Liturgia


Czytania na dziś »

Komentarz do Słowa na dziś








Ambona > Komentarz

Dlaczego przeżywamy żałobę2010-04-15

 

   Trwa narodowa żałoba po śmierci Pana Prezydenta i elity politycznej naszego kraju. Wszyscy Polacy w kraju i zagranicą łączą się w bólu i modlitwie, przeżywając niezrozumiałą tragedię. Cały świat solidaryzuje się z nami, nadsyła listy kondolencyjne. A my stawiamy pytania: dlaczego? Jaki to ma sens? I czy w ogóle ma sens? Są to pytania, na które nie znajdujemy jeszcze odpowiedzi. One pogłębiają tylko nasz ból i cierpienie.
 
   Każda śmierć, szczególnie nagła, nieoczekiwana, która zabiera bliskich, a zwłaszcza osoby które darzymy szacunkiem, sympatią, miłością, zawsze niesie z sobą zmianę relacji. Zmienia i wprowadza zakłócenie w stosunki rodziców i dzieci, małżonków, przyjaciół, ludzi bliskich i cenionych. Rodzi ból, żal, gorycz, wyrzuty sumienia, poczucie winy….
 
   Dlatego potrzebny jest czas pamięci i troski o zmarłego, czas żałoby, który w naszej polskiej kulturze trwa zazwyczaj rok. Jest to ważny czas z punktu psychologicznego. Pozwala bowiem przepracować i zaakceptować trudną próbę straty i rozstania. Ma wymiar terapeutyczny.
 
   W rozwoju żałoby można schematycznie wyróżnić kilka faz: szoku, rozpaczy, sublimacji (reorganizacji) i stopniowej akceptacji. Wiadomość o śmierci bliskich rodzi szok i reakcje niedowierzania, zaprzeczania. Łatwiej jest pogodzić się ze śmiercią osób starszych, schorowanych, trudniej - ludzi młodych. Najtrudniej, gdy śmierć przychodzi nagle, zaskakuje i zastaje nas zupełnie nieprzygotowanych. Pojawiający się wówczas szok rodzi niedowierzanie, zaprzeczanie, a następnie różnorodne negatywne uczucia, np. gniew, agresja, rozpacz, przygnębienie, poczucie bezsensu życia, próby izolacji od innych i świata.
 
   Z drugiej strony negacji śmierci może towarzyszyć silne koncentrowanie się na osobie zmarłego, wspominanie, rozmowy z nim, nadzieja zobaczenia go… Niektórzy nie potrafią „uwolnić się od zmarłego” przez całe życie. Na przykład nie wprowadzają najmniejszej zmiany w pokoju, w którym mieszkał. Wspomnienia zamieniają w rodzaj kultu. W ten sposób tkwią nieustannie w przeszłości.
 
   Czas żałoby nie może być ciągłym wspominaniem przeszłości. Oczywiście, że wspominanie zmarłego ma głęboki sens. Ale musi nabierać innego wymiaru. W czasie żałoby żegnamy się z ludźmi, którzy byli nam bliscy, których kochaliśmy. Opowiadamy sobie nawzajem, ile zmarły dla nas znaczył, co tworzył w swoim życiu, jakie doświadczenia dzieliliśmy wspólnie. W ten sposób „obiekt miłości nie ginie, nosimy go bowiem w nas samych” (A. Maslow). Staramy się zrozumieć, jaka była najgłębsza treść i sens jego życia. Co pragnie nam teraz powiedzieć? Jakie jest jego przesłanie dla nas, w konkretnej sytuacji życiowej?
 
   Abp Sławoj Głódź powiedział, że po śmierci Prezydenta Lecha Kaczyńskiego „media zaczęły mówić sercem”. I faktycznie, od tragicznego wypadku można usłyszeć same ciepłe słowa o Panu Prezydencie, jako wybitnym człowieku, patriocie, polityku… Słowa, które korygują jego wcześniejszy wizerunek kreowany przez media i opozycję.
 
