Ambona > Komentarz
Chrześcijańska wizja i sens śmierci2010-04-17Dopiero śmierć w pełni wyzwala. W obliczu śmierci człowiek doświadcza wolności. Opadają wówczas wszystkie maski, które zakładamy i role, które gramy przed innymi, przed światem, by być kimś innym niż w rzeczywistości jesteśmy. Przestajemy się wówczas przejmować tym, co sądzą o nas inni. Odpada lęk przed kompromitacją bądź odrzuceniem. Przestaje się liczyć sukces, bogactwo, ambicje, plany. Śmierć niweczy miary stosowane w ciągu życia. W śmierci człowiek uwalnia się od myślenia czysto ludzkiego, światowego i wyzwolony wkracza w nowy świat przeniknięty całkowicie Bogiem.
Chrześcijańskie spojrzenie na śmierć zakłada akceptację jej wymiaru biologicznego. Śmierć zawsze jest kresem życia biologicznego, jest fizycznym procesem rozkładu, destrukcją, wobec której człowiek pozostanie zawsze bezsilny. Jest również nicością niespełnionych pragnień, marzeń, życia, egzystencji.
Nowy KKK mówi: Czas jest miarą naszego życia; w jego biegu zmieniamy się i starzejemy. Jak w przypadku wszystkich istot żyjących na ziemi, śmierć jawi się jako normalny koniec życia. Ten aspekt śmierci jest pewnym przynagleniem dla naszego życia; pamięć o naszej śmiertelności służy także jako przypomnienie, że mamy tylko ograniczony czas, by zrealizować nasze życie (nr 1007).
Stare reguły zakonne, np. benedyktyńska albo kamedulska zalecały codzienne wspominanie śmierci. [Zapewne przypominamy sobie Pana Wołodyjowskiego i jego słynne memento mori]. Nie wspominano jednak śmierci po to, by trwać w smutku, ale przeciwnie, po to, by rozkoszować się życiem, by przeżywać radość życia.
Anselm Gruen pisze: Pamiętać o tym, że umrzemy oznacza - żyć po ludzku [...] A to oznacza – oddychać, czuć, że się żyje, że się jest jedynym na świecie, mieć świadomość, że istnieje taki aspekt Boga, który na tym świecie mogę wyrazić tylko ja sam. Myślenie o śmierci służy życiu. To przeczuwanie tajemnicy życia.
Gdybyśmy wyobrazili sobie, że jutro mamy umrzeć, przeżylibyśmy dzień dzisiejszy w sposób bardziej świadomy i intensywny. Śmierć posiada bardzo ważne znaczenie, gdyż uczy nas życiowej mądrości, życiowego realizmu, porządkuje naszą hierarchię wartości, pomaga odnaleźć cel i sens życia.
Umieranie ma wiele wspólnego z narodzinami. Nowe może narodzić się dopiero, gdy umiera stare. Chrystus mówi: Jeżeli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity (J 12, 24).
Śmierć jest całkowitym wyzwoleniem człowieka. Dziecko, przychodząc na świat, uwalnia się od matki. Dojrzewa i staje się dorosłym, gdy gotowe jest porzucić swoje dzieciństwo. Przez całe życie wymaga się od nas, byśmy porzucali, pozostawiali za sobą to, co zdobyliśmy – rzeczy, zdrowie, odgrywane przez nas role, bezpieczeństwo, przyjaciół, dzieci itd. Musimy także porzucić starego człowieka, by mógł w nas narodzić się nowy.
Wiemy z doświadczenia, jak to wyzwalanie nie jest łatwe. Do starego już się przyzwyczailiśmy, umiemy z tym żyć, nawet gdy wiąże się z cierpieniem. Nowe budzi lęk, przeraża. I dlatego tak trudno nam je podjąć.
Dopiero śmierć w pełni wyzwala. W obliczu śmierci człowiek doświadcza wolności. Opadają wówczas wszystkie maski, które zakładamy i role, które gramy przed innymi, przed światem, by być kimś innym niż w rzeczywistości jesteśmy. Przestajemy się wówczas przejmować tym, co sądzą o nas inni. Odpada lęk przed kompromitacją bądź odrzuceniem. Przestaje się liczyć sukces, bogactwo, ambicje, plany. Śmierć niweczy miary stosowane w ciągu życia. W śmierci człowiek uwalnia się od myślenia czysto ludzkiego, światowego i wyzwolony wkracza w nowy świat przeniknięty całkowicie Bogiem.
Dlatego należy przez całe życie odkrywać cel i sens śmierci. Kto dostrzega w śmierci sens, o wiele łatwiej potrafi rozstać się z tym, co przemija.
Pytanie o sens śmierci znajduje jednak najpełniejszą odpowiedź dopiero w perspektywie śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Śmierć, której doświadcza człowiek wierzący, otwiera drogę do Boga Ojca i dlatego ma zawsze wymiar nadziei i miłości. Św. Paweł pisze: Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk (Flp 1, 21); i dalej: Nauka to zasługująca na wiarę: Jeżeliśmy bowiem z Nim współumarli, wespół i z Nim żyć będziemy (2Tm 2, 11).
