Ambona > Komentarz
Uwolnić duchową potrzebę - fenomen rekolekcji2011-12-03Patrząc od strony posługi Kościoła, rekolekcje należą do tak zwanego duszpasterstwa nadzwyczajnego. Są wydarzeniem duchowym planowanym każdego roku. Ogłasza się je w parafiach w ważnych okresach liturgicznych lub szczególnych momentach życia parafialnego; w szkołach coraz częściej wpisane są na stałe w harmonogram zajęć; we wspólnotach kapłańskich i zakonnych przyjęte jako forma corocznej odnowy, podobnie w ruchach, stowarzyszeniach i innych grupach nieformalnych.
Organizowane często z wielkim wysiłkiem i rozmachem, przybierają różną formę - "otwartą" lub "zamkniętą", dla wielkich i małych grup. Mają też różny charakter - konferencji, wspólnej modlitwy połączonej z okazją do spotkań, dyskusji, rekreacji. Proponowane są także rekolekcje w samotności, na pustyni, przeżywane w pełnym milczeniu, oparte na przedłużonej modlitwie osobistej i z indywidualnym prowadzeniem przez kierownika duchowego. Chciałbym skupić uwagę na jednej z tych form - na rekolekcjach zwanych powszechnie "zamkniętymi".
Uwolnić duchową potrzebę
Dla większości wierzących pojęcie rekolekcji należy do kategorii "nadzwyczajności", na którą sobie nigdy nie pozwolą, "bo się nie nadają", "nie mają takiej potrzeby albo czasu" lub "chcieliby, ale się boją" i "nie mają wewnętrznej siły, aby je sobie zaproponować".
Mówię o tym z przekonaniem, ponieważ podobne stwierdzenia słyszę wówczas, gdy owi "przygodni przechodnie" różnymi drogami i w przeróżnych okolicznościach "trafiają" na swoje rekolekcje - nierzadko pierwsze w życiu.
Owszem, spotykam osoby, które pielęgnują w sobie pragnienie rekolekcji i każdego roku konsekwentnie je realizują. Spotykam także takich, którzy znaleźli się na rekolekcjach po świadomym rozeznaniu takiej potrzeby i "przymierzaniu" się do rekolekcji nieraz przez dłuższy okres. Na rekolekcjach nie brakuje jednak i takich (często stanowią oni większość), którzy poczytują sobie za cud, że "znaleźli się na rekolekcjach", że "udało im się w nie wejść..." i że "nie wiedzą, jak to się stało". Ci ludzie dziwią się także temu, że ostatecznie dostrzegli, jak bardzo potrzebowali rekolekcji i jak ważne okazały się one dla nich właśnie teraz.
Znamienne jest także to, że zdecydowana większość z nich decyduje się odtąd planować rekolekcje i stale na nie powracać. Dzieje się tak mimo tego, iż rekolekcje niekoniecznie były dla nich czasem "ukojenia", a często stawały się okresem bolesnej wewnętrznej konfrontacji z własną małością, trudnym oczyszczeniem i zmaganiem, które kosztowało sporo wysiłku. Podczas rekolekcji ludzie ci odkryli bowiem coś bardzo ważnego - osobistą duchową potrzebę "czegoś więcej", która zawsze istniała w ich życiu, ale była stłumiona i zasypana codziennymi "ważnymi rzeczami".
Rekolekcje są związane z potrzebami duchowymi. Jeśli nie ma potrzeb duchowych, nie ma też potrzeby rekolekcji. Bywa, że rekolekcje podejmowane są jedynie "z obowiązku", "pod prawem", bez osobistej duchowej motywacji.
Kiedy podchodzi się do nich jedynie pasywnie, z czystego obowiązku, można zdusić w sobie bogatą przestrzeń duchowych potrzeb, które nie są w stanie się ujawnić. Takie pasywne (odbyte, lecz nie przeżyte) rekolekcje mogą przydarzyć się każdemu - świeckim i duchownym. Mogą nawet graniczyć z uczuciem apatii.
