Liturgia


Czytania na dziś »

Komentarz do Słowa na dziś








Ambona > Komentarz

Męka Pańska zapisana w Całunie Turyńskim2012-04-21

Od maja 1898 roku, kiedy Całun Turyński został po raz pierwszy sfotografowany, relikwia stanowi przedmiot systematycznych studiów prowadzonych za pomocą najbardziej zaawansowanych technologii. Po wielu dekadach badań uczeni stwierdzają z niezachwianą pewnością, że Całun to najwierniejsza Ewangelia precyzyjnie ukazująca szczegóły Męki Pańskiej. Dobitnie wyraża to profesor John Heller: We wszystkich badaniach z ostatnich kilkudziesięciu lat nie ma niczego, co zawierałoby choćby najmniejszą informację sprzeczną z opisem Ewangelii. Niektórzy zaczęli więc nazywać Całun Turyński piątą Ewangelią. Co możemy w niej wyczytać?

 

 

Konanie w Ogrójcu

Pogrążony w udręce, Jezus jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię (Łk 22, 44).

 

Jedynym Ewangelistą opisującym ten fakt jest Łukasz, który – jak na lekarza przystało – z kliniczną precyzją opisał rzadkie zjawisko krwawego potu, zwane hematidrozą. Występuje ono w warunkach ogromnego osłabienia fizycznego, któremu towarzyszy silny wstrząs psychiczny, wzruszenie i lęk, czyli to, co św. Łukasz nazywa trwogą. Hematidroza polega na gwałtownym rozszerzeniu się podskórnych naczyń włosowatych, które pękają pod gruczołami potowymi. Krew miesza się z potem i wydziela się porami na zewnątrz.

 

Trójwymiarowe obrazy twarzy Człowieka z Całunu, uzyskane za pomocą technik komputerowych, a zwłaszcza obrazy uzyskane przez profesora Giovanniego Tamburellego w roku 1978 pokazują, że cała powierzchnia skóry wydaje się jakby zabrudzona krwią, czyli tak, jak mogłaby ona wyglądać właśnie w następstwie hematidrozy.

 

 

Spoliczkowanie w domu Annasza

Gdy to rzekł, jeden ze sług stojących obok spoliczkował Jezusa, mówiąc: „Tak odpowiadasz arcykapłanowi?” (J 18, 22).

 

Analiza twarzy Człowieka z Całunu jednoznacznie ukazuje wielki krwiak na prawym policzku. Nos jest spuchnięty, przesunięty na prawo i najwyraźniej złamany. Turyński „całunolog”, profesor Judica Cordiglia twierdzi, że ranę tę zadano krótką, drewnianą pałką o średnicy ok. 4-5 centymetrów. Uderzenie spowodowało obfite krwawienie z nosa, co potwierdzają ślady na Całunie.

 

Obelgi i uszkodzenia ciała

I zaczęli Go pozdrawiać: „Witaj, Królu żydowski!” Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego i przyklękając oddawali Mu hołd (Mk 15, 18-19).

 

Człowiek z Całunu odniósł różnorakie obrażenia ciała: widzimy obrzęki na czole, na łukach brwiowych, na kościach jarzmowych, na policzkach, wargach i nosie. Nos jest zniekształcony wskutek złamania chrząstki grzbietowej tuż obok nasady kości nosowej, która pozostała nietknięta.

 

Z nosa spływają dwie strużki krwi. Na całej twarzy widnieją krwawe wybroczyny, zwłaszcza na wyraźnie spuchniętym prawym policzku. Brwi są poszarpane, kości łuków brwiowych przebiły skórę. Lewa kość jarzmowa jest złamana.

 

 

Ubiczowanie

Wówczas Piłat zabrał Jezusa i kazał Go ubiczować (J 19, 1).

 

Całun Turyński dostarcza szczegółowego obrazu biczowania. Na ciele Człowieka z Całunu doliczyć się można z górą stu dwudziestu uderzeń biczem, zadanych przez dwóch stojących po dwóch stronach skazańca krzepkich mężczyzn, z których jeden był wyższy od drugiego. Oprawcy byli biegli w swoim fachu. Jedyną częścią ciała, na której nie ma śladów biczowania, jest klatka piersiowa. Uderzenia biczem w okolice osierdzia mogłyby bowiem spowodować przedwczesną śmierć skazańca. Nie brak za to obrażeń na pośladkach, co oznacza, że biczowano nagiego człowieka.

