Ambona > Komentarz
Współczesny obraz ojca i męskości 2010-06-23
Czy XXI wiek potrzebuje jeszcze ojca? – takim zaskakującym tytułem opatrzono cykl wykładów wygłoszonych niedawno na jednej z polskich uczelni z zakresu problematyki małżeństwa i rodziny.
Zastosowana prowokacja była celowa, chodziło bowiem o odpowiedź na pytanie, jakiego ojca w naszych czasach potrzebuje rodzina i społeczeństwo.
Udzielanie jej trzeba rozpocząć od krótkiego przypomnienia istoty ojcostwa: wpisana przez Stwórcę w naturę i powołanie mężczyzny, zachowuje swoją aktualność mimo upływu czasu.
By zrozumieć sytuację współczesnego człowieka, zarówno mężczyzny, jak i kobiety, warto sięgnąć do odległego początku dziejów ludzkości. To nie przypadek, że Biblia rozpoczyna się właśnie opisem stworzenia świata i człowieka. Autor natchniony w poetycki sposób ukazuje wielkość stworzenia i dramat upadku pierwszych ludzi: mężczyzny i kobiety.
Zgodnie z mentalnością i kulturą semicką akcent jest położony na postawę mężczyzny. To on, według obrazowego opisu, zostaje stworzony jako pierwszy. Zadziwiające jest to, że ów mężczyzna – Adam – ma bezpośredni kontakt z Bogiem, żyje w raju, rządzi wszystkimi istotami, a mimo to odczuwa pustkę.
W usta Jahwe autor biblijny wkłada wymowne zdanie, które charakteryzuje tę sytuację: Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc (Rdz 2, 18).
I tak Bóg stworzył kobietę.
Czytelnika tekstu biblijnego uderza reakcja mężczyzny na jej widok: fascynacja, radość, poczucie wypełnienia życiowej pustki, znalezienie równego sobie partnera. Świadomość i uczucia mężczyzny oddaje zdanie pełne semickiej symboliki:
- Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą [w Biblii Wujka „mężyną” – zgodnie z grą słów w języku hebrajskim: isz – iszsza], bo ta z mężczyzny została wzięta (Rdz 2, 23).
Bibliści podkreślają, że „bycie pomocą dla mężczyzny” nie oznacza dyskryminacji kobiety: wręcz odwrotnie, dzieli się ona z mężczyzną tym, czego on sam nie posiada.
Konkluzja całej tej sytuacji zdaje się oczywista: - Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem (Rdz 2, 24).
Opis ten kończy jeszcze jedno wymowne zdanie: - Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu (Rdz 2, 25).
Jakimż więc dysonansem wobec tej pierwotnej radości, satysfakcji z wzajemnej komunikacji i uzupełniania się mężczyzny oraz kobiety staje się sytuacja po naruszeniu Bożego zakazu. Pierwsza ludzka para „kryje się” przed Bogiem w poczuciu winy. Stwórca ich „szuka”.
Pada wymowne pytanie, nieprzypadkowo zwrócone do mężczyzny: „Adamie, gdzie jesteś?” (por. Rdz 3, 9). Dalszy dialog mężczyzny z Bogiem przybiera niezwykle dramatyczną postać. Adam próbuje bowiem całą odpowiedzialność za złamanie Bożego zakazu przerzucić na Ewę: - Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem (Rdz 3, 12). W słowach tych kryje się poważny zarzut, może nawet żal i niechęć pierwszego mężczyzny do kobiety.
Dramaturgia biblijnej sceny upadku winna skłaniać do refleksji nad istotą grzechu pierworodnego i jego skutkami. Ta forma nieposłuszeństwa pierwszej ludzkiej pary wobec Boga naruszyła harmonię i wprowadziła głęboki dysonans między człowiekiem a jego Stwórcą, między mężczyzną a kobietą, a także we wnętrzu człowieka: między sferą duchową i cielesną.
