury trzeba ognia, by miecz przekuć na lemiesz, a włócznię na sierp? Jakiego ognia potrzeba, by z pijaka i rozpustnika przetopić się w piecu doświadczenia miłości Boga w trzeźwego i czystego, by z syna ciemności stać się przyobleczonym w Chrystusa? Ognia miłości!
Augustyn Pelanowski OSPPE
Art. ze str. liturgia.wiara.pl