Ambona > Komentarz
Zatrzymaj się na chwilę - rozważanie2011-11-05Tak mało mówi się dzisiaj o życiu wiecznym, o rzeczach ostatecznych, a przecież warto zastanowić się nad tym, dokąd ta droga życia prowadzi. To jest pytanie człowieka myślącego, miłującego, odpowiedzialnego za życie.
Miesiąc listopad rozpoczyna się uroczystością Wszystkich Świętych. Wychodzimy na spotkanie szczęśliwych ludzi, którzy zakończyli drogę swojego życia spotkaniem z Bogiem. Miłość jest ich życiem wiecznym. 2 listopada Kościół, nasza Matka, prowadzi swoje dzieci na spotkanie dusz w czyśćcu cierpiących. Chociaż już są zbawione, podlegają jeszcze prawu oczyszczenia z tego, co przeszkadza w pełnym zjednoczeniu się z Bogiem. Pomagamy im poprzez naszą wstawienniczą modlitwę. Każdy kapłan w tym dniu może odprawić trzy Msze święte, które niczym wodospad Bożego miłosierdzia obmywają oczekujące dusze.
W listopadzie, gdy opadają liście z drzew, zamiera życie w ogrodach i dni są krótsze, ogarnia nas melancholia i dziwna tęsknota. Widzimy, że przemija postać świata. Samo życie uczy nas umierania. Zapamiętałem napis na pomniku Cmentarza Bródnowskiego w Warszawie: "Tym, kim wy jesteście, myśmy byli. Tym, kim my jesteśmy, wy będziecie".
Nie umiem mówić o śmierci
Mój Boże, czy ja wiem, co to znaczy umrzeć? Mam przed sobą życie, ale również świadomość, że kiedyś się ono skończy. O śmierci innych mogę opowiedzieć, napisać artykuł, o swojej nie ułożę ani jednego zdania. Jedynie o śmierci klinicznej, którą przeżyłem 27 marca 1980 r., bo to doświadczenie noszę w sobie. Czy jednak jestem przygotowany na śmierć?
Modlę się o łaskę dobrej śmierci, o dar spotkania z Bogiem, ze świętymi, z moimi rodzicami, braćmi i siostrami, znajomymi. Przecież miłość się nie kończy. Jest ciągle obecna.
Od kilku już lat nawet na pogrzebach nie umiem mówić o śmierci. Opowiadam o życiu wiecznym, o Bogu. Pomocą jest dla mnie Biblia, Księga Żywych. Przypominam sobie i słuchaczom słowa Nauczyciela i Dobrego Pasterza: "Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie! W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę (…), przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem" (J 14, 1-3).
W tak bardzo trudnych i bolesnych chwilach, gdy odchodzą bliskie nam osoby, gdy rodzice patrzą na umierające dziecko - trzeba oprzeć zbolałą głowę i struchlałe serce na skale Bożego Słowa, na Jego Sercu, które mówi: "Kocham cię", "Jestem z tobą". Bo czy jest inne prawdziwe pocieszenie? Ja wiem, że w ostatniej chwili ziemskiego życia przyjdzie po mnie Pan Jezus, a nie śmierć. Jeżeli Chrystus jest naszym "życiem, prawdą, drogą" na ziemi, to dokąd ta droga nas zaprowadzi, jeśli nie do domu Ojca?
Chociaż niekiedy chodziliśmy po różnych bezdrożach, gubiliśmy ślady Bożej obecności, nie przestawaliśmy szukać prawdy o nas samych, o swoim życiu. To nieustanne nawracanie się, poszukiwanie, wynagradzanie za złe uczynki, tęsknota za prawdziwym życiem doprowadzą nas do Boga. Przypomnijmy słowa, jakimi 22 października 1978 r. rozpoczął swój błogosławiony pontyfikat Jan Paweł II: "Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! (…) Nie lękajcie! Chrystus wie, «co jest w człowieku»". A gdy dobiegały końca dni jego życia na ziemi, prosił: "Pozwólcie mi odejść do domu Ojca".
Całkiem niezła perspektywa
Często również ludziom wierzącym towarzyszy cień zwątpienia. Wydaje się im, że śmierć jest końcem wszystkiego, że to straszna chwila.
W świecie współczesnym widać z jednej strony przerost działania, szybkości, siły, nowości, wydarzeń, produkcji oraz tworzenie przez opinię publiczną nowych obietnic raju na ziemi, zapowiadających: "oto program świata". Z drugiej zaś obserwujemy niepokój, lęk człowieka przed jutrem, przemoc. Człowiek biegnie jak ślepy olbrzym. Sam zagubiony, innych sprowadza na manowce. Buduje życie na miałkich piaskach duchowej pustyni. Głosi wolność od wszystkich i od wszystkiego: "Myślmy i żyjmy tak, jakby Boga nie było"; "Używajmy póki czas, bo za sto lat nie będzie nas".
Listopadowe zamyślenia pomagają nam sprawdzić, jaki kierunek obrało nasze życie. Warto zatrzymać się na chwilę i zapytać siebie: kto i co wpływa na moje decyzje? Co uważam za najważniejsze w życiu? Ku czemu skierowana jest moja miłość? Co najbardziej leży mi na sercu? Czego szczególnie pragnie moja dusza?
Brak równowagi w życiu człowieka, zwłaszcza wierzącego, spowodowany jest odrzuceniem myśli o życiu wiecznym, utratą wiary w życie, które ma nastąpić po naszej śmierci fizycznej. Ta niewiara gasi prawdziwe światło, "które oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi" (J 1, 9), niszczy nadzieję, prowadzi do rozpaczy.
Wieczność nie jest pomniejszeniem naszego życia doczesnego. Jeżeli to przyszłe stanowi pełnię szczęśliwego przeznaczenia, to jak wielkie znaczenie ma nasza wędrówka przez tę ziemię. Jak ważny będzie egzamin każdego z nas i naszych bliskich, gdy Chrystus, Nauczyciel i Pasterz naszych dni, przyjdzie jako sędzia. Miłosierny Ojciec nie jest zainteresowany potępieniem człowieka, ale jego zbawieniem. "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3, 16). Na końcu wszyscy będziemy sądzeni z miłości. "Zaprawdę, powiadam wam: wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25, 40) - powiedział Chrystus.
Wizja życia wiecznego ma największe znaczenie w porządku wszystkich rzeczy i spraw ziemskich. Jest światłem. Nadaje sens naszym dniom powszednim. Życie wieczne rozpoczęło się dla nas w momencie poczęcia w łonie matki. Chwila naszej śmierci będzie narodzeniem dla nieba.
Art. ze str. deon.pl