Biblia wskazuje, że za przyczyną upadku pierwszych rodziców stał szatan. Udało mu się w jakimś stopniu wprowadzić dysharmonię we wspomnianych dziedzinach. Na szczęście nie do końca. Egzystencjalna więź z Bogiem nie została unicestwiona, ponieważ bez niej człowiek nie mógłby żyć. Nie udało się też szatanowi wprowadzić nienawiści między mężczyznę a kobietę, bo wtedy ludzkość przestałaby istnieć. Człowiek zachował więc możność kontrolowania swoich popędów przez rozum i wolę.
Przywrócenie harmonii naruszonej przez grzech pierworodny we wspomnianych trzech płaszczyznach stało się zaś możliwe dzięki odkupieńczej łasce Jezusa Chrystusa.
Adamie, gdzie jesteś?
Tak wołał Stwórca do pierwszego mężczyzny. A ponieważ imię było synonimem osoby, która je nosiła, dlatego dzisiaj tak można sparafrazować to pytanie: Mężczyzno, gdzie jesteś? W naszych czasach cierpimy bowiem na brak modelu męskości.
Zdaniem Stanisława Sławińskiego, wybitnego pedagoga, wzorzec współczesnej kobiety został wypaczony, zaś wzorzec współczesnego mężczyzny w ogóle nie istnieje. Chciałoby się powiedzieć, że wręcz poniżono męskość, redukując ją do sfery seksualnej i do stosowania przemocy.
Sam mężczyzna pogubił się we współczesności: w agresji skrajnych ruchów feministycznych, w postawach niechęci ze strony najbliższych, w brutalnej walce o miejsce pracy. Na Zachodzie i w Polsce wiele się mówi i pisze na temat kobiety. Natomiast publikacje dotyczące mężczyzny – męża, ojca – są ogólnie mówiąc skąpe. Mężczyzna paradoksalnie nadal pozostaje istotą nieznaną, niedocenioną, a niekiedy wręcz odrzuconą, zwłaszcza przez najbliższe mu osoby: żonę i dzieci. Smutnym i brzemiennym w konsekwencje zjawiskiem naszych czasów jest nieobecność ojca w rodzinie.
Brak ten obejmuje różnorodne sytuacje: odrzucenie przez kobietę biologicznego ojca dziecka; śmierć w czasie wojny, w wypadku czy na skutek choroby; długoletnia praca daleko od domu; rozpad małżeństwa. Jednakże brak ojca w sensie psychologicznym może występować także w sytuacji, gdy jest on fizycznie obecny w domu, ale nie podejmuje swoich obowiązków, zwłaszcza w zakresie wychowania dzieci. Brak zaangażowania, autorytetu, a może i kompetencji, mężczyzna najczęściej usprawiedliwia brakiem czasu.
Nie można jednak zapominać o drugiej stronie problemu. Wbrew pozorom w ciągu wieków sytuacja mężczyzny niewiele się zmieniła. Od początku dziejów jego zadaniem i obowiązkiem jest utrzymanie rodziny i ciężka praca. Mężczyzna na pozór twardy, „nieokrzesany”, starannie kryjący swe uczucia, równocześnie jest bardzo wrażliwy na odruch uczucia ze strony żony, gdy wraca zmęczony do domu, na odrobinę serca ze strony dziecka.
Nie tylko Adamowi była potrzebna pomoc. Był on zresztą w sytuacji uprzywilejowanej, w warunkach rajskich. Dzisiejszy mężczyzna żyje w twardej rzeczywistości, z piętnem grzechu pierworodnego. Pomóc mu może – według mądrego zamysłu Stwórcy – miłość i wierność żony, jej zainteresowanie jego sprawami, problemami, a także szacunek i miłość ze strony dzieci.
Zagrożone ojcostwo
Brak stabilnego wzorca utrudnia mężczyźnie zrozumienie sensu swojej płciowości, w konsekwencji utrudnia mu także zrozumienie i realizację istotnych zadań w małżeństwie i rodzinie. To tylko jedna z przyczyn. Wiele zamętu spowodowała teoria Zygmunta Freuda, odrzucającego pojęcie Boga jako ojca i twierdzącego, że aby stać się dorosłym i samodzielnym, trzeba „zabić ojca”, czyli odciąć się od ojcowskich wpływów w sferze wychowania . Na dodatek skrajne ruchy feministyczne z ogromną agresją zaatakowały mężczyznę, podważając jego rolę w rodzinie i społeczeństwie.