 

Było to biczowanie na sposób rzymski, Żydom bowiem na mocy prawa można było zadać tylko 39 uderzeń.

 

Ślady na Całunie pozwalają ponadto zidentyfikować dwa różne narzędzia używane do tej tortury. Pierwsze z nich – flagrum taxillatum – składało się z trzech rzemieni, z których każdy był zakończony dwiema kuleczkami z ołowiu. Jedno uderzenie powodowało zatem sześć urazów. Drugie narzędzie było natomiast zakończone metalowymi haczykami wyszarpującymi kawałki żywego ciała.

 

 

Cierniem ukoronowanie

A żołnierze, uplótłszy koronę z cierni, włożyli Mu ją na głowę i okryli Go płaszczem purpurowym (J 19, 2).

 

Na głowie Człowieka z Całunu widnieje co najmniej pięćdziesiąt ran kłutych, małych, lecz głębokich, powstałych w wyniku nałożenia nie „korony” w ścisłym rozumieniu, ale „czapy” z kolczastych gałęzi. Największe plamy krwi odpowiadają umiejscowieniu żył i tętnic na głowie.

 

Uważne przyjrzenie się wizerunkowi pozwala dostrzec po prawej stronie dwie strużki krwi: jedna spływa wzdłuż włosów w kierunku pleców, druga niemal prostopadle przez czoło w stronę brwi. Wypływają z rany kłutej, która przebiła odgałęzienie czołowe powierzchownej tętnicy skroniowej. Krew jest bowiem zdecydowanie tętnicza. Ponadto, niemal na środku czoła widnieje krótki skrzep krwi żylnej w kształcie odwróconej cyfry 3 – skutek przecięcia żyły czołowej.

 

Rany spowodowane koroną czy raczej kolczastą czapą schodzą przez tył głowy aż do karku, gdzie widać ślady krwotoków, bliźniaczo podobnych do tych na czole. Głęboko wbite kolce przecięły odgałęzienie tętnicy potylicznej i głębsze żyły splotu żylnego kręgowego tylnego.

 

Na głowie znajduje się mnóstwo zakończeń nerwowych. Cierniowa czapa musiała więc zadawać straszliwy ból.

 

 

Droga na Kalwarię

Zabrali zatem Jezusa. A On sam, dźwigając krzyż, wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota (J 19, 17).

 

Na plecach Człowieka z Całunu wyraźnie widać szeroką, krwawą wybroczynę na wysokości lewej łopatki oraz ranę na prawym ramieniu, które można wytłumaczyć dźwiganiem patibulum, czyli poprzecznej belki krzyża. Ramiona są uniesione: układ taki wskazuje na dźwiganie belki. Odciski pokazują ponadto, że belka przesuwała się na ramionach, powodując bardzo silne otarcia.

 

Obrazy ujawniają znaczne zabrudzenie ziemią na podeszwach stóp Człowieka z Całunu, co świadczy o tym, że szedł on boso.

 

 

Trzy upadki

Jezus upada po raz pierwszy… Jezus upada po raz drugi… Jezus upada po raz trzeci (Droga Krzyżowa, stacje III, VII i IX).

 

Całun bardzo wyraźnie ukazuje upadki. Kolana, a zwłaszcza lewe, są obdarte ze skóry. Na lewym kolanie widać ślady krwi i ziemi. Obdarta i zabrudzona ziemią jest również skóra nosa, co świadczy, iż nasz Pan upadł twarzą na ziemię. Skądinąd nietrudno to wytłumaczyć, biorąc pod uwagę, że nie mógł osłonić się rękami przywiązanymi do belki.

 

 

Ukrzyżowanie

Gdy przyszli na miejsce zwane Czaszką, ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie (Łk 23, 33).

 

Najpierw z Jezusa zdarto ubranie. Biorąc pod uwagę, że całe Jego ciało było zmasakrowane i pokryte mieszaniną krwi, potu i pyłu, która zaschnąwszy przykleiła ubranie do skóry, możemy sobie wyobrazić przejmujący ból wywołany tym gestem. Wiele ran znowu zaczęło krwawić.

