Ambona > Komentarz
Czy samobójstwo jest rozwiązaniem? 2010-06-09
Pytanie to otrzymałem na spotkaniu z licealistami. Ponieważ miało ono miejsce poza zajęciami szkolnymi, przyszli jedynie ci, którzy chcieli. Od samego początku spotkania panowała atmosfera skupienia i powagi. Młodzi ludzie chcieli usłyszeć odpowiedź na pytania, które sami wcześniej zadali anonimowo i przesłali mi je na kilka tygodni przed zaplanowanym spotkaniem.
Poza banalnymi pytaniami typu: „Czy wolno się całować?”, jakie nastolatki zadają każdemu księdzu na religii, były pytania bardzo poważne, a niektóre – bardzo trudne. Czułem, że za pewnymi pytaniami kryją się wielkie osobiste dramaty: cierpienie, zagubienie, poczucie nieszczęścia czy też zaglądająca w oczy rozpacz. Inne pytania z kolei odzwierciedlały otwarcie na przyszłość, optymizm, fascynację i ciekawość życia. Dla wielu z nich spotkanie było okazją, by zapytać – choćby krótko i anonimowo – o jakąś ważną dla siebie sprawę.
Ponieważ przytoczone pytanie było anonimowe, nie miałem okazji zobaczyć pytającego i spojrzeć mu w oczy, usiłując odgadnąć, czy zadawał je tylko „teoretycznie”, bawiąc się w filozofa, jak czyni to wielu młodych ludzi, czy też może sam walczył z pokusą targnięcia się na swoje życie. Nie mogąc poznać okoliczności, w jakich powstało to pytanie, spróbujmy zatem wyobrazić sobie dwie różne sytuacje, w jakich mogło się ono narodzić oraz udzielić dwóch krótkich odpowiedzi.
Wyobraźmy więc sobie najpierw młodego człowieka, który poprzez przekraczanie i łamanie wszystkich barier, nakazów i zakazów, jakie dla obrony człowieka stawiane są przez Boga i przez ludzi, sam doprowadza się do granic życia i śmierci. Następnie przyjrzyjmy się nastolatkowi, który jest doprowadzony do granic śmierci przez wielkie krzywdy, jakich doznał od ludzi. Ponieważ życie jawi mu się jako wieczne cierpienie, wyciąga wniosek, iż lepiej ze sobą skończyć, niż tak bardzo się męczyć.
W pierwszej sytuacji mamy przed sobą młodego człowieka, którego rozpiera jakaś nienasycona chciwość doznań i wrażeń. Wydaje mu się, że cały świat należy tylko do niego, ponieważ czuje się młody. Uważa, że jest panem swojego życia. Jego życiowe plany wydają się dobrze streszczać słowa głupiego bogacza: Masz wielkie dobra, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! (Łk 12, 19). Wszystkich traktuje z góry. Wydaje mu się, że wystarczy powiedzieć sobie, że wszystko zależy tylko od niego, a wówczas to, co dla innych jest zabronione i niedostępne, dla niego stoi otworem. Wszelkie granice zostają zniesione, wszystko mu wolno. Nikt nie ma prawa niczego mu nakazywać, zakazywać lub czegokolwiek od niego żądać.
Z czasem jednak zauważa, że to, co miało być dla niego źródłem nieograniczonego szczęścia, staje się źródłem śmiertelnej nudy. Łatwość, z jaką wszystko osiąga, nudzi go. Owa śmiertelna nuda sprawia, że to, do czego sam dążył i czego sam szukał, zaczyna go męczyć. I chociaż zaspokaja wszystkie swoje namiętności, to jednak czyni to z taką nudą, że już przestaje czerpać z tego jakąkolwiek przyjemność. Zauważył, że z narastaniem znudzenia narasta straszny gniew na ludzi. Im ktoś jest lepszy, świętszy, tym większą wywołuje w nim złość. A to, co w innych ludziach budzi odrazę i wstręt, jemu się podoba.
Ów młody człowiek szybko odkrywa, że obok niego istnieją ludzie jemu podobni, którzy myślą podobnie. I choć łamie wszystkie zakazy i nakazy, to jednak jego odwaga jest pozorna. Bardzo boi się, aby nie został zdemaskowany, ukarany, odrzucony. Gdzieś w głębi swojej świadomości wie, że robi coś dziwnego, strasznego i obrzydliwego. Żyje tak przez wiele tygodni i miesięcy. Z czasem rodzi się w nim beznadzieja i rozpacz. Czuje się osaczony. Wie, że musi z tym skończyć, ale nie wie jak. A może odebrać sobie życie? Zadaje sobie więc pytanie: „Czy samobójstwo nie jest dobrym rozwiązaniem tej sytuacji?”.