Głosząc wyzwolenie kobiety ze wszelkich norm i obowiązków, usunęły w cień, a niekiedy zupełnie przekreśliły funkcje mężczyzny, nawet w zakresie najbardziej dotąd ewidentnym: biologicznym i prokreacyjnym. Coraz więcej kobiet samotnie wychowuje dziecko, i to nie tylko z powodu rozpadu małżeństwa, ale ponieważ potrzebowały mężczyzny jedynie do poczęcia dziecka, z góry wykreślając go z orbity swojej dalszej egzystencji.
Podważeniem sensu ojcostwa (ale także i macierzyństwa) jest rozwój tak zwanych wolnych związków czy też małżeństw na próbę, a nawet prawna legalizacja związków homoseksualnych. W ramach walki z nierównym traktowaniem kobiety wprowadzono do praktyki sądowniczej wyraźną dyskryminację mężczyzny, zwłaszcza ojca.
Prawidłowe spełnianie roli męża i ojca utrudniają też stereotypy funkcjonujące w społeczeństwie oraz swoista ideologia. Przykładem takich stereotypów może być twierdzenie, że dobrym ojcem jest ten, kto się nie upija i przynosi dużo pieniędzy do domu. Zgodnie z nim, w obliczu klęski bezrobocia w Polsce, miliony mężczyzn nie mają szansy bycia dobrym ojcem.
Ideologie zabijają ojcostwo!
Przykład zaś swoistej ideologii stanowi koncepcja partnerstwa małżonków, według której równie dobrze – chodzi o wolny wybór, a nie o sytuację konieczności – mężczyzna może pozostać w domu i zająć się wychowaniem dzieci (także niemowląt), a kobieta – utrzymaniem rodziny poprzez pracę zawodową poza domem. Badania prowadzone w Australii i Szwecji wśród takich małżeństw wykazały daleko idące poczucie frustracji zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn.
Ideologia nie zastąpi bowiem podziału ról wypracowanego przez wieki w obrębie naszej cywilizacji. Oczywiście, podział ten w żaden sposób nie może oznaczać dyskryminacji kobiety. Od partnerstwa zawsze ważniejsza jest autentyczna miłość między małżonkami i zdolność do rezygnacji z własnych ambicji na rzecz dobra całej rodziny. Dotyczy to zarówno mężczyzny, jak i kobiety.
Kolejny problem to patologia ojcostwa. Najbardziej drastyczne wypadki dotyczą zjawisk kazirodztwa, pedofilii, przemocy w rodzinie, łączącej się dość często z alkoholizmem. Obraz ojca może stać się koszmarem dla dziecka. Ta dramatyczna rzeczywistość wymagałaby jednak odrębnej, pogłębionej refleksji. W tym miejscu koncentrujemy się jedynie na dwóch skrajnych postawach ojca jako wychowawcy: tyranii i tak zwanym leseferyzmie. W pewnym sensie wychowanie jest nieustannym stwarzaniem.
Ojciec staje zatem przed trudnym zadaniem zachowania złotego środka w dziele wychowawczym. Jedną skrajnością, której trzeba unikać, jest paternalizm, nieznoszący żadnej opozycji i dyskusji: „Zapewniłem ci wszystko, więcej niż to, na co zasługujesz, więc milcz i bądź wdzięczny”. W stopniu ekscesywnym prowadzi on do despotyzmu, a nawet do wspomnianej wyżej tyranii ze strony ojca.