Pierwsi chrześcijanie byli zafascynowani osobą Jezusa i oczekiwali Jego rychłego przyjścia. Każda Eucharystia wypełniona była zwiastowaniem Pana aż przyjdzie (1Kor 11, 26). Szczególnym czasem oczekiwania była Wielkanoc. Modlono się wówczas o przyjście Zmartwychwstałego w chwale. To oczekiwanie wyraża także ostatnie słowo NT: Zaiste, przyjdę niebawem. Amen. Przyjdź Panie Jezu! (Ap 22, 20).
To oczekiwanie pierwszych chrześcijan nie jest bez znaczenia. Wprawdzie z początku myśleli o szybkim końcu świata. Ale później pojawiła się świadomość, że Pan jest zawsze blisko nas; że przychodzi w każdej chwili. W chwili naszej śmierci dokonuje się to, w co wierzyli pierwsi chrześcijanie i o co codziennie się modlili: Marana tha! Przyjdź Panie Jezu!
Jednak pragnienie bliskości Pana, tak znamienne dla pierwszych chrześcijan, nie zawsze cechuje uczniów Jezusa. Pisze już o tym św. Cyprian: Jakże to sprzeczne i nierozumne, że chociaż sami prosimy o spełnienie się woli Boga, to jednak kiedy poleca i wzywa do odejścia z tego świata, nie chcemy poddać się natychmiast Jego rozkazom. Sprzeciwiamy się, wzbraniamy, i jak opornych niewolników wiodą nas w smutku i rozżaleniu przed Pana. Odchodzimy stąd przymuszeni koniecznością, nie zaś przekonani posłuszeństwem. A nadto oczekujemy nagrody wiecznej od Tego, do którego tak niechętnie idziemy. Czemuż więc prosimy i błagamy, aby przyszło królestwo niebieskie, jeśli rozkoszą dla nas jest ziemska niewola? Dlaczego w częstych modlitwach prosimy, aby rychło nadszedł dzień królestwa, jeśli naszym gorącym pragnieniem i wielkim życzeniem jest służyć tutaj raczej diabłu, niż królować z Chrystusem? (O śmierci, LG, IV, 478).
Śmierć jest końcem ziemskiej pielgrzymki człowieka. Jest końcem czasu łaski i miłosierdzia, jaki Bóg ofiaruje człowiekowi, by zrealizował swoje ziemskie życie. Gdy zakończy się ten jeden jedyny i niepowtarzalny bieg naszego życia, nie wrócimy więcej do kolejnego ziemskiego życia.
W dzisiejszych czasach wielu chrześcijan zaczyna interesować się teorią reinkarnacji. Wierzą, że w chwili śmierci nie odejdą ostatecznie do Boga, lecz, że będą rodzić się wciąż na nowo, dopóki ich duch nie oczyści się całkowicie i nie dojrzeje do osiągnięcia nieba - do nirwany. Nirwana, która jest celem reinkarnacji, jest uwolnieniem się z więzów cielesności i zatopieniem jaźni w jakiejś bliżej nieokreślonej jaźni wszechświata. Stoi więc w sprzeczności z osobowym i dialogicznym wymiarem odkupienia w chrześcijaństwie. Teoria reinkarnacji wywodzi się z buddyzmu i hinduizmu, a więc nurtu kulturowego, obcego naszemu zachodniemu, jednak czyni dziś wiele zamieszania. KKK jasno stwierdza: Po śmierci nie ma reinkarnacji (nr 1013). A autor listu do Hebrajczyków pisze: postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd (Hbr 9, 27).
W chwili śmierci każdy człowiek pozna prawdziwe oblicze Boga. Zostanie zdjęta zasłona, dzięki czemu człowiek będzie mógł wejść w tajemnicę Trójcy Świętej. W swojej śmierci człowiek rozpozna oblicze Chrystusa, które towarzyszyło mu w ziemskim życiu w osobach bliźnich.
W chwili naszej śmierci poznamy prawdziwego Boga, poznamy miłość absolutną, bezwarunkową i w obliczu tej miłości zobaczymy własny egoizm. Spotkanie z Bogiem jest najbardziej bolesnym poznaniem siebie.
Jednak Bóg, którego poznamy w chwili śmierci nie jest jakimś buchalterem albo surowym sędzią. Jest zawsze Bogiem kochającym, który objawia się nam jako miłość i światło. I nie musimy się lękać, że z chwilą śmierci nasze ręce będą puste. Zresztą, jakkolwiek byśmy się starali, przed Bogiem zawsze będziemy stać z pustymi rękami, jak słudzy nieużyteczni Musimy natomiast wierzyć, ufać i kochać. To bardzo mało i bardzo dużo.