   Refleksja nad życiem zmarłego, która pozwala zrozumieć przesłanie jego życia, uwalnia stopniowo od nieustannego trwania w bólu i daje nową nadzieję. Może pozwoli również zweryfikować własne życie…
 
   Czas żałoby jest okresem wyrażania uczuć. Nie należy wstydzić się bólu ani łez… Mówimy, że „mężczyźni nie płaczą”,ale ostatnie wydarzenia pokazały, że tak nie jest. Nawet najtwardsi politycy nie kryli łez. Jest to ważny etap w akceptacji śmierci innych. Są osoby, które w żałobie izolują się, „zamrażają uczucia”, nie pozwalają sobie na ból, próbują grać „twardych”, rzucają się w wir pracy, chcą na siłę zapomnieć. Nie ułatwia to przeżywania żałoby ani akceptacji śmierci. Dopiero z chwilą, gdy opłaczemy zmarłego i stratę, możemy zaakceptować śmierć i pozwolić, by wzrastało w nas   nowe życie.
 
   W okresie żałoby może pojawić się również problem poczucia winy wobec zmarłych. Pan Lech Wałęsa mówił o niemożliwości pojednania z pewnymi osobami, które zginęły w wypadku pod Smoleńskiem. Jednak sam przebacza i poleca te osoby Bożemu miłosierdziu. Jest to właściwa postawa.
 
   Inni z chwilą śmierci bliskich przeżywają negatywne uczucia wobec nich. Np. żona może czuć agresję wobec męża, ponieważ „pozostawił ją samą” z małymi dziećmi. Inni odczuwają zazdrość, że o zmarłym mówi się wiele dobrego, wspominając go z szacunkiem, podczas gdy rzeczywistość była inna. Jeszcze inni czują się przy pogrzebie, jakby „skamieniali, pozbawieni życia”. Kryzys przychodzi dopiero później. Te różnorodne uczucia negatywne mogą wyrażać się także w czasie snów o zmarłych. Żałoba jest czasem, w czasie którego porządkujemy wszystkie negatywne uczucia, by wejść w nowe relacje z nimi.
 
   Dopiero, gdy minie czas szoku, buntu, rozpaczy, może rozpocząć się etap stopniowej akceptacji śmierci. Wyraża się on w bardziej uporządkowanej, świadomej refleksji nad śmiercią, stratą i rozstaniem, wyjściem z izolacji i nawiązaniem głębszych relacji z innymi, a także ponownym podjęciem obowiązków, zadań i ról życiowych. Oczywiście etap sublimacji i reorganizacji życia oraz akceptacji śmierci bliskich przebiega u każdego w sposób indywidualny i specyficzny.
 
   W trudnych doświadczeniach żałoby pomaga wiara. Wiara podtrzymuje w  nas przekonanie o bliskości osób kochanych. Uświadamia i daje poczucie pewności, że śmierć nie jest absolutną granicą pomiędzy kochającymi. Dokładnie tak samo, jak modlimy się do świętych, możemy w modlitwie zwracać się do zmarłych, których znaliśmy. Modlitwa, rozmowa ze zmarłymi może być siłą, pomocą i nadzieją.
 
   Szczególnym miejscem doświadczenia bliskości zmarłych jest Eucharystia. Pierwsi chrześcijanie spotykali się na sprawowaniu Eucharystii w katakumbach, a więc na cmentarzach. W ten sposób łączyli się ze wspólnotą świętych – ze zmarłymi, którzy odeszli wcześniej do Pana. Także dla nas Eucharystia może być miejscem doświadczania szczególnej więzi z bliskimi, którzy cieszą się już wieczną radością.
 
   W swojej mowie pożegnalnej Jezus mówił o odejściu i przygotowaniu miejsca w niebie: „A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem”(J 14, 3). Anselm Grün pisze, że to, co Jezus mówił o sobie i swojej śmierci,  możemy odnieść do śmierci naszych bliskich. Odchodzą z tego świata, aby przygotować nam mieszkanie u Boga. Ponadto zabierają jakąś część nas samych w wieczność. Poprzez śmierć bliskiej osoby, wzajemne uczucia, doświadczenia, rozmowy, bóle i radości „sięgają Boga”. W tym sensie nasza śmierć nie będzie tylko bramą do obcego świata, ale do mieszkania, gdzie są już nasi bliscy. I im więcej znanych nam ludzi umiera, tym większa część nas samych przebywa już teraz w wiecznym mieszkaniu – w niebie.

 

Art. ze str. deon.pl

Programista PHP: Michał Grabowski | Opracowanie graficzne: Havok.pl