Jednakże dziś bardziej należałoby obawiać się drugiej skrajności, jaką najlepiej wyrażają francuskie terminy: laisser aller – zaniedbywać czy też laisser faire – nie sprzeciwiać się. Stąd pochodzi pojęcie „leseferyzmu” w wychowaniu – pozwalania na wszystko, zostawiania całkowitej wolności dziecku, które jeszcze nie rozumie, na czym polega prawdziwa wolność i jak należy z niej korzystać (niebezpieczeństwo samowoli, a nawet anarchii).
Jedna i druga postawa spotyka się zresztą z surową krytyką młodego pokolenia i trudno powiedzieć, czy liczniejsi są ci, którzy swojemu ojcu zarzucają tyranię, czy ci, którzy zarzucają mu leseferyzm.
Wniosek, który się nasuwa, można sformułować następująco: proces wychowawczy dziecka zakłada jego wychowanie do rozumnej wolności. Jeśli ojciec, chcąc być „kumplem” swego syna, rezygnuje z wrodzonego mu autorytetu, przestaje być wychowawcą, a więc w pewnym sensie ojcem. Przekreśla zatem swoją rolę w rodzinie.
Jeśli natomiast dla rzekomego dobra dziecka staje się tyranem – nie wychowuje wolnego, odpowiedzialnego człowieka, lecz niewolnika żyjącego nienawiścią nie tylko do ojca, ale do całego społeczeństwa. Wychowanie zamienia się więc w tresurę dzikich zwierząt – biada pogromcy, jeśli choć na chwilę spuści je z oka.
Potrzeba ojca
Ojcostwo jest specyficzną funkcją mężczyzny i oznacza zajęcie właściwego sobie miejsca w małżeństwie i rodzinie, poczęcie dzieci, otoczenie ich i ich matki troskliwą miłością, utrzymanie i wyżywienie członków rodziny, trudne dzieło wychowania. Uchwycenie istoty ojcostwa wymaga analizy elementów składających się na to pojęcie. Refleksja dotyczy nie tyle rodzajów ojcostwa – jak gdyby było ich wiele – ile różnych aspektów jednego i tego samego ludzkiego ojcostwa.
Wielość zaznacza się na płaszczyźnie koncepcji ojcostwa proponowanych przez różne dziedziny ludzkiej wiedzy oraz na płaszczyźnie konkretnej jego realizacji: jak je pojmuje i urzeczywistnia dany mężczyzna określany mianem ojca.
Na pierwszy plan wysuwają się trzy aspekty ojcostwa: biologiczny, prawny i duchowy. Nowy wymiar dodaje im teologiczne spojrzenie na rzeczywistość ojcostwa i na nim się koncentrujemy. Wpierw jednak warto postawić kilka zasadniczych tez ukazujących sens ojcostwa i sposób jego realizacji.
Po pierwsze, dla uzdrowienia czy też umocnienia współczesnej rodziny trzeba przede wszystkim przywrócić godność kobiety, wartość macierzyństwa, a równolegle – godność ojcostwu, w tym także właściwie rozumianemu i realizowanemu autorytetowi ojca w rodzinie.
Po drugie, mężczyzna afirmuje siebie jako mąż i ojciec przez odniesienie do kobiety jako żony i matki. Nie sposób bowiem być dobrym ojcem, nie będąc dobrym mężem. Nie będzie jednak dobrym ojcem i mężem ten, kto najpierw nie stanie się dorosłym i odpowiedzialnym mężczyzną. Trzeba więc pomóc mężczyźnie w odnalezieniu swojej tożsamości i w dojrzewaniu do wypełnienia swego powołania.
Ścisłe powiązanie istnieje także między koncepcją Boga jako ojca a zrozumieniem sensu ludzkiego ojcostwa i jego właściwą realizacją. Wypaczony obraz ojca w rodzinie utrudnia lub wręcz uniemożliwia zrozumienie najważniejszej prawdy chrześcijaństwa, że Bóg jest naszym Ojcem. Odrzucenie tej prawdy pozbawia właściwej płaszczyzny odniesienia ludzkie ojcostwo.