Chrześciajński stosunek do zmarłych
Na koniec kilka refleksji na temat naszego stosunku do zmarłych. Śmierć zawsze niesie za sobą zmianę relacji. Zmienia i wprowadza zamieszanie w stosunki rodziców i dzieci, małżonków, przyjaciół. Wielu ludzi ma poczucie winy z powodu śmierci bliskich. Pojawia się pytanie, czy czegoś nie zaniedbaliśmy.
Dlatego potrzebny jest czas żałoby. Czas żałoby nie może być jednak tylko ciągłym wspominaniem przeszłości. Niektórzy ludzie w sposób niedojrzały nie potrafią uwolnić się od zmarłego. Na przykład nie wprowadzają najmniejszej zmiany w pokoju, w którym mieszkał. Wspomnienia zamieniają w rodzaj kultu. W ten sposób tkwią nieustannie w przeszłości.
Oczywiście, że wspominanie zmarłego ma głęboki sens. Ale musi nabierać innego wymiaru. W czasie żałoby żegnamy się z ludźmi, którzy byli nam bliscy, których kochaliśmy. Opowiadamy sobie nawzajem, ile zmarły dla nas znaczył, co tworzył w swoim życiu, jakie doświadczenia dzieliliśmy wspólnie. Staramy się zrozumieć, jaka była najgłębsza treść i sens jego życia. Poprzez taką refleksję możemy pytać, co pragnie mi teraz powiedzieć? Jakie jest jego przesłanie dla mnie w konkretnej sytuacji życiowej? Taka refleksja nad życiem zmarłego uwolni od nieustannego trwania w bólu i da nową nadzieję. Może pozwoli również zweryfikować własne życie.
Inni z kolei, by uniknąć bólu, rzucają się w wir pracy, chcą na siłę zapomnieć. Nie jest to także właściwa postawa. Dopiero z chwilą, gdy opłaczemy zmarłego i stratę, może w nas wzrastać nowe życie, możemy zaakceptować śmierć.
Problemem, który może pojawić się z chwilą śmierci bliskich są negatywne uczucia. Np. kobieta może doznawać złości i agresji wobec męża, za to, że zostawił ją samą z małymi dziećmi. Ktoś inny odczuwa zazdrość, że o zmarłym mówi się wiele dobrego, wspominając go z szacunkiem, a rzeczywistość była inna. Inni czują się przy pogrzebie, jakby skamieniali, pozbawieni życia. Kryzys przychodzi dopiero później. Te różnorodne uczucia negatywne mogą wyrażać się także w czasie snów o zmarłych. Żałoba jest czasem, w czasie którego porządkujemy te wszystkie negatywne uczucia, by wejść w nowe relacje ze zmarłymi.
Innym problemem, który może pojawić się po śmierci bliskich są wyrzuty sumienia. Niektórym ludziom wydaje się, że z powodu ich zranień, zmarły będzie cierpiał wiecznie. W takiej sytuacji warto sobie uświadamiać, że zmarły doświadcza już pokoju i nie cierpi więcej z powodu ran, jakie mu zadaliśmy. Osiągnął już pełnię i pokój.
Dlatego zamiast pielęgnować wyrzuty sumienia, warto powierzać go Bożemu miłosierdziu, a później nawiązywać z nim nowy, dobry kontakt. Nasza wiara pomoże nam przekonać się o bliskości, pomocy i towarzystwie osoby ukochanej. Śmierć nie jest jakąś absolutną granicą pomiędzy kochającymi. Dokładnie tak samo, jak modlimy się do świętych, możemy w modlitwie zwracać się do zmarłych, których znaliśmy. Modlitwa, rozmowa ze zmarłymi może być dla nas siłą, pomocą i nadzieją.
Szczególnym miejscem jest Eucharystia. Pierwsi chrześcijanie spotykali się na sprawowaniu Eucharystii w katakumbach, a więc na cmentarzach. W ten sposób łączyli się ze wspólnotą świętych – ze zmarłymi, którzy odeszli wcześniej do Pana. Także dla nas Eucharystia może być miejscem doświadczania szczególnej bliskości z naszymi najbliższymi, którzy cieszą się już wieczną radością.
W swojej mowie pożegnalnej Jezus mówi o odejściu i przygotowaniu miejsca dla nas w niebie: A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem (J 14, 3). To, co Jezus mówi o sobie i swojej śmierci możemy także odnieść do śmierci naszych bliskich. Odchodzą z tego świata, aby przygotować nam mieszkanie u Boga. Ponadto zabierają jakąś część nas samych w wieczność. Poprzez śmierć bliskiej osoby, wzajemne uczucia, doświadczenia, rozmowy, bóle i radości sięgają Boga. Dlatego nasza śmierć nie będzie tylko bramą do obcego świata, ale do mieszkania, gdzie są już nasi bliscy. I im więcej znanych nam ludzi umiera, tym większa część nas samych przebywa już teraz w wiecznym mieszkaniu – w niebie.
Art. ze str. deon.pl