Ambona > Komentarz
Cudze grzechy i przedświąteczna spowiedź2013-12-22Kiedy już gadającemu wężowi udało się oczarować śliczną - jak ją Pan Bóg stworzył - Ewę, na świecie zapanował taki zamęt, że z miejsca wszystko dokoła przestało wyglądać tak, jak dawniej, a właściwie jak jeszcze przed chwilą.
Pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju jasno pokazują, jak to wszystko, co Pan Bóg uporządkował, przez bunt człowieka coraz bardziej zaczęło pogrążać się w chaosie tak wielkim, że nie potrzeba było wiele czasu, a już nikt nad tym nie panował.
Historia szybkiego rozprzestrzeniania się grzechu na świecie jest bardzo bogata: Ewa, bardzo naiwnie i zupełnie bez złej woli dała się uwieść, oszukać; Adama nawet specjalnie nie trzeba było przekonywać, wystarczyło tylko stworzyć mu okazję do grzechu; Kain swój zbrodniczy postępek wykalkulował i przemyślał, a jego "doradcą" była zazdrość; Lamek był mściwy; Noe wprawdzie był sprawiedliwy, ale miał słabość do alkoholu, podobnie i Lot, co skrzętnie wykorzystały jego dwie zepsute córki, które z kolei same przed sobą potrafiły się usprawiedliwić, że postępują w dobrej wierze...
Przykłady można mnożyć w bez końca. Ale już i tego wystarczy, żeby przekonać się, że grzech nigdy - albo w zupełnie wyjątkowych sytuacjach - nie pozostaje wyłącznie sprawą prywatną. Najczęściej wciąga innych i wywiera na nich swój wpływ w ten sposób, że jeśli nawet nie popycha ich samych do zła - na przykład do oddania innym "pięknym za nadobne" - to przynajmniej sprawia, że ten inny człowiek z powodu grzechu cierpi.
Zło, które panoszy się we mnie, zwraca się przeciwko moim bliskim. Brak życzliwości ze strony innych mnie samego boli. Głupota, o jakiej donoszą nam media, denerwuje mnie i osłabia mojego ducha. Wykorzystywanie innych boleśnie odbija się na ofiarach. Obmowa stawia innych w złym świetle i kształtuje ich fałszywy obraz. Przeklinanie, albo przynajmniej używanie tych paskudnych słów na k... ma ten efekt, że mi uszy więdną, co fatalnie odbija się na moim zdrowiu psychicznym. No tak, nawet takie "głupie" grzechy nigdy nie pozostają prywatną sprawą...
A tu przecież mamy Adwent, ostatnie jego dni - i już za chwilę pojawi się wśród nas Pan! Przygotowujemy Mu naprędce gościnę, sprzątamy wszystkie kąty w mieszkaniach i staramy się też dobrze nastroić nasze dusze. Jednak w pośpiechu zrzucając z siebie ciężar starych grzechów - starych, bo popełnionych od ostatniej spowiedzi, a przecież ta była przed Wielkanocą - nie mamy czasu ani na zadośćuczynienie, ani na poprawę naszych relacji z bliźnimi, ani tak naprawdę na nawiązanie nowych duchowych relacji z Bogiem.
Wprawdzie wyspowiadaliśmy się z zapominania modlitwy, ale jeszcze nie było czasu, żeby pokazać, czy chcemy tu coś zmienić. Oczyściliśmy się z obmowy, ale jeszcze nie było okazji, żeby wypróbować siebie, czy na przyszłość potrafimy się powstrzymać. Odpuszczone nam zostało pijaństwo, ale przecież przed nami jeszcze świąteczne kolacje. Wyspowiadaliśmy się z kłótni, ale jeszcze nie mieliśmy okazji, żeby przeprosić... Niby więc jesteśmy dobrzy i czyści, ale w rzeczywistości to nie z cnoty, tylko z... braku okazji!
Do takich nas przyjdzie Pan Jezus. On, który nigdy grzechu nie popełnił. Niewinny. Przychodzi po to, aby na samym sobie doświadczyć grzechu: naszego grzechu. Panie Jezu, teraz rozumiem, jak bardzo mnie kochasz.
Art. ze str. deon.pl