W trudnym dziele wychowania dzieci, które należy do istoty powołania mężczyzny, zwłaszcza zaś wychowania religijnego, nie ma żadnych „cudownych recept”, istnieje jednak konieczność uwzględnienia elementarnych zasad: ukochania swego dziecka, poświęcania mu czasu, prowadzenia z nim rzeczywistego dialogu, jasnego ukazywania mu podstawowych zasad moralnych, dawania dziecku przykładu własnym życiem i postępowaniem.
Ojciec mój – ojciec wasz
Istotnym elementem w chrześcijańskiej teologii ludzkiego ojcostwa jest prawda wiary o tym, że Bóg jest Ojcem Jezusa Chrystusa i Ojcem wszystkich ludzi – według słów samego Chrystusa: „mój Ojciec” (por. Mt 7, 21) i „wasz Ojciec” (por. Mt 5, 45). Nie wnikamy tu w różnicę ontologiczną tego ojcostwa w odniesieniu do Syna Bożego i w odniesieniu do ludzi. Ojcostwo Boże jest źródłem i prawzorem ziemskiego ojcostwa:
„Dlatego zginam moje kolana przed Ojcem, od którego pochodzi wszelkie ojcostwo w niebie i na ziemi” (por. Ef 3, 14−15; tekst według Wulgaty).
Afirmacja tego, że Bóg jest Ojcem ludzi, zawiera wniosek, że mają oni w sobie pierwiastek Boży, zaszczepiony w nich przez tego Ojca, który ich stworzył i uczynił swoimi przybranymi dziećmi: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam”. [...] Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę (Rdz 1, 26−27). Ten obraz i to podobieństwo do Boga jako Ojca wskazuje mężczyźnie istotę i sposób realizacji jego ojcowskiego powołania.
Prawda o Bożym ojcostwie stała się centralną treścią Ewangelii Chrystusowej i całego Nowego Testamentu. Ilustracją tej prawdy może być przypowieść o synu marnotrawnym (słuszniejsza byłaby nazwa: przypowieść o Przebaczającym Ojcu) czy też wołanie umęczonego Zbawiciela w Ogrójcu, zwrócone do Boga: „Abba, Ojcze”, przy czym Abba powinniśmy tłumaczyć w języku polskim jako „Tato, Tatusiu”.
Św. Paweł podkreśla, że chrześcijanie mają prawo zwracać się do Boga tym samym określeniem (por. Rz 8, 15; Ga 4, 6). Oryginalność religii żydowskiej i chrześcijaństwa polega na odcięciu się od koncepcji biologicznego ojcostwa Boga, a zaakcentowaniu pojęć wybrania i adopcji w odniesieniu do relacji między Bogiem a ludźmi. Stary Testament dość rzadko i ostrożnie odnosił pojęcie ojca do Boga. Ojcostwo Boże dotyczyło przede wszystkim Izraela – narodu wybranego w swej całości.
Natomiast Nowy Testament nie tylko bardzo często używa słowa „ojciec” w odniesieniu do Boga, ale czyni je kluczowym terminem Objawienia przekazanego przez Jezusa Chrystusa, Wcielonego Syna Bożego. Istotą tego ojcostwa jest miłość Boga do ludzi, a miara tej miłości nie zna granic: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3, 16). W Pierwszym Liście św. Jan doda: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i rzeczywiście nimi jesteśmy (1 J 3, 1).
Podsumowując powyższe refleksje, można powiedzieć za prof. Adolfem Köberle z Tybingi, że „biblijno−chrześcijański obraz ojca od ponad tysiąca lat, w naszym kręgu kulturowym, zabarwił, nasycił i umocnił jednostkowy obraz ojca. Kto nie zna tego chrześcijańskiego obrazu ojca – tak twierdzimy – nie jest w stanie zrozumieć w pełni problematyki ojcostwa w życiu poszczególnego człowieka”.
Powołanie mężczyzny
Jeśli mówimy o powołaniu do pracy nauczyciela czy lekarza, to o ileż bardziej w kategoriach powołania powinniśmy ujmować ojcostwo. Wiara mówi, że to powołanie pochodzi od Boga, Stwórcy pierwszej ludzkiej pary. W świetle Biblii jest ono chronologicznie pierwsze i podstawowe.