 

Pan Jezus został rozpostarty na krzyżu i przybity gwoździami. Oprawcy źle jednak ocenili odległość między bocznymi otworami, toteż musieli tak silnie pociągnąć prawe ramię, że doszło do wywichnięcia stawów. Także i to widać na Świętym Całunie.

 

 

Gdzie były wbite gwoździe?

Na przednim odbiciu Człowieka z Całunu można dostrzec ranę kłutą, nie we wnętrzu dłoni jednak – jak chce tradycja ikonograficzna – ale w nadgarstku, przeprowadzoną przez tzw. bruzdę Destota, czyli szczelinę anatomiczną, którą z łatwością można przebić gwoździem, nie łamiąc żadnej kości. Klasyczną wizję gwoździ w dłoniach trzeba zatem wykluczyć. Po pierwsze dlatego, że dłoń nie utrzymałaby ciężaru ciała. A ponadto prawdopodobnie złamałyby się kości śródręcza, zaprzeczając proroctwu: Strzeże On wszystkich jego kości, ani jedna z nich nie ulegnie złamaniu (Ps 34[33], 21).

 

Gwoździe uszkodziły nerw środkowy ręki, powodując obkurczenie kciuka i jego przylgnięcie do środka dłoni. To tłumaczy brak tego palca na odbiciu całunowym.

 

Prawa stopa odcisnęła się na Całunie w całości, z lewej zaś widać piętę i wklęsłość. Na krzyżu obie nogi zostały zatem skrzyżowane: lewa stopa została umieszczona na prawej, a jej podeszwa przylegała do grzbietu prawej stopy, opierającej się bezpośrednio na palu krzyża. Były przebite jednym gwoździem.

 

Plamy krwi widniejące na Całunie całkowicie odpowiadają przebitym stopom, opartym na krzyżu w sposób wyżej opisany.

 

Należy również zauważyć, że rany na rękach i stopach Człowieka z Całunu wykazują kwadratowy przekrój gwoździ, używanych zwyczajowo przy krzyżowaniu na modłę rzymską.

 

 

Śmierć

Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego”. Po tych słowach wyzionął ducha (Łk 23, 46).

 

Zawieszony na krzyżu, nie znajdując oparcia dla stóp, nasz Pan nie mógł już normalnie oddychać. W tych okolicznościach zaczęły się drgawki, skurcze, duszenie – coraz intensywniejsze, aż do zablokowania dróg oddechowych. Śmierć ukrzyżowanego następuje przez uduszenie połączone z ogólnym wstrząsem, a w tym przypadku doszedł do tego jeszcze zawał serca i krew wypełniająca worek osierdziowy. Na przednim obrazie Całunu mięśnie klatki piersiowej są skurczone w drgawkach, przepona brzuszna uniesiona, brzuch zapadnięty. Oto typowe objawy śmierci przez dławiący lęk, uduszenie i wstrząs.

 

 

Żywą czerwień plam krwi spowodował podwyższony poziom bilirubiny, typowy w przypadku osób, które doznały silnych urazów na krótko przed wypłynięciem krwi. Wyrazistość ran Człowieka z Całunu spowodowana błyskawicznym zakrzepnięciem krwi dowodzi ponadto wysokiego stopnia odwodnienia organizmu ukrzyżowanego.

 

 

Włócznia Longina

Jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok, a natychmiast wypłynęła krew i woda (J 19, 34).

 

Na przednim odcisku na Całunie, po lewej stronie widać dużą, zastygłą masę krwi, odpowiadającą szerokiej szczelinie w skórze, z cechami wskazującymi na ranę kłuto-ciętą. Brzegi rany pozostały rozwarte i są wyraźnie zarysowane, jak obrażenia zwłok. Taka rana odpowiadałaby ciosowi włócznią, zadanemu przez rzymskiego żołnierza.

 

Jest to głęboka rana od ciosu, który przebił prawą komorę serca; wyjaśnia to obfitość krwi, która wydostała się na zewnątrz. Cios zadano zwłokom, gdyż cechy zastygłego płynu wykazują, że nastąpiło wytrącenie surowicy wchodzącej w skład krwi.

 

Pozwala to wysunąć dość wiarygodną hipotezę na temat causa mortis naszego Pana Jezusa Chrystusa: zatrzymanie akcji serca, po którym nastąpił gwałtowny wypływ krwi do worka osierdziowego.

