Liturgia


Czytania na dziś »

Komentarz do Słowa na dziś








Ambona > Komentarz

Jezus nie jest nudny2013-12-14

Trzeba przyznać ludziom, którzy ukrzyżowali Jezusa, iż nigdy nie zarzucali mu, że jest nudny; przeciwnie, uważali, że jest zbyt dynamiczny, by pozostawić go przy życiu.


Nauka o wcieleniu jest kluczowym elementem doktryny chrześcijańskiej. Bez niej Jezus byłby jednym z nas co najwyżej w tym sensie, w jakim człowiekiem jest hinduski awatar, miłosiernie zniżający się do obcowania z ludźmi. Bez niej Jezus nie miałby wiele do zaoferowania targanym wątpliwościami ludziom, uginającym się pod brzemieniem winy. Bez niej mielibyśmy do czynienia tylko z fikcyjnym "ciałem", z czymś w rodzaju maski lub przebrania, użytego i zwróconego do wypożyczalni, niedającym żadnej nadziei tym z nas, których całkowicie pochłonęły sprawy realnego ciała.


W jakiś sposób (któż śmiałby wyjaśnić, jak?) wszechmogący Stwórca, który niegdyś przemienił nicość we wszystko, co istnieje, który szczodrze napełnił wszechświat zdumiewającą różnorodnością galaktyk, który zapalił na Ziemi iskrę życia, inteligencji i ducha — ów niczym nieograniczony Bóg dobrowolnie zawarł się w granicach człowieczeństwa, znosząc zwątpienie, samotność, szyderstwa i śmierć. Stał się najsłabszą istotą, jaką znamy — ludzkim niemowlęciem.


On, istniejąc w postaci Bożej,
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka,
uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci — i to śmierci krzyżowej. (FLP 2, 6-8)


Życie chrześcijaninem oznacza przyjęcie do wiadomości faktu, że niepojęty, transcendentny Byt, kiedyś miał brudne pieluchy, które ktoś inny musiał mu zmieniać.


Syn — Słowo, "przez które wszystko się stało" — "ogołocił samego siebie", zrezygnował z boskiej wszechwiedzy, którą w dobrej wierze tak bardzo chciałoby Mu zwrócić wielu kaznodziejów, tak jakby Bóg, stawszy się człowiekiem, od początku wiedział, jak skończy się Jego misja ("O, bracia i siostry, nasz drogi Zbawiciel zawsze widział przed sobą krzyż, na którym miał skonać!"). Ta bezsensowna szczodrobliwość kwestionuje pełnię człowieczeństwa Jezusa, ludzie bowiem są tylko stworzeniami, które muszą dźwigać ciężar niepewności i zwątpienia. Ewangelia mówi nam, że "Jezus (...) czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi" (Łk 2, 52). Przypisywanie mu boskiej pewności oznaczałoby, że konanie w Ogrójcu i nieomal całkowita rozpacz na krzyżu były pretensjonalnymi imitacjami ludzkich przeżyć. Byłoby przecież dla Niego oczywiste, że "wszystko będzie dobrze". W mniej dramatycznych sytuacjach boska wszechwiedza Jezusa sprowadzałaby do absurdu Jego rzeczywistą irytację z powodu zatwardziałości i niepojętności uczniów (w czym bez wątpienia jesteśmy do nich podobni); kwestionowałaby też autentyczność Jego bezmiernej cierpliwości (którą możemy jedynie starać się naśladować).


Człowiek Jezus, którego znamy z ewangelii, nie poddaje się też próbom uczynienia zeń łagodnego baranka, który jest "cichy i pokorny sercem" (Mt 11, 29). Tę upraszczającą kastrację najlepiej ze znanych mi autorów demaskuje pisarka i mediewistka Dorothy Sayers. Poniżej przytaczam dłuższy fragment jej książki "Credo lub chaos", w którym autorka ta rozlicza się z obrazem Jezusa — sympatycznego luzaka, zbawiciela dla dzieci, nieznających jeszcze prawdziwych pokus ani tragedii:


Trzeba przyznać ludziom, którzy ukrzyżowali Jezusa, iż nigdy nie zarzucali mu, że jest nudny; przeciwnie, uważali, że jest zbyt dynamiczny, by pozostawić go przy życiu. Dziełem kolejnych pokoleń było stłumienie wyrazistych cech tej wstrząsającej osobowości i otoczenie jej atmosferą nijakości i nudy. Bardzo skutecznie stępiliśmy Lwu Judy zęby, głosząc, że jest "cichy i pokorny" i uznając go za niegroźnego ulubieńca umiarkowanie gorliwych kaznodziejów i pobożnych starszych pań.


Tym, którzy go znali, Jezus jednak nigdy nie wydawał się niegroźny i pokorny; przeciwnie, uważali go za niebezpiecznego wichrzyciela. Był wprawdzie dobry dla nieszczęśliwców, cierpliwy dla grzeszników szczerze szukających Boga i pokorny wobec nieba; jednak potrafił też urągać duchownym, nazywając ich hipokrytami. Króla Heroda nazwał "lisem". Bywał na ucztach w podejrzanym towarzystwie; nazywano go "żarłokiem i pijakiem, przyjacielem celników i grzeszników" (Mt 11, 19). Złorzeczył przekupniom i wyrzucił ich wraz z ich towarami ze świątyni. Uzdrawiając, nie zważał na straty, jakie ponosili właściciele świń. Nie kierował się nigdy względami zamożności czy pozycji społecznej. Wciągany w słowne pułapki, wykazywał paradoksalne poczucie humoru, rażące ludzi rozsądnych i statecznych; odpowiadał nieprzyjemnie wnikliwymi pytaniami, na które nie sposób było znaleźć łatwej odpowiedzi. Swe ludzkie życie przeżył jako człowiek bystry, śmiały i pełen energii; jeśli był Bogiem, to widocznie Bogu również trudno byłoby zarzucić brak tych cech.
Piękno jego postaci nazbyt odsłaniało jednak naszą brzydotę; przedstawiciele władz uznali zatem, że burzy istniejący porządek. Pozbyli się więc Boga w imię martwego ładu i świętego spokoju.

 

Art. ze str. deon.pl

Programista PHP: Michał Grabowski | Opracowanie graficzne: Havok.pl