Liturgia


Czytania na dziś »

Komentarz do Słowa na dziś








Ambona > Komentarz

Na początku była wspólna modlitwa2011-10-29


Na poziomie ludzkiej natury wspólnota jest wcześniejsza niż poszczególny człowiek. Owszem, mamy zdolność zakładania nowych wspólnot, a założenie wspólnoty małżeńskiej i rodzinnej podejmuje większość dorosłych ludzi, niemniej każdy z nas najpierw przez jakąś uprzednio istniejącą wspólnotę sam został przyjęty, zazwyczaj przez swoją rodzinę. Nikt z nas nie zdołałby przebrnąć zwłaszcza przez okres niemowlęctwa i dzieciństwa, gdyby nie został włączony w jakąś konkretną ludzką wspólnotę.


Również wspólnota wiary jest wcześniejsza niż poszczególny wierzący. Dotyczy to nie tylko dzieci, które przez chrzest i wychowanie religijne wprowadzane są w wiarę wyznawaną przez ich bliskich. Nawet prześladowca Szaweł, którego do wiary zaprosił sam Zbawiciel, zanim stał się człowiekiem wierzącym, usłyszał od Niego: Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić (Dz 9, 6; por. 22, 10). Przyszły Apostoł Paweł łaskę wiary otrzymał we wspólnocie, która go przyjęła do swojego grona (por. Dz 9, 17-19; 22, 12-16). Słowem, bez wspólnoty wierzących nie da się zostać człowiekiem wierzącym.


Otóż szczególnie oczywistym sposobem ujawniania się i pogłębiania wspólnoty wierzących jako właśnie wspólnoty jest wspólna modlitwa. Bez niej w ogóle Kościoła nie da się wyobrazić. Nigdy dość przypominania, że samo nawet narodzenie Kościoła dokonało się w atmosferze wspólnej modlitwy. Ci, którzy mieli stać się pierwocinami ludu Nowego Przymierza, na przyjście Ducha Świętego czekali właśnie we wspólnej modlitwie: Po wniebowstąpieniu Pana Jezusa Apostołowie trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego (Dz 1, 14).


W powyższym wersecie warto odnotować wyraz "jednomyślnie" (homothymadón). Służy on bowiem przekazowi niezwykle ważnej prawdy na temat modlitwy wspólnej, w której najwcześniej i najbardziej widzialnie tworzy się i pogłębia jedność Kościoła. Krótki opis wspólnoty jerozolimskiej przedstawionej jako obraz Kościoła idealnego (por. Dz 2, 42-47) - po wymienieniu czterech źródeł tak wzorcowego stanu rzeczy: trwania "w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach" (por. Dz 2, 42), jeszcze raz zwraca uwagę na szczególne znaczenie wspólnej modlitwy oraz Eucharystii dla jedności Kościoła: Codziennie trwali jednomyślnie (homothymadón) w świątyni, a łamiąc chleb po domach, spożywali posiłek z radością i prostotą serca (Dz 2, 46).


Dążenie do tego wzorca - żebyśmy zgodnie (homothymadón) jednymi ustami wielbili Boga i Ojca Pana naszego, Jezusa Chrystusa (Rz 15, 6), czyli żebyśmy stawali się coraz bardziej prawdziwą wspólnotą modlitwy
 - będzie później przedmiotem życzeń Apostoła Pawła kierowanych do młodych Kościołów. Natomiast o opuszczaniu modlitwy List do Hebrajczyków mówi w takim tonie, jakby to było równoznaczne z utratą wiary (por. Hbr 10, 25-27). Później św. Ignacy z Antiochii napisze, że "kto nie przychodzi na zgromadzenie, ten już popadł w pychę i sam siebie osądził. Napisano bowiem: Bóg sprzeciwia się pysznym".


Jeszcze jeden aspekt wspólnoty modlitewnej zasygnalizowany jest już w Dziejach Apostolskich: modląca się w zgodzie wspólnota szczególnie wiele może przed obliczem Boga. Kiedy po wybuchu prześladowań w Jerozolimie chrześcijanie wznieśli jednomyślnie głos do Boga (Dz 4, 24), po tej ich modlitwie zadrżało miejsce, na którym byli zebrani; a wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym i głosili odważnie słowo Boże (Dz 4, 31). Można się też domyślać, że cudowne uwolnienie Apostoła Piotra nastąpiło nie bez związku z zebraniem się "wielu na modlitwie" w "domu Marii, matki Jana, zwanego Markiem" (por. Dz 12, 12).


Św. Ignacy z Antiochii, nawiązując do słów Pana Jezusa z Ewangelii św. Mateusza (por. Mt 18, 20), napisał później, że "jeśli modlitwa wspólna dwóch pierwszych lepszych ludzi ma moc tak wielką, o ileż potężniejsza jest modlitwa biskupa i całego Kościoła?". Jednym z dowodów ogromnej popularności tego przeświadczenia o potędze wspólnej modlitwy jest choćby przytoczona wyżej wypowiedź Humberta z Romans.


Nie miejsce tu na bardziej szczegółowe przedstawianie bardzo ciekawej intuicji, że modlitwa jest walką (por. Rdz 32, 25-33; Ez 22, 30; Rz 15, 30n; Kol 2, 1; 4, 12). W tej perspektywie widział modlitwę wspólną już cytowany przed chwilą św. Ignacy: "Starajcie się częściej gromadzić dla dziękczynienia Bogu i oddawania Mu chwały. Jeśli bowiem często wspólnie się spotykacie, chyli się do upadku potęga szatana, a wasza zgodność w wierze niszczy jego zgubne dzieło".