 

Taką przyczynę zgonu można wydedukować na podstawie analizy zakrzepłego płynu. Krew jest dość mocno zagęszczona, można w niej odróżnić masywniejsze czerwone ciałka od lżejszej surowicy. Są to objawy typowe w przypadku człowieka zmarłego wskutek znacznego nagromadzenia krwi w klatce piersiowej, w tzw. jamie opłucnej. Nagromadzenie krwi można wytłumaczyć pęknięciem mięśnia sercowego i wskutek tego wypływem krwi na zewnątrz serca. Taki krwotok powoduje rozdzierający ból, któremu zawsze towarzyszy krzyk. Krzyknąwszy, człowiek umiera.

 

Rana zadana włócznią ukrzyżowanemu, który był już martwy, umożliwiłaby jednak wypłynięcie na zewnątrz krwi z wytrąconą już surowicą. Badanie hematologiczne dowodzi, że krew z prawego boku jest „martwa”, czyli wypłynęła post mortem, natomiast krew na czole, nadgarstku, karku i na podeszwach stóp jest „żywa”, czyli wypłynęła jeszcze przed śmiercią Człowieka z Całunu.

 

 

Złożenie do grobu

Nikodem (…) przyniósł około stu funtów mieszaniny mirry i aloesu. Zabrali więc ciało Jezusa i owinęli je w płótna razem z wonnościami, stosownie do żydowskiego sposobu grzebania (J 19, 39-40).

 

 

Wszystko, co zostało wyżej powiedziane o Świętym Całunie Turyńskim, dowodzi, że został on użyty do owinięcia martwego ciała ukrzyżowanego człowieka. Na tkaninie zidentyfikowano ślady aloesu i mirry – substancji stosowanych w obrzędach pogrzebowych w Palestynie czasów Jezusa Chrystusa.

 

 

Jak wykazują badania lekarskie, w celu uzyskania odbić krwi, jakie widnieją na Świętym Całunie, ukrzyżowany musiał zostać owinięty w płótno mniej więcej dwie i pół godziny po śmierci i pozostawać tam nie dłużej niż przez czterdzieści godzin, gdyż nie wykryto żadnych śladów rozkładu.

 

 

Zmartwychwstanie

W pierwszy dzień tygodnia poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień zastały odsunięty od grobu. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał” (Łk 24, 1-6).

 

Na grzbietowym odcisku Całunu Turyńskiego mięśnie grzbietowe i naramienne jawią się w sposób naturalny łukowate, a nie spłaszczone, jak powinno być w przypadku ciała położonego na wznak na kamieniach. Rozmaite plamy na plecach nie są rozgniecione. Nigdzie nie widać skutków ciężaru ciała. Tak, jakby w chwili utrwalenia się na płótnie Człowiek z Całunu unosił się w powietrzu, nie dotykając kamienia, w stanie lewitacji!

 

Jak zatem ukształtował się obraz na Całunie? Uczeni odpowiadają, że zwłoki jakby wyparowały, wydzielając promieniowanie, które miało ukształtować wizerunek. (…) Jest wysoce prawdopodobne, że w chwili wytwarzania tego promieniowania ciało lewitowało. W kategoriach naukowych mówi się, że martwe ciało stało się mechanicznie przezroczyste wobec płótna.

 

Posłuchajmy profesora Aarona Upinsky’ego: Oto jedna z największych tajemnic Całunu: w jaki sposób martwe ciało, odrywając się od tkaniny, w ogóle jej nie dotknęło. Uleciało na zewnątrz, w najmniejszym stopniu nie poruszając włókien, nie rozdzierając ich ani nie przesuwając istniejących już plam krwi. Dla normalnego ciała, podlegającego prawom natury, jest to niemożliwe. W żaden sposób nie można by wyjąć z Całunu zwłok pokrytych ranami, nie poruszając płótna i nie pozostawiając na nim żadnych śladów. Oto fakt decydujący i niemożliwy do podważenia przez żadną naukę. Można go wytłumaczyć jedynie „zdematerializowaniem” ciała, które uleciało z całunu na zewnątrz, nie podlegając już prawom natury – czyli tym, co chrześcijanie nazywają „Zmartwychwstaniem”.

 

Powyższy tekst ukazał się w 15. numerze magazynu "Polonia Christiana"

Programista PHP: Michał Grabowski | Opracowanie graficzne: Havok.pl