Kluczowym fragmentem, który ujmuje w sposób głęboki sens tego podstawowego powołania mężczyzny oraz zadań z niego wypływających, są słowa Jana Pawła II z adhortacji apostolskiej Familiaris consortio: „Mężczyzna, ukazując i przeżywając na ziemi ojcostwo samego Boga, powołany jest do zabezpieczenia równego rozwoju wszystkim członkom rodziny. Spełni to zadanie przez wielkoduszną odpowiedzialność za życie poczęte pod sercem matki, przez troskliwe pełnienie obowiązku wychowania, dzielonego ze współmałżonką, przez pracę, która nigdy nie rozbija rodziny, ale ją utwierdza w spójni i stałości, przez dawanie świadectwa dojrzałego życia chrześcijańskiego, które skutecznie wprowadza dzieci w żywe doświadczenie Chrystusa i Kościoła”.
Zacytowany tekst papieski stanowi wspaniałe streszczenie istoty ludzkiego ojcostwa. Zawiera przede wszystkim odpowiedź na pytanie, co stanowi jego najgłębszy sens. W świetle słów Jana Pawła II jest nim ukazywanie i przeżywanie ojcostwa samego Boga. Ojciec Święty wskazuje także sposób realizacji tego powołania na drodze wypełniania czterech podstawowych zadań ojca w rodzinie: odpowiedzialność za poczęte życie, czyniące kobietę matką, a mężczyznę ojcem; wychowanie dziecka w ścisłej współpracy z małżonką; praca, która przede wszystkim uwzględnia dobro rodziny; świadectwo dojrzałego życia chrześcijańskiego.
W niniejszej refleksji pomijamy omówienie tych fundamentalnych zadań ojca. Warto jednak pamiętać, że dopiero ich żmudna realizacja tworzy pełny obraz ojcostwa.
Pierwszy na linie
Miłośnicy gór znają wspaniałą książkę noszącą powyższy tytuł. To wyrażenie, zaczerpnięte z języka wspinaczki wysokogórskiej, szkicuje obraz ojca. To on ma być pierwszym na linie, który prowadzi swoje dziecko na trudny szczyt dojrzałości życiowej, ubezpiecza jego kroki pieczołowicie i z miłością, patrzy z dumą na każdą pokonaną przestrzeń.
A kiedy przyjdzie chwila, gdy dorosłe dzieci opuszczają dom rodzinny, by rozpocząć samodzielne życie, na ustach ojca powinny pojawić się słowa modlitwy arcykapłańskiej Chrystusa, testamentu z Wieczernika: „Ojcze, nadeszła godzina. Wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania. Objawiłem imię Twoje ludziom, których Mi dałeś. Twoimi byli i Ty Mi ich dałeś, a oni zachowali słowo Twoje. Słowa bowiem, które Mi powierzyłeś, im przekazałem, a oni je przyjęli. Ja za nimi proszę. Zachowaj ich w Twoim imieniu. Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie” (por. J 17, 1−19).
Szczęśliwy człowiek, który wracając myślami do domu rodzinnego, może z radością i wdzięcznością modlić się słowami św. Pawła: Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem (Ef 3, 14). Nie tylko przed Ojcem Niebieskim, ale i przed tym, który był mi obrazem Boga na ziemi, który dał mi życie i miłość.
KS. BRONISŁAW MIERZWIŃSKI (ur. 1941), profesor nauk teologicznych, kierownik Katedry Teologii Pastoralnej Szczegółowej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz Katedry Pedagogiki Rodziny Wyższej Szkoły Filozoficzno−Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie. Opublikował: Mężczyzna – mąż – ojciec; Mężczyzna, istota nieznana; Kościół wobec problemu bezrobocia.
Tekst pochodzi z książki pod red. ks. Józefa Augustyna SJ, Duchowość mężczyzny
Art. ze str. deon.pl