Ambona > Komentarz
Bierzmowanie - potem "rozwód" z Kościołem2015-03-03Kończy się msza święta. Ksiądz opuszcza z dwoma ministrantami prezbiterium. Końcowa pieśń wciąż rozbrzmiewa po nawach świątyni. Nagle pojawiają się pojedynczy gimnazjaliści z cienkimi indeksami w ręku. Materializują się w mgnieniu oka nie wiadomo skąd i znikają za drzwiami zakrystii. Gdy zbierze się większa grupa, tworzy się kolejka i z nienaganną cierpliwością przesuwa się powoli by kapłan postawił swoją parafkę w następnej pustej kratce. Młodzi wychodzą szybciej niż weszli. Odbębnione. Zaliczone. "Mam podpis. Jeszcze dużo pustych miejsc na wpisy, ale jakoś to przeżyję!"- uśmiecha się do mnie dziewczę, które znam z sąsiedztwa.
Wychodzę z pustego już kościoła. Zagaduję znajomą, której syn kilka tygodni wcześniej przystąpił do sakramentu bierzmowania. "Co u Michała?"- pytam. "A, dziękuję. Uczy się dobrze. Ale wie pani…"- znajoma ścisza konspiracyjnie głos- "Zaraz po uroczystości z biskupem oświadczył: Mamo, od teraz dajcie mi spokój z kościołem! Żadnych mszy, żadnych spowiedzi, żadnych nabożeństw! Postanowiłem też, że jak będę brał kiedyś, ślub to wyłącznie cywilny." Patrzę zatroskana w oczy znajomej i próbuję pocieszyć- "Wszystko może się zmienić. Niech się pani nie martwi na zapas."
To nie jest przypadek odosobniony. Mam do czynienia z młodzieżą i znam wiele takich drastycznych odejść od Kościoła. Wiele dziewcząt i chłopców, pełni ulgi, po dwóch do trzech lat "zaliczania" nabożeństw i zakuwania odpowiedzi do egzaminów końcowych przed bierzmowaniem, odchodzi, czując wreszcie na karku oddech wolności. Indeksy, które wprowadzono, by dzieci po każdej niedzielnej mszy świętej otrzymywało potwierdzający podpis kapłana, sprawiły, że droga przygotowania do sakramentu bierzmowania stała się jak zwykły przedmiot szkolny. Zakuć-zdać-zapomnieć. Nieliczne są wystarczająco dojrzałe jednostki wśród młodych, by potrafiły oddzielić emocje wynikające z nakazu "zaliczenia" mszy z ich delikatnym pragnieniem serca. W skrajnych, ale niestety licznych przypadkach, młodzi ludzie czując opór i bunt przed "naciskiem" (czyli przed konicznością podpisu kapłana) wchodzą do kościoła gdy msza święta już się skończy i pędzą jedynie po "niezbędny" dowód ich uczestnictwa- parafkę prezbitera. Podobna sytuacja powtarza się gdy mają zdobyć potwierdzenie całej gamy nabożeństw: różańcowych, pierwszych piątków(!), rorat i innych. Od wielości wymuszonych nabożeństw- wiary im nie przybędzie. Zapomniał ktoś, że im więcej na młodzież nakłada się nacisku (zwłaszcza w tak delikatnej materii jak poznawanie Boga) tym więcej w nich buntu i odczucia niesprawiedliwości, bezsensowności. Czy władze Kościelne zapomniały, że należy młodzież ZACHWYCAĆ BOGIEM!? Wtedy sami przybiegną i z radością szukać będą tajników wiary.
Wiliam J.O’Malley SJ w książce pt."Efekt WOW" napisał: "… wszelka autentyczna religijność ma swój początek (…) w osobistym, fascynującym doświadczeniu". Czy nie powinno się podprowadzać młodych ludzi pod takie doświadczenie Boga? Czy nie powinno się przed bierzmowaniem głosić Jezusa? Głosić z mocą! Kto powiedział, że przygotowanie do bierzmowania musi trwać żmudne dwa i pół roku? Penitenci, którzy zdecydowali się na wytrwanie do sakramentu (czy to sami czy zmuszeni przez rodziców) muszą wyuczyć się i zdać (dosłownie) dziesiątki pytań niczym egzamin wstępny na studia. Muszę przyznać, że jakkolwiek długo trwa ten sposób wprowadzania młodych chrześcijan ku dojrzałej wierze, jest on w obecnych czasach w ogóle nie przekonujący! Młodzież gimnazjalna poszłaby za Jezusem i z odwagą podobną do skoku na głęboką wodę przyjęła Ducha Świętego, gdyby nie pierwsza przeszkoda: najpierw zdaj potem poznaj. Przeszkoda zniechęcająca i budząca rozczarowanie. Bóg nie jest kolejnym przedmiotem do zaliczenia a Jego poznawanie odbywa się całe życie. Duch Święty nie jest nagrodą za zaliczone nabożeństwa. Duch święty jest darem, którego sam udziela komu chce i jak chce. To On pierwszy wypatruje gimnazjalistów i ich serca, by w nich zamieszkać i Samemu je prowadzić.