Modlitwa osób, nie kolektywu

Sądzę, że w życiu każdego z nas, którzy się modlimy i wysoko sobie tę umiejętność cenimy, na początku była modlitwa wspólna. Sądzę ponadto, że granica między rodzinami, którym udaje się przekazać trwale wiarę swoim dzieciom, a tymi rodzinami, którym to się nie udaje, pokrywa się mniej więcej z granicą między rodzinami, które pielęgnują wspólną modlitwę lub jej nie znają. Jak istotną funkcję pełni wspólna modlitwa przy wtajemniczaniu w umiejętność modlenia się, szczególnie wyraźnie można zobaczyć u dorosłych katechumenów, dla których - na początku ich drogi - udział we wspólnocie modlących się zazwyczaj jest jedynym dostępnym im sposobem modlenia się.


Jednak również dojrzały chrześcijanin zapewne nie wytrwałby w życiu modlitwy ani nie zdołałby go w sobie pogłębiać, gdyby unikał modlitwy wspólnej. Z modlitwą bowiem jest trochę podobnie jak z pracą naukową - nie tylko trzeba być do niej wprowadzonym, ale owocnie można ją uprawiać pod warunkiem realnego udziału w społeczności tych, którzy się tym zajmują. Nie potrzeba nawet studiować eklezjologii, żeby zaobserwować tę prawidłowość, jakkolwiek niewątpliwie zasługuje ona na eklezjologiczny opis i pogłębienie.


Od razu jednak nasuwa się obserwacja odwrotna: nie tylko regularny udział w modlitwie wspólnej jest nam niezbędny do podtrzymania modlitewnej relacji z Bogiem. Równie niezbędne jest pielęgnowanie modlitwy osobistej, zanoszonej do Boga przy zamkniętych drzwiach i w ukryciu (por. Mt 6, 6). To dlatego również w tych zakonach, w których jest wiele modlitwy wspólnej, tak wielką wagę przywiązuje się także do modlitwy prywatnej.


To wzajemne uzupełnianie się modlitwy wspólnej i osobistej odzwierciedla prawdę o człowieku jako Bożym stworzeniu. Każdy z nas został stworzony jako byt osobowy - dlatego każdy powinien starać się o budowanie swojej własnej relacji z Bogiem. Zarazem Stwórca uczynił nas bytami społecznymi, co więcej, w Chrystusie chce nas zgromadzić w jeden swój lud, a nawet w jedno Ciało - dlatego w swojej osobistej drodze do Boga możemy i powinniśmy wzajemnie sobie pomagać i z sobą współpracować.


Jedna z istotnych funkcji, jaką spełnia autentyczna modlitwa osobista, polega na pogłębianiu naszej zdolności do włączenia się w modlitwę wspólną. "Niech twoja modlitwa nie spływa tylko z warg - objaśnia św. Ambroży słowa Chrystusa z Ewangelii św. Mateusza (por. Mt 6, 6) - natęż całą uwagę i całkowicie schroń się we wnętrzu swego serca. Nie bądź powierzchowny wobec Tego, komu pragniesz się podobać. Niech Bóg widzi, że się modlisz całym sercem i niech raczy wysłuchać modlitwy, którą z serca zanosisz".


Wejście do izdebki i zamknięcie drzwi, żeby się modlić, oznacza - zdaniem św. Augustyna - podjęcie pracy duchowej na rzecz wyciszenia w sobie zgiełku grzechów i wewnętrznego nieporządku: "Niechętnie wracają do domu ci, których czeka tam niezgoda i kłótnia, podobnie niechętnie wchodzi do swojej izdebki człowiek, w którego wnętrzu zgiełk grzechów i niedobrych przywiązań".


Próżny bowiem byłby nasz udział w modlitwie wspólnej, gdyby był świętowaniem w sposób nieświęty. "Dlatego my - komentuje św. Tomasz z Akwinu zapis z Ewangelii św. Jana (por. J 11, 55n) - zgromadzeni w domu Bożym, szukamy Jezusa, wzajemnie się pocieszając i wzywając, aby przyszedł na dzień naszego święta. Kiedy zaś obchodzi się święto w sposób nieświęty, wtedy Jezus nie przychodzi. Nienawidzę całą duszę waszych świąt nowin i obchodów (Iz 1, 14)".


Zatem chodzi nie tylko o to, żeby się modlić, ale żeby modlić się autentycznie. Chodzi jednak o coś jeszcze niewyobrażalnie więcej: kresem ostatecznym naszego doczesnego pielgrzymowania jest przemiana nas całych w całoosobową modlitwę. Jeśli nie dokona się to przed naszym odejściem z tego świata, będzie musiało być dopełnione w czyśćcu. "Do Chrystusa bowiem - i trudno się z tą uwagą Adrianny von Speyr nie zgodzić - żadna dusza nie dotrze inaczej niż w rozmodleniu". W dniu zaś ostatecznym cały Kościół ujawni się jako jedno nie mające końca rozmodlenie.


Art. ze str. deon.pl

Programista PHP: Michał Grabowski | Opracowanie graficzne: Havok.pl