Ambona > Komentarz
Paradoksy miłości2013-06-08Kto chce ofiarować miłość, sam musi ją otrzymać w darze. Oczywiście, człowiek może - jak mówi nam Chrystus - stać się źródłem, z którego wypływają rzeki żywej wody. Lecz aby stać się takim źródłem, sam musi pić wciąż na nowo z tego pierwszego, oryginalnego źródła, którym jest Jezus Chrystus, z którego przebitego Serca wypływa miłość samego Boga. (Benedykt XVI)
Najpełniejszym i zarazem najtrudniejszym wyrazem wiary w Boga jest miłość, która wyraża się w czynach. Najtrudniej okazywać ją tym, którzy są najbliżej - czyli sobie samemu i osobom w naszym otoczeniu.
O tajemnicy Serca Bożego napisano już niejeden artykuł i niejedną książkę, wciąż jednak warto na nowo podejmować ten temat, ponieważ bogactwo treści jest ogromne. Przez wieki różni mistrzowie życia duchowego odkrywali i wciąż odkrywają ten wymiar Bożego oddania się człowiekowi. Wiele z ich doświadczeń jest dla nas pomocą w szukaniu i pogłębianiu zażyłości z Bogiem. Pewna ich część budzi też nasze zdziwienie i zaskoczenie, ponieważ odkrywa przed nami obraz Boga, którego się nie spodziewaliśmy. Boga, który jest bardziej ludzki i bliższy niż często mogliśmy przypuszczać.
Mistrzowie życia duchowego nie są nam jednak dani po to, aby ich podziwiać, ale przede wszystkim, aby nas inspirować. Stanowią oni bowiem dowód na to, że człowiek - przy całej swej niedoskonałości - jest w stanie spotkać się z Bogiem, co więcej, może Go także poznawać.
Zobacz, jakie obietnice złożył Pan Jezus Małgorzacie Alacoque
I bez większego znaczenia jest tu próba rozstrzygania, na ile jest to inicjatywa człowieka, a na ile tylko jego odpowiedź. Istotna jest sama możliwość spotkania Boga. Oczywiście, nie jest ona zarezerwowana tylko dla wybranych, nielicznych - dla jakiegoś wąskiego grona "wtajemniczonych". Wprost przeciwnie, zaproszony jest każdy. Jak wiele jest osób na świecie, tak wiele jest sposobów spotkania z Nim. W tym względzie nie da się iść po cudzych śladach - przynajmniej nie do końca, w pewnym momencie trzeba zacząć wytyczać swój własny szlak, inaczej realna stanie się groźba pozostawania w miejscu. Odkrywanie swojej drogi nie oznacza jednak, że nie możemy korzystać z doświadczeń innych - tych, którzy byli przed nami, i tych, którzy są obok nas. Bez względu na to, jak bardzo ta droga jest niepowtarzalna, i tak musi dotykać dwóch - w pewnej mierze autonomicznych, ale uzupełniających się - przestrzeni życia, czyli miłości okazywanej sobie i miłości okazywanej innym.
O miłości do siebie samego
Dziś wbrew pozorom trzeba mówić o miłości do siebie samego więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Wynika to - trochę przewrotnie - właśnie z faktu, że głosów w tej sprawie jest bardzo wiele. Różne osoby, środowiska czy autorytety - mniej lub bardziej wiarygodne - często wypowiadają się w tej kwestii i promują określony sposób realizacji tej miłości. Wielość tych propozycji jest tak duża, że może czasem przyprawiać o zawrót głowy, nie da się ich wszystkich wymienić ani tym bardziej opisać. Zresztą i tak o wiele istotniejsze wydaje się nie samo wyliczenie, ale podkreślenie roli, jaką odgrywa ten rodzaj miłości w spotkaniu z Bogiem. Niestety, zbyt mało się o niej wspomina i ją akcentuje. Może to wynikać po części z faktu, że mówienie o miłości do siebie samego wydaje się lekko podejrzane i nasuwa pytanie, czy aby nie jest to przejaw egoizmu, co prawda ładnie zakamuflowanego - ale jednak egoizmu.
Na przekór temu warto i trzeba mówić o miłości do siebie samego. Jest ona bowiem ważnym elementem jakości naszego życia i koniecznym etapem na drodze do spotkania z ludźmi i Bogiem. Nie ma jednej i klarownej definicji takiej miłości, którą dałoby się objąć wszystkie jej przejawy - w całym bogactwie i różnorodności. Z całą pewnością jednak można mówić o istotnych aspektach, które są miarodajnymi wskaźnikami jej autentyczności. Wśród nich ważne miejsce zajmuje akceptacja siebie i realne poczucie własnej wartości. Z nich rodzi się wiara we własne siły i wynikająca z niej odwaga do kroczenia naprzód przez życie i podejmowania wyzwań. A jak wiadomo, autentyczna miłość to w pierwszym rzędzie czyny, a nie słowa - działanie, a nie rozprawianie o nim. Dlatego miłość do siebie samego musi realizować się w czynach, które są przejawem troski o nas samych. A właściwa troska o siebie jest wyrazem naszej odpowiedzialności za dar życia oraz przejawem realizacji przykazania miłości bliźniego. Tego, którego znamy jak nikt inny i dlatego właśnie szczególnie jest on nam powierzony. Autentyczna miłość do siebie jest też wyrazem szacunku okazywanego Stwórcy, którego czcimy właśnie poprzez troskę o Jego stworzenie. Okazując miłość sobie, okazujemy ją także Stwórcy, którego dziełem jesteśmy.
O miłości do innych
Właściwie rozumiana i oczywiście praktykowana miłość do samego siebie ułatwia także otwarcie na drugiego człowieka, na całe jego bogactwo i niepowtarzalność. Nie jest on wówczas postrzegany jako rywal czy tym bardziej zagrożenie, ale jako partner w dialogu i szansa. Nie jesteśmy samotnymi wyspami - jak pisał Ernest Hemingway - nie możemy się więc zamykać na innych. Żyjemy razem, bo nie potrafimy i chyba nie chcemy tego zmieniać. Możemy natomiast i powinniśmy wpływać na jakość tego wspólnego życia.
Podobnie jak przy poprzednim aspekcie miłości, także i tutaj nie chodzi o piękne słowa i wielkie deklaracje, ale o konkretne czyny i postawy. Miłość do drugiego człowieka, do kogoś obok - będzie autentyczna i prawdziwa, jeżeli nie zatrzyma się tylko na zapewnieniach, ale zostanie wyrażona w działaniu. W działaniu, które będzie niejako odpowiedzią na obecność "drugiej" osoby, na to wszystko, co ona wnosi w nasze spotkanie i co komunikuje -w sposób werbalny i nie tylko. W miłości do drugiego człowieka - jednak nie jakiegoś bliżej nieokreślonego, ale do konkretnego, będącego w moim otoczeniu - nie chodzi tylko o nastawienie emocjonalne, o cały ładunek pozytywnych uczuć, które będą motywacją do działania. Kwestia realizacji miłości bliźniego rozgrywa się bowiem na innej, o wiele głębszej płaszczyźnie ludzkiej świadomości. Płaszczyźnie, która nie jest - przynajmniej nie powinna być -podatna na zmiany i zawirowania tak łatwo jak emocje. Okazywanie miłości drugiemu człowiekowi powinno mieć o wiele trwalszy fundament i wypływać z naszych przekonań i wyznawanego systemu wartości. Inaczej mówiąc: nie jest istotne, czy darzymy kogoś sympatią, czy też nie; zasługuje on na nasz szacunek i miłość, ponieważ jest osobą - stworzeniem Bożym. Nie ma również znaczenia, na ile on sam podziela nasz punkt widzenia i na ile się z nim utożsamia, w niczym to bowiem nie pomniejsza jego godności i pozycji jako stworzenia. Autentyczna miłość do drugiego człowieka jest przecież także wyrazem miłości do Boga jako Stwórcy.
Miłość do siebie samego i miłość do drugiego człowieka to dwie wzajemnie przenikające się sfery ludzkiego życia. Jedna wypływa z drugiej i po części także ją warunkuje. Autentyczność miłości samego siebie w dużej mierze określa jakość miłości okazywanej drugiemu człowiekowi - jeżeli nie potrafimy kochać samych siebie, nie będziemy umieli szczerze i prawdziwie kochać innych. Z drugiej strony jednak, jeżeli inni nie okażą nam miłości - wówczas nie będziemy mogli właściwie przeżyć miłości do siebie samych. Kochać i pozwolić być kochanym - te słowa chyba najkrócej i najpełniej oddają istotę miłości Boga do człowieka i człowieka do Boga.
Przebite Serce Jezusa stanowi wstrząsające pytanie o miłość. Czy wierzę, czy doświadczam, że Bóg mnie kocha? A skoro mnie kocha, to znaczy, że jestem cenny w Jego oczach. To znaczy również, że mogę odpowiedzieć na tę Miłość.
Art. ze str. deon.pl