Nie wynika to ze złej woli, lecz bardziej z jakiegoś rodzaju "duchowego zapętlenia" spowodowanego aktywizmem, przepracowaniem, zmęczeniem, przyzwyczajeniem, a co się z tym wiąże - utratą duchowych pragnień.
Nic tak bardzo nie zabija duchowych pragnień jak przyzwyczajenie, wewnętrzna oziębłość i nadmierny aktywizm. Przekonałem się o tym wiele razy, gdy miałem okazję towarzyszyć w rekolekcjach osobom poszukującym "pustyni" w sytuacji silnego kryzysu, wypalenia psychicznego i duchowego, po latach "wewnętrznego wypłukania" i narastającego zagubienia. Rekolekcje podejmowane w takich stanach duchowych okazują się prawdziwą łaską i nierzadko przełomowym wydarzeniem. Niekoniecznie zmieniają coś w życiu od razu, z pewnością jednak przywracają duchowy smak i pragnienie "czegoś więcej" dla Boga i siebie, a to już początek "czegoś więcej".
Gdy człowiek zapragnie szukać Boga ponad wszystko, zwykle pragnie także pustyni. I to jest moment najważniejszy w otwarciu się na łaskę rekolekcji: zapragnąć ich dla siebie. Nieraz takie pragnienie pojawia się w trakcie rekolekcji. Bez osobistego pragnienia rekolekcje nawet "poprawnie przeżywane" mogą stać się czasem niewykorzystanym. Jeśli nie pragnie się więcej, wtedy otrzymuje się mało. Małe pragnienia - to "małe" rekolekcje. Bóg, który pragnie dla nas zawsze najwięcej, udziela nam tyle, ile sami pragniemy.
Duchowe pragnienia
Od kilku lat doświadczam niezwykłego przeżycia, które towarzyszy mi w rekolekcyjnej posłudze w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie. To przeżycie związane jest z osobami, które przyjeżdżają na ośmiodniowe rekolekcje i weekendowe sesje modlitwy słowem Bożym. Uświadomiłem sobie, że fenomenem jest sama ich decyzja o przyjeździe na rekolekcje. Jest to dla nich nieraz trudna decyzja oderwania się od codziennych spraw, od problemów, które spędzają sen z oczu, od najbliższych, z którymi można było przeżyć "atrakcyjniej" wolne dni.
Zdobywają w ten sposób dystans do własnej codzienności, który daje im okazję do prawdziwego wytchnienia. Przyjeżdżają często z bardzo daleka, z końca Polski. Decydują się na długą podróż, na nieprzespaną wcześniej noc. Odkładają na rekolekcje zaoszczędzone pieniądze, przeznaczają na nie część swojego urlopu albo bezpłatne wolne dni. Wskazuję na te pozornie drobne fakty, ponieważ na ich podstawie zrozumiałem, co znaczy osobiste duchowe pragnienie.
Co więcej - często odczuwam je w uczestnikach już od pierwszego dnia, od pierwszego wprowadzenia do modlitwy. Nie muszę ich specjalnie motywować do wyjścia na pustynię. Wyczuwam w nich pragnienie ciszy i słuchania. Odczuwam ich "rozsmakowanie się" w modlitwie. Pragnienie uczestników stwarza rodzaj duchowego napięcia, które udziela się prowadzącym i prowadzonym. Jest to nieraz doznanie bardzo silne - rośnie we mnie wówczas pragnienie "pobycia" z nimi na modlitwie, pragnienie trwania obok nich. O poziomie rekolekcji decyduje nie rekolekcjonista i jego "doskonałe" prowadzenie, ale poziom duchowych pragnień.
Pustynia
Drugim fenomenem, który ściśle wiąże się z pierwszym, wyżej opisanym, jest fenomen pustyni. Jest to pierwsze silne przeżycie rekolekcyjne, jakiego doznają uczestnicy. Nierzadko przyjeżdżają z wielkim pragnieniem ciszy i samotności. Nie dotyczy to bynajmniej jedynie osób świeckich. Nie zapomnę nigdy rozmowy z pewną osobą, która powiedziała mi wprost: "Przyjechałam, bo w informatorze było napisane, że w programie przewidziane jest milczenie".
Bywa i tak, że osoby zgłaszające się na sesje modlitewne, na których możliwy jest udział także "na dochodzenie", proszą o możliwość noclegu w naszym domu rekolekcyjnym, chociaż mieszkają w pobliżu. Spora jednak grupa osób, chociaż zgłasza się na rekolekcje w warunkach pełnej pustyni, dopiero na miejscu z niemałym zdziwieniem odkrywa, jak bardzo potrzebuje dla siebie ciszy i wycofania z codziennych spraw.
Para narzeczonych, która przyjechała na weekendową sesję formacyjną, przyznała mi się, że po raz pierwszy uświadomili sobie, iż potrafią inaczej "funkcjonować" w weekend. Doświadczają przestrzeni wolności i czasu, który mają tylko dla samych siebie. Co więcej - mają odwagę, by w ten wolny czas wejść bez zajmowania się czymkolwiek poza sobą.
Rekolekcje prowadzone w klimacie pustyni stają się dzisiaj skutecznym lekarstwem na chorobę społeczną naszych czasów, którą psycholodzy nazywają "nerwicą weekendową". Przez pięć dni w tygodniu ludzie ciężko i dużo pracują, marząc przez cały czas o weekendzie. Kiedy jednak weekend nadchodzi, dalej biegają i zajmują się wieloma sprawami, ponieważ nie potrafią zorganizować sobie przestrzeni ciszy i spokoju, w których zajęliby się jedynie sobą. Istnieje niebezpieczeństwo, że prowadzący rekolekcje także będą przenosić "nerwicę weekendową" do domów rekolekcyjnych. Niestety, nie zawsze wierzymy dogłębnie w wartość pustyni, ciszy i samotności i czasem boimy się proponować pustyni i milczenia uczestnikom rekolekcji.
Pustynia uświadamia, iż wiele źródeł napięć i zmęczenia, które uczestnicy wnoszą w rekolekcje z własnej codzienności, w istocie ma źródło w nich samych. To nie codzienność jest zagmatwana, lecz my sami. Pustynia ujawnia wiele napięć, do których osoba nie potrafi często się przyznać przed samym sobą. Na pustyni pozostaje z ciszą, a w ciszy - z samym sobą.
Jest to szczególny dar "rekolekcji na pustyni". Bardzo często nie uświadamiamy sobie, jaką gangrenę dla naszego życia psychicznego i duchowego stanowi hałas. Ma on różne, nieraz bardzo subtelne twarze. Istnieje więc hałas fizyczny, w którym ciągle coś gra, mówi i krzyczy; hałas związany z pracą, w którym ciągle jest "coś do roboty" i nie ma czasu dla siebie, hałas zmysłowy, w którym nękają nas różne namiętności, obrazy z rodzinnego domu, z filmów i gazet, literatury pochłaniające nasz wewnętrzny ład i wolność; hałas w sercu spowodowany moralnym "zapętleniem"...
Istnieje także hałas "religijny", na który narażone są zwłaszcza osoby duchowne i konsekrowane. Mnogie praktyki modlitewne, nabożeństwa, wiele godzin katechezy, przepowiadania słowa Bożego, studiowania teologii - to wszystko także może prowadzić nas w stan wewnętrznego hałasu, w którym nie słyszymy "sacrum". Nie przemawia ono do naszego serca, gdyż nie mamy czasu na duchowe trawienie całej masy religijnych treści.
Doświadczenie pustyni obnaża z hałasu i chaosu, do którego nieraz trudno jest się przyznać przed samym sobą. Pustynia nas konfrontuje. Będąc na początku czymś bardzo trudnym, po pewnym czasie staje się potrzebą serca. Pustynia oczyszcza i porządkuje, ujawnia nie tylko nasze napięcia, ale także nasze najgłębsze potrzeby i pragnienia oraz uczy kontaktu z własnym wnętrzem.
Modlitwa
Pustynia, jak szybko zauważają to uczestnicy rekolekcji, nie jest celem samym w sobie. Przez ciszę i samotność pustynia wprowadza w to, co najważniejsze - w przestrzeń modlitwy. To wprowadzenie, jakie daje pustynia, jest konieczne. Bóg dał mi kiedyś przeżyć rekolekcje, na których zrozumiałem tę prawdę i przez kolejne lata ciągle mi ją potwierdza. Ukazuje ją bardzo mocno także wtedy, gdy mogę towarzyszyć innym w ich rekolekcjach.
Rzeczywista pustynia prowadzi do rzeczywistej modlitwy. Głębia ciszy prowadzi do głębi słuchania, samotność - do rzeczywistego przebywania z Bogiem. Ponieważ poziom rekolekcji zależy przede wszystkim od poziomu pragnień, można powiedzieć, że taka pustynia - jakie pragnienia, taka modlitwa - jaka pustynia i takie rekolekcje - jaka modlitwa.
Centralne miejsce w rekolekcjach zajmuje słowo Boże. Słowo delikatne i cierpliwe, które najmocniej przemawia w ludzkim sercu. Żadne ludzkie słowo, ludzkie techniki i ćwiczenia nie wydobywają z człowieka głębszej modlitwy niż słowo Boże. Tylko słowo Boże, które zna tajniki serca, które wie, co się kryje w człowieku, zdolne jest zrodzić w nim najgłębszą i najczystszą modlitwę. Słowo Boże jak miecz obosieczny przenika ludzkie wnętrze i zdolne jest osądzić zamiary i myśli serca. Nieraz zapominamy o tym, że ludzkie słowo jest o tyle skuteczne i ważne, o ile zdolne jest podprowadzić do osobistego spotkania ze słowem Bożym, które oświeca, uzdrawia i wprowadza pokój.
Czasem zbyt mało w naszych rekolekcjach wiary w moc słowa Bożego. Ta wiara potrzebna jest najpierw prowadzącym. Moc wiary prowadzi do mocy przepowiadania. Powtarzamy często prawdę objawioną, że wiara rodzi się ze słuchania - ze słuchania słowa Bożego. Owocność rekolekcji zależy więc także od naszej zażyłości ze słowem Bożym. Tradycja wczesnych wieków powtarza, że słowo Boże z dzieckiem jest jak dziecko,
z młodzieńcem jak młodzieniec, z dorosłym jak dorosły.
Słowo Boże jakby rośnie z tym, który je przyjmuje. Jest cierpliwe i pokorne. Rekolekcje, w których najczystszym źródłem jest słowo Boże, uczą czystej drogi rozeznawania Bożej woli. Czasem boimy się, że ci, którzy "zbyt głęboko zanurzają się w modlitwę", nie będą zdolni zanurzyć się w życiu, ale moje doświadczenie jest odwrotne. Raduje mnie fakt, że z rekolekcji na pustyni korzystają często osoby niejednokrotnie piastujące odpowiedzialne stanowiska w życiu publicznym.
Małe grupy
Kardynał Carlo M. Martini, rozpoczynając rekolekcje dla osiemnastolatków diecezji mediolańskiej, zwierzył się im ze swojej obawy:
"Jest nas tak wielu. To wspaniałe, że tylu was przybyło, jednakże dla takiej formy rekolekcji, jaką wybraliśmy, idealna jest liczba najwyżej dwunastu osób. Wtedy zna się każdą osobę, dostosowuje się rytm modlitwy do każdego, prowadzi się modlitwę z każdym z osobna, każdego uczy się, jak się modlić, dyskutuje się, widzi się cele, problemy, trudności, sposoby ich rozwiązywania".
Oto jeszcze jeden fenomen rekolekcji zamkniętych, na który pragnę zwrócić uwagę. Ich ogromna korzyść wynika z faktu, że są często prowadzone w małych grupach, przez co stwarzają dobre warunki do indywidualnego kontaktu prowadzącego z każdym rekolektantem. Dzięki temu uczestnicy odczuwają komfort indywidualnego wsparcia i prowadzenia. Mają poczucie bezpieczeństwa i pewności, że prowadzący ma dla nich wystarczającą ilość czasu, że może ich bliżej poznać, wsłuchać się w to, co przeżywają i pomagać im w kroczeniu ich własnym duchowym tempem. Ten element chrześcijańskiej formacji jest bardzo ważny.
Zwrócił nań uwagę Jan Paweł II, pisząc w Novo millennio ineunte: "Istnieją różne indywidualne drogi do świętości, wymagające prawdziwej pedagogiki świętości, która zdolna jest dostosować się do rytmu poszczególnych osób. Winna ona łączyć całe bogactwo propozycji dostępnych dla wszystkich z tradycyjnymi formami pomocy indywidualnej i grupowej..."
Za każdą osobą, która poddaje się rekolekcyjnemu prowadzeniu, stoi historia jej życia. Jest to historia nierzadko bardzo trudna i powikłana. Odprawiający rekolekcje ma prawo sam sobie z nią nie radzić i często właśnie z tego powodu szuka duchowej pomocy. Nie wie, w jaki sposób to, co w sobie odkrywa, przynosić Bogu, jak o tym z Nim rozmawiać, jak uwolnić się od bolesnych doświadczeń przeszłości. Rozpoczyna rekolekcje
z oczekiwaniem, że ktoś (być może po raz pierwszy) wysłucha jego historii i będzie mu towarzyszył.
Gdy uczestniczący w rekolekcjach prowadzeni są indywidualnie, gdy odczuwają empatię i dyskretne wsparcie kierownika duchowego, wówczas doznają akceptacji i poczucia bezpieczeństwa. Skuteczniej słuchają wtedy słowa Bożego, hojniej się modlą i wielkoduszniej odpowiadają na rekolekcyjne doświadczenia.
Wyzwanie na dzisiaj
Formacja rekolekcyjna prowadzona "na pustyni", w małych grupach, wydaje się ważnym wyzwaniem dla Kościoła naszych czasów. Dzisiaj, kiedy w duszpasterstwie nierzadko odczuwamy niedosyt spowodowany faktem, iż pomimo ogromnej pracy nie możemy ogarnąć wszystkich ludzi
z ich indywidualnymi potrzebami duchowymi, z ich historią życia, z ich osobistym zagubieniem, potrzebne są miejsca odosobnienia, w których duchowi przewodnicy będą mieli więcej czasu dla pojedynczego człowieka.
Ilekroć domy rekolekcyjne wypełniają się ludźmi, tylekroć wypełniają się także ich wielkimi pragnieniami szukania i znajdywania Boga, rozeznawania Jego woli i życia bardziej ewangelicznego. Nasze rodziny, parafie i wspólnoty potrzebują na co dzień ludzi z wielkimi pragnieniami duchowymi. W "niecodziennym, czasie rekolekcji" chodzi o zwyczajną codzienność, o codzienność Kościoła wypełnionego ludźmi wielkich pragnień i dojrzałych decyzji. Ludzie, którzy nauczą się szukać Boga na pustyni, będą potrafili odnajdywać Go w codzienności i odpowiadać na Jego wezwania. Kościół będzie zawsze potrzebował pustyni dla swoich wiernych - być może dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek.
Art. ze str. deon.pl