Świadome i rozmyślne paktowanie ze złem kończy się często tragicznie. Przed wielu ludźmi, nieraz w bardzo młodym wieku, otwiera się swoiste piekło tylko dlatego, iż dali się uwieść fascynacjom demonicznym. Zapłatą za rozmyślne paktowanie ze złem i ze Złym jest śmierć (por. Rz 6. 23); taka, która przychodzi z nadużycia narkotyków, poprzez cudzą agresję i gwałt czy też targnięcie się na własne życie. Wszystko to jest ciemne, smutne i tragicznie bolesne.
Jak ten młody człowiek mógłby uratować własne życie? Musiałby najpierw uznać, że bardzo się zagubił. Musiałby też wyznać wiarę w Tego, który jest Panem życia i śmierci. Byłoby to możliwe, gdyby zaufał ludziom i rozpoczął wszystko od nowa.
I druga sytuacja. Pytanie „Czy samobójstwo jest życiowym rozwiązaniem?” zadaje młody człowiek w zupełnie odmiennej sytuacji. Od maleńkości bardzo cierpi. Jego ojciec jest alkoholikiem. W dzieciństwie upokarzał go i znęcał się nad nim. Teraz obaj żyją obok siebie we wzajemnej skrywanej wrogości. Matka jest osobą zagubioną i wiecznie nieszczęśliwą. Sama jest zbyt udręczona własnym życiem, aby móc interesować się życiem dziecka. Ten młody czlowiek ma wiele kompleksów w stosunku do rówieśników. Czuje się przez nich upokarzany. Tęskni za przyjaźnią, ale boi się kontaktów z ludźmi. Ma wrażenie, że wszyscy go odrzucają i pogardzają nim. Tęskni za miłością, ale tak bardzo boi się odrzucenia, iż woli nie ryzykować znajomości z dziewczyną. Jest też zbyt niezaradny, by odnosić sukcesy w nauce. Wszyscy przyzwyczaili się do tego, że jest najgorszy, a nauczyciele nie umieją docenić jego wysiłków i starań.
Oczywiście wokół niego jest wiele ludzi mu życzliwych, ale widząc jego wieczny smutek – odsuwają się od niego. On zaś, chociaż często poniża się we własnych oczach, w głębi serca jest zbyt dumny, by prosić
o odrobinę zainteresowania, życzliwości i ludzkiego ciepła. Żyje więc na uboczu i czuje się śmiertelnie samotny – samotny w domu z pijanym ojcem i bezradną matką, samotny wśród rówieśników. Początkowo szuka ucieczki w książkach, ale towarzystwo papierowych bohaterów niewiele mu pomaga. Uważa się za wierzącego, ale jego religijność jest tak obca życiu, że nie przynosi mu żadnej ulgi i nie pomaga mu w rozwiązaniu problemu.
W umęczonym sobą i swoją samotnością człowieku rodzi się pytanie: „Czy warto tak się męczyć całe życie? Czy nie lepiej tego przerwać?”. Kiedy dopuszcza on do siebie takie pytania, ogarnia go jakiś straszliwy lodowaty chłód. Nigdy nie myślał realnie o przerwaniu własnego życia, nigdy też niczego nie planował, ale myśl o samobójstwie przyssała się do jego mózgu jak pijawka. Narzuca się mu w momentach trudnych i staje przed nim jako „diabelskie” pocieszenie: „Miałbym wreszcie święty spokój”. Gdzieś w głębi jego duszy plącze się myśl, że popełniając taki straszny czyn, mógłby doświadczyć słodkiej zemsty na wszystkich, którzy go odrzucali, lekceważyli i poniżali. Nie obawia się wiecznego potępienia, ale powstrzymuje go przede wszystkim strach. Może bardziej niż strachu obawia się także zranienia swojej matki. „To by ją zabiło” – mówi sobie.
Zebrałem tutaj wszystkie możliwe nieszczęścia młodego człowieka, choć – jak pokazuje życie – tylko jedno z nich bywa nieraz motywem targania się na swoje życie. Czy więc samobójstwo jest rozwiązaniem życiowych problemów? Nigdy. Życie zawsze pozostaje wielkim darem i łaską, także wtedy, kiedy bywa bardzo ciężkie.
Aby pomóc młodemu człowiekowi, trzeba by go – w przenośni i dosłownie – przygarnąć, przytulić i zachęcić do otwarcia na innych. Jego śmiertelna samotność jest nie tylko owocem niesprzyjających warunków
w domu, w szkole czy też wśród rówieśników, ale także jego izolacji, w której lęk przez odrzuceniem miesza się z ukrytą pychą i maskowaną wyniosłością. Czuje się śmiertelnie samotny, ponieważ nieustannie dokonuje wyboru takiej samotności.
„Nie jesteś sam. Wokół ciebie jest wiele bardzo życzliwych osób, które gotowe są przyjść ci z pomocą. Jeżeli do tej pory nie udzieliły ci jej, to tylko dlatego, że od nich uciekałeś” – oto podstawowa informacja, jaką
– w klimacie ciepła, serdeczności i akceptacji – trzeba by skierować do tego młodego człowieka.
Józef Augustyn SJ
Art. ze str. deon.pl