Liturgia


Czytania na dziś »

Komentarz do Słowa na dziś








Ambona > Komentarz

Lęk - ulubione żerowisko Złego2014-05-17

Szatanowi o wiele łatwiej przychodzi działać w sferze naszej wyobraźni niż myśli. Tam bowiem pracują również nasze zmysły.


Sławomir Rusin: Dlaczego szatan atakuje naszą wolność?


Ks. Krzysztof Wons SDS: Bo - i jest to jedna z głównych prawd w życiu duchowym - Zły nie ma bezpośredniego dostępu do naszej duszy. Nawet w stanie opętania, również kiedy się manifestuje, nie ma dostępu do naszej duszy, nie ma bezpośredniego dostępu do naszych myśli. On szuka drogi pośredniej, bo tylko tak może na nas oddziaływać. Nie może bezpośrednio wkroczyć w nasze życie, to potrafi tylko Pan Bóg, ale też bez naruszania ludzkiej wolności.


Przyjęło się uważać, że w mocy diabła znajduje się istota opętana, tymczasem w mocy diabła jest tak naprawdę grzesznik.


Zgadza się. Diabeł nie może nic zrobić naszej duszy bez naszej wolnej decyzji, nie może jej zagarnąć. On się podczas egzorcyzmu manifestuje, bo broni siedziby, w której mu dobrze, ale ona nie należy do niego.


Pokusa nie jest wkroczeniem w obszar naszej duszy?


Diabeł nie może bez naszej pomocy uczynić pokusy aktywną. Szuka dojścia do naszych myśli, próbuje zdobyć w nas ten bastion, jaki one stanowią, ale nie może w nie, niczym do worka, wrzucać, co chce. Jeśli tak się dzieje i łykamy wszystko, co nam podsuwa, to znaczy, że przetarł sobie do nas szlak. Wtedy następuje sprzężenie zwrotne między świadomością a wolną wolą.


Ewagriusz z Pontu mówił, że szatanowi o wiele łatwiej przychodzi działać w sferze naszej wyobraźni niż myśli. Tam bowiem pracują również nasze zmysły.


Czy Bóg i istoty duchowe mogą przemawiać przez zewnętrzne znaki?


Tak, dają nam natchnienia, różnego rodzaju stany duchowe, zaproszenia, impulsy. Nazywamy to wewnętrznymi poruszeniami. Ale jako że nie jesteśmy istotami wyłącznie duchowymi, lecz także cielesnymi, zmysłowymi, żyjącymi w świecie materialnym, Bóg daje nam też znaki zewnętrzne. Komunikaty Boga, bez względu na to, czy posługuje się zewnętrznymi, czy wewnętrznymi znakami, są zawsze ze sobą zbieżne. Bóg nie jest wewnętrznie rozbity. Poza tym Jego natchnienia, zaproszenia są stałe, niezależne od naszych stanów emocjonalnych, przeżyć. I im głębsze jest doświadczenie Boga w naszym życiu, zjednoczenie z Nim, tym większa jest zdolność odczytywania tych znaków.


Tu znowu wraca temat lectio divina. Człowiek, który obmywa swe oczy w Słowie Bożym, bardzo szybko zobaczy, jak to Słowo realizuje się w świecie. Tam gdzie inni dostrzegają jedynie powierzchnię, człowiek duchowy dostrzega głębię. Potrafi połączyć ze sobą te dwa wymiary.


W wyniku pęknięcia spowodowanego grzechem mamy trudności w rozeznaniu natchnień, poruszeń. Niektóre pochodzą z nas samych, inne od Boga, a jeszcze inne od złego ducha. Jak je rozpoznawać? Są takie impulsy, reakcje, które wypływają bezpośrednio z naszej natury. Tu ważna uwaga o demonizowaniu rzeczywistości. Nie przypisujmy Złemu, że ciągle nas kusi, że znowu gdzieś zagląda, że jest wszędzie. Wiele rzeczy nieuporządkowanych wypływa po prostu z naszej zranionej natury.


Istnieje też świat dobrych duchów. Ich działanie poznamy zawsze po tym, co jest cechą boskości: przynoszą wolność i pokój. Kiedy Bóg we mnie działa, nigdy nie czuję się zniewolony, mimo że może bezpośrednio na mnie wpływać. Słyszymy nieraz o pokoju, który przychodzi do cierpiącego człowieka, czy o wielkich zbrodniarzach, którzy doznali głębokiego nawrócenia, na przykład podczas lektury Biblii, i nagle mają poczucie wielkiego uwolnienia, stanu, którego nigdy wcześniej nie doznali. Pan Bóg może wpływać na moją naturę, ale nie może łaski uczynić owocną bez mojej decyzji.


Zły duch nie ma bezpośredniego dostępu do naszego wnętrza. Wpływa na nas pośrednio. Szuka jakiejś przyczyny, dzięki której wejdzie w nasz wewnętrzny świat. Ignacy, rozróżniając natchnienia Boże od podszeptów szatana, używa ciekawego porównania - łaska natchnienia, którą daje Pan Bóg, przypomina kroplę wody, która wsiąka w gąbkę. Powoli jest absorbowana, przyjmowana. Dzieje się to w sposób delikatny, subtelny. Działanie Złego porównane jest do kropli, która z dużą siłą uderza w kamień. Woda rozpryskuje się, jest gwałtowność. Rację mieli nasi rodzice, racząc nas taką domową teologią: "Co nagle, to po diable" czy "Gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy". Cała perfidia diabła polega na tym, że on rozeznaje nasze słabe punkty i tam z impetem kieruje swoje ciosy.


Bóg nasze zranione miejsca zawsze chroni, jest jak miłosierny Samarytanin, zalewa rany oliwą i winem. Zły chce je rozdrapywać.


Drąży w nich...


Tak. I po tym można rozpoznać jego działanie. Badajmy, czy pójście za danym głosem prowadzi nas do pokoju, miłości, otwiera przed nami nowe horyzonty, wzbudza w nas nadzieję, daje pocieszenie, czy też kurczy, zamyka, czy jest to działanie gwałtowne, zabierające wolność, zbudowane wokół naszego lęku? Jednym z głównych obszarów działalności szatana jest bowiem sfera naszego lęku, tam nasza wolność jest najbardziej krucha.


Dlatego Jan Paweł II z taką mocą wołał: Nie lękajcie się!?


Dokładnie. Proszę zwrócić uwagę na pewien mechanizm, który obserwujemy w świecie: im więcej lęku, tym więcej przemocy. Agresja jest dzieckiem lęku. Kondycję naszego zalęknionego świata można poznać po eskalacji przemocy.


Sam lęk ma też oczywiście konotacje pozytywne - ostrzega przed niebezpieczeństwem, sprawia, że trwamy w gotowości, że nasze zmysły są wyostrzone. Mamy w sobie naturalną zdolność do rozpoznawania momentów niebezpiecznych, przygotowywania się na nie. Zauważmy, że nie jest dobrze, jeśli dziecko nie widzi niebezpieczeństwa: włoży rękę w ogień, obleje się gorącą wodą, skoczy z wysokości... Musi być chronione przez rodziców, bo jeszcze nie jest świadome zagrożeń. Stąd Biblia mówi, że jeśli się ktoś nie lęka, jest głupi. W pewnych sytuacjach brak lęku jest oznaką naiwności, niezdolnością do zauważania niebezpieczeństw. Jednocześnie lęk ma w sobie również konotacje negatywne, może zatracić człowieka, unicestwić go wewnętrznie, zadusić. Zły o tym doskonale wie.


Wróćmy do trzeciego rozdziału Księgi Rodzaju. Przed grzechem diabeł mówi: "Będę cię bronił przed Bogiem". Co się dzieje po grzechu? "Dla ciebie nie ma już ratunku". Przed grzechem szatan "broni" człowieka, po grzechu staje się jego oskarżycielem. Diabolos, to ten, który dzieli, oskarża. Po grzechu Adam chowa się w zaroślach. Przed kim? Przed Tym, który jest niezmienny w miłości, niezmienny w swoim podejściu do człowieka. Kroki Boga w ogrodzie, także po grzechu, są zawsze krokami miłości i miłosierdzia.


Nic się nie zmieniło z Jego strony.


Z kolei Adam mówi: "Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przeraziłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się". Co próbuje zrobić Bóg? Chce go stamtąd wyprowadzić. Ich dialog to próba wyciągnięcia człowieka z ukrycia. Co się stało, już się nie odstanie, ale człowiek nie musi chować się przed Bogiem. Scena ta mówi nam wyraźnie, że cała mistyfikacja, którą widzimy w świecie, ukrywanie prawdy, kłamstwa, manipulacja, to wszystko wynik lęku. Lęku o to, że stracę pozycję, że przestanę być konkurencyjny, że stracę zaufanie społeczne, że mnie odrzucą.


Gdy jesteśmy stłamszeni przez lęk, stajemy się słabi. W pewnym momencie możemy stać się nawet bezwolni: niektórzy wpadają w marazm, są bezwładni, nie są w stanie sami zrobić kroku. Lęk to dla Złego ulubione żerowisko.


A czy diabeł też się boi?


On jest istotą absolutnie zalęknioną. I tym swoim stanem chce nas zainfekować. Każdy kontakt z szatanem jest wchodzeniem w skażoną atmosferę, którą on żyje.


Powiedział Ksiądz, że lęk budzi agresję. W momencie egzorcyzmów pojawia się właśnie agresja. To lęk diabła?

To oznaka jego niemocy. W obliczu modlitwy objawia się słabość diabła, ale ostatkiem sił mści się on na człowieku, próbuje go kaleczyć, somatycznie niszczyć, próbuje przez tego człowieka przerażać. Jego zachowanie pokazuje jednak paradoksalnie, jak bardzo sam jest przepełniony lękiem.


Jednocześnie jest - można powiedzieć - diabelsko przebiegły.


To prawda. Największe kuszenie dokonuje się zawsze pod pozorem dobra, najmocniejsze i najbardziej wysublimowane jest wtedy, kiedy człowiek radykalnie podąża za Bogiem. Szatan próbuje więc podszyć się pod Boga, pod dobro, które się z Nim wiąże.


Subtelność jego działania doskonale widać w scenie kuszenia Jezusa na pustyni po chrzcie. Diabeł nie namawia Chrystusa do zrezygnowania z misji, wcale Go do tego nie zachęca. On tylko mówi Jezusowi: zrób to, ale inaczej niż chce Ojciec.


Na moich warunkach.


Tak. Szatan idzie początkowo z nami w tym samym, dobrym kierunku, ale tylko po to, żeby nas w pewnym momencie wyprowadzić w pole. Stąd Ignacy zalecał, żeby badać nasze natchnienia na początku, w środku i na końcu. Cały czas rozeznawaj, czego Bóg od ciebie chce.


Podstawową regułą zawsze będzie: po owocach ich poznacie. Jeśli raz najadłem się trucizny, to raczej wiem, że nie powinienem do tego wracać. Pamiętam, co się potem wydarzyło. Nie zrobię drugi raz tego samego.


Możemy także rozeznawać, zanim zrodzą się owoce. Do tego potrzebna jest jednak wewnętrzna wolność, brak przywiązania do pierwotnie przyjętych przekonań, założeń. Sprawdzam to, co na początku wydawało mi się dobre i słuszne, daję sobie czas. Zobaczę, czy rzeczywiście jest tak, jak myślę w tej chwili. Pytam się siebie, jakie będą owoce mojej decyzji. Modlę się, badam natchnienia. Jeśli w moim działaniu pojawia się gwałtowność, pragnienie dokonania czegoś jak najszybciej, osiągnięcia natychmiastowych rezultatów, jeśli nie czuję się w tym wolny, to powinienem się zastanowić, czy to na pewno dobra ścieżka postępowania. Nie mówię, że to od razu jest działanie Złego, to mogą być też moje emocje. Do podjęcia decyzji potrzebuję dystansu, wolności, również modlitwy, wsłuchania się w Boga. Potrzebna jest rozmowa z kierownikiem duchowym, spowiednikiem, przyjacielem. Ktoś stojący z boku może naprowadzić mnie na właściwą ścieżkę, której moje odurzone zmysły nie dostrzegały, może mnie obudzić z letargu. "Co ty robisz? Nie wygłupiaj się. To się źle skończy. Przeżyłem to, wiem, co to znaczy".


W rozeznawaniu pomaga też czasem niepokój, zwłaszcza kiedy upadamy, robimy coś źle. Ale nie niepokój pochodzący od Złego, tylko pochodzący ze zdrowego sumienia. Pan Bóg dopuszcza słuszny niepokój, pokazując jednocześnie drogę do życia, otwiera nowe możliwości, odkrywa nowe horyzonty. Niepokój od Złego kurczy, niepokoi dla niepokojenia, dla samego lęku.


Co jest celem życia duchowego?


Na pewno nie jest nim walka duchowa ani wytropienie demona czy nawet pokonanie go. Celem życia duchowego jest trwanie w jedności z Bogiem, na Jego chwałę. Jeśli widzę ten cel, to rozwijam się także w moim zmaganiu duchowym. Człowiek duchowy nie chodzi po krawędzi minimalizmu, jego horyzont nie kończy się na pytaniu, czy to już grzech, czy jeszcze nie. On chce być z Bogiem i interesuje go to, jak ten stan osiągnąć.


Zatrzymując się na grzechu, możemy go, podobnie jak szatana, trywializować albo się nim przerażać. Znów duże kwantyfikato-ry. Tomasz Halik powiedział kiedyś trafnie: "W rozwoju wiary przechodzimy nie tylko przez miejsca światła, ale także przez miejsca wielkiej ciemności. Tylko tak może rozwijać się wiara". Dodaje później: "Pan Bóg nie mieszka na powierzchni" - to jest genialna myśl. Bóg jest i w niebiosach, i w otchłani. Jest w otchłani naszego grzechu, aby nas z niej wyprowadzić, jest w niebiosach świętości, aby nas do nich zaprowadzić. Nie ma Go na powierzchni. Nie ma go tam, gdzie panuje letniość, nijakość. On jest tam, gdzie intensywnie Go szukamy, choćby to była otchłań naszych grzechów, choćbyśmy jak Jezus wołali: Boże mój, czemuś mnie opuścił? On jest w tym doświadczeniu intensywnie obecny.


Najbardziej niebezpieczny dla chrześcijaństwa stan to powierzchowność. Prawdziwym duchowym tsunami dla naszej wiary, zbierającym najwięcej ofiar, jest letniość, przeciętność, nijakość. Człowiek myśli, że żyje z Bogiem, jest spokojny, zrelaksowany, zadowolony z siebie, a tak naprawdę żyje tam, gdzie Go nie ma.


Jak odkryć, że tkwimy w samozadowoleniu, że śpimy?


Po braku zmagań. Prawdziwej drodze do Boga zawsze towarzyszy zmaganie. I na tej drodze potrzebna jest nasza stałość; kiedy cierpimy i kiedy jest nam dobrze. Bóg nie jest zależny od naszych nastrojów. Kiedy daje nam jakąś łaskę, jakiś dar poznania, to wciąż działa pośród naszych nastrojów.


Z naszej rozmowy wynika chyba, że tak naprawdę nie ma co się bać diabła - sami jesteśmy od niego co prawda słabsi, ale jest z nami Bóg.


Zgadza się. To Bóg jest dawcą życia i śmierci. U Mateusza czytamy: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle (Mt 10, 28). To jest bardzo delikatny w interpretacji fragment. Można go odczytać na dwa sposoby. Według pierwszego, tym, który może zatracić, jest Zły. Według drugiego, jest nim Bóg, gdyż wszystko jest w Jego rękach. Jeśli pozostaniemy przy tej drugiej interpretacji, wydaje mi się właściwszej, to lęk, o którym czytamy w tym fragmencie, powinniśmy interpretować jako bojaźń Bożą. Ona jest szacunkiem przed Tajemnicą, drżeniem przed nią. Jest uznaniem, że Bóg mnie przekracza, że ma wobec mnie plan i że się Mu poddaję. To nie jest strach przed niebezpieczeństwem, zagrożeniem. To wpatrywanie się w Tego, który wszystko może, który jest Źródłem życia, który jest Alfą i Omegą.


Myślę, że pięknym zwieńczeniem naszej rozmowy będzie klasyczny tekst na temat rozeznawania duchowego, na który często się powołuję. Jest to przypowieść Jezusa o pszenicy i chwaście w trzynastym rozdziale Ewangelii św. Mateusza. Słowa Jezusa pomagają zobrazować to wszystko, co tu powiedzieliśmy. Siewca sieje dobro, Zły przychodzi i sieje zło. Ale jak sieje? Nie kupuje sobie pola u sąsiada, tylko sieje chwast między pszenicę. Zatem kamufluje się, przebiera się w dobro. Późnej jednak przychodzi moment, kiedy chwast spostrzegają robotnicy. Mówią do gospodarza: "Jak to? Przecież siałeś pszenicę, skąd zatem chwast? Chcesz, żebyśmy poszli i wyrwali go?". Jezus przestrzega przed takim postępowaniem. "Nie. Abyście przy wyrywaniu chwastu nie wyrwali pszenicy". Możemy tak zająć się wyrywaniem chwastów, że zadepczemy pszenicę. Życie duchowe jest czymś znacznie więcej niż tylko wyrywaniem chwastów, nie na tym polega. Polega na szukaniu, odnajdywaniu Królestwa Bożego. "Pozwólcie obojgu róść do czasu żniwa". Zgódźmy się na to, że dwojaka rzeczywistość będzie trwać aż do żniwa. Nie skupiajmy się wyłącznie na walce z wadami, ze słabościami, na wyszukiwaniu śladów zła i zagrożeń, ale zdobywajmy Królestwo Boże, budujmy Królestwo Miłości. Miejsce Kościoła nie jest w okopach, w których wypatruje on zagrożenia i cały czas przygotowuje się do obrony. Papież mówi coś zupełne innego. Mamy wychodzić do ludzi, wyjść na peryferie. Nowa adhortacja Franciszka, Evangelium gaudium, to przesłanie o radości chrześcijaństwa, o radości głoszenia Ewangelii, z całą świadomością istnienia zła. Im więcej będzie pszenicy (czytaj: miłości, dobra, zaufania, nadziei), tym słabiej będzie wzrastał chwast.


Ks. Krzysztof Wons SDS, salwatorianin, studiował teologię duchowości na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Kierownik duchowy, rekolekcjonista, dyrektor Centrum Formacji Duchowej Salwatorianów w Krakowie. Redaktor naczelny "Zeszytów Formacji Duchowej" oraz dyrektor Szkoły Wychowawców Seminariów Duchownych Diecezjalnych i Zakonnych.


Art. ze str. deon.pl

Programista PHP: Michał Grabowski | Opracowanie graficzne: Havok.pl