Katecheci, kapłani, rodzice(!) mają pomóc w odnalezieniu młodym chrześcijanom ich własnej ścieżki poznawania Boga, który ich miłuje. Przestańmy się wreszcie bać, że dopuścimy do bierzmowania młodzież, która nic nie wie o Bogu. Cóż znaczy wiedza wobec serca spragnionego miłości. A takie serca młodzież ma! Zawsze miała. To świat "poukładanych" dorosłych, zniechęca ich do prawdziwego otwierania się na Boga, na Ducha Świętego.
Czy św. Piotr i inni Apostołowie wiedzieli wszystko o Bogu i tworzącym się Kościele? Czy rozumieli wszystko zanim nastał dzień Pięćdziesiątnicy? DOŚWIADCZYLI Boga i od tego momentu On ich pouczał w sercach na nowo. Św. Jan Paweł II wierzył w młodzież, stawiał na nich (o ironio, wtedy na nas!), pokładał w niej nadzieję, że otworzy drzwi Chrystusowi!
Dlaczego więc ograniczamy sztucznie dostęp do Ducha Świętego młodemu człowiekowi (niedoskonałemu jak i my). Zda czy nie zda 100 pytań. Będzie miał zaliczoną całą gamę nabożeństw czy nie. Gdzie w tym "przymusie" otwartość na serce, które pragnie zachwytu MIŁOŚCIĄ. W bierzmowaniu właśnie jest nadzieja dla świata, nadzieja na prawdziwy rozwój młodzieży, która odtąd pouczana i prowadzona w sposób tajemniczy przez Ducha Świętego zmieniać będzie siebie i świat. Módlmy się o to gorąco.
"Wiatr wieje tam gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha" J.3,8- mówił Jezus. Nie wiemy co Bóg przygotował dla poszczególnych młodych ludzi, młodych katolików, do jakich wyzwań ich zaprasza. Jedno jest pewne: trzeba im głosić, że w Bogu mogą wszystko, że w Duchu Świętym odwagi im nigdy nie zabraknie, a zwłaszcza mocy, dzięki której będą potrafili stawiać opór złu. "Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia" Flp.4,13 zapewnia apostoł Paweł. Trzeba by powtarzać wielokrotnie: "Dziewczyno, chłopcze, Duch Święty rozkochał się już w twym sercu! Teraz pragnie namaścić cię swoją obecnością byś przyjąłmoc Jego miłości. " Patrząc na rzeczywistość przygotowań do bierzmowania rodzi się smutne pytanie: Czy przygotowujący gimnazjalistów do tego ważnego sakramentu sami już w jego mistykę nie wierzą? Nie zarażają entuzjazmem zaciekawienia i poszukiwaniem Boga. A Stwórca ma wciąż świeże pomysły i wolę życia- podobnie jak młodzież!
Dzieje Apostolskie przypominają, że "Bóg naprawdę nie ma względu na osoby (…) Gdy Piotr jeszcze mówił o tym, Duch Święty zstąpił na WSZYSTKICH, którzy słuchali nauki" Na wszystkich! Czy wszyscy zgromadzeni, zasłuchani w głoszenie Chrystusa zdali egzamin? Czy zaliczyli odpowiednią liczbę nabożeństw? Duch Święty chyba zupełnie pominął taką drobnostkę… Znalazł otwarte serca i z wielką mocą wylał na nie swą moc miłości.
Zachęcajmy więc młodzież do sakramentu bierzmowania. Otwierajmy im szeroko drzwi. Prowokujmy do głębokich poszukiwań! Podprowadzajmy do Chrystusa, nie ograniczajmy dostępu do Ducha Świętego. Głośmy Jezusa i nie bójmy się, że nasze dzieci czegoś nie rozumieją. Duch Święty reszty dokona.