Liturgia


Czytania na dziś »

Komentarz do Słowa na dziś








Ambona > Komentarz

Winić drugą osobę za to, co czujemy sami?2011-03-25

 

Czy gniew rzeczywiście może zniszczyć związek? Jeśli partnerzy nie umieją się z nim obchodzić, z pewnością tak. Nie rozładowany gniew położył już kres wielu partnerskim więziom. Skąd jednak taki gniew pochodzi?

 

Przede wszystkim z frustracji i zawodu wobec niezaspokojonych potrzeb - kiedy ktoś, po kim tego oczekuję, nie wychodzi naprzeciw moim potrzebom, wtedy się na niego gniewam. Niektórzy dostrzegają jakąś niedoskonałość w sobie samych - czują się niespełnieni lub uważają, że nie otrzymali od życia tego, czego chcieli - i złoszczą się na siebie. Trwają w przeświadczeniu, że rodzice, społeczeństwo, okoliczności czy też samo życie pozbawiło ich w pewnym sensie czegoś, na co zasłużyli. Taką frustrację i złość przenoszą następnie do kontaktów z drugimi osobami, jakkolwiek w romantycznej fazie znajomości te uczucia zwykle ulegają rozproszeniu. W każdym razie gdy związek tworzą dwie osoby dotknięte złością, w nim także ta złość się zaznacza.

 

Kiedy ujawniają się uczucia gniewu czy złości, trzeba o nich rozmawiać. Jeśli partnerzy są osobami odpowiedzialnymi, odważnie i dokładnie konfrontują się ze swoim gniewem; w przeciwnym razie mogliby spowodować nieodwracalne szkody dla związku. Dziecinna chęć odpłacenia winowajcy pięknym za nadobne natychmiast pozbawia stronę zagniewaną przewagi nad przeciwnikiem; utrwala się wtedy w obojgu to, co w nich niedojrzałe, a związek stopniowo kruszeje. Istotą każdej zemsty, czy to łagodnej, czy bezwzględnej, jest bezpośrednie wyrządzanie szkody ofierze. W związku małżeńskim zemsta działa jak trucizna, powodując powolną śmierć relacji partnerskiej.

Podobnie jak wszystkie inne emocje człowieka, gniew nie jest niczym złym, jeśli pojawia się we właściwych okolicznościach z właściwego powodu. Jest to zwykła reakcja człowieka na pojawienie się - choćby tylko domniemane - czegoś niesłusznego lub niesprawiedliwego. Złość może więc być emocją dobrą, mieć wymiar mobilizujący. Kiedy słyszymy lub widzimy, że ktoś postępuje niesprawiedliwie, kiedy jesteśmy świadkami pogwałcenia cudzej własności, kiedy ktoś nas oszukuje, to właśnie gniew motywuje nas do podjęcia odpowiedniego działania. Gdy jednak złość nie przechodzi w czyn, gdy pozwalamy, by się w nas gromadziła, wtedy narażamy się na poważną szkodę.

 

W związkach znaczących, takich jak małżeństwo, u podstaw drobnych, ale nierozwiązywalnych sporów, wywołujących co pewien czas nieadekwatne do przyczyn wybuchy, leży gniew, ledwo ukryty pod powierzchnią. Krążą wtedy wymówki-zapalniki: „w kuchni jest jak w chlewie", „nigdy nie zajmiesz się domem", „nie jestem twoją służącą", „ciągle rozmawiasz przez telefon z koleżankami", „gdybyś nie był taki leniwy, wziąłbyś pędzel i farbę i pomalował garaż". Taką listę można ciągnąć w nieskończoność, mechanizm jest jednak ten sam - złość oddala parę od siebie i wywołuje zamęt w związku.

 

Złość również dlatego jest tak niebezpieczna, że przeciętna para umie z nią postępować tylko na trzy sposoby: ignorować ją w sobie czy w partnerze, folgować jej lub ją tłumić. Związek będzie ustawicznie narażony na kryzysy, jeśli partnerzy nie nauczą się odpowiednio przetwarzać w sobie uczucia gniewu.

 

Traktowanie gniewu, jakby go nie było, czyli właściwie ucieczka przed nim, to sposób na pozór praktyczny, nasz gniew jednak idzie wtedy w ślad za nami. Gdy się odezwie, próbujemy przed nim uciec, zagadać go czy utopić w różnych czynnościach, później jednak, gdy znów się rozzłościmy, że nie otrzymujemy tego, czego chcemy lub potrzebujemy, gniew dopada nas z całą mocą, grożąc wybuchem i zamieszaniem.

 

Potocznie uważa się, że zdrowo jest gniew rozładowywać, że pozwala to wyzwolić się od niego. Czy jest tak rzeczywiście? Są ludzie, którzy co pewien czas wpadają w złość, szybko się potem uspokajając. Inni mają mniej szczęśliwe usposobienie: gdy zduszą w sobie złość, napięcie rozpiera ich i krążą po domu jak tygrys w klatce; gdy wybuchają, to ponad potrzebę bezpośredniej ulgi. Wpadają wtedy w wir wściekłości i nie uwalniają się od gniewu. Przy rozładowywaniu gniewu trzeba brać pod uwagę drugą osobę-partnera, w ogóle uczestnika sytuacji.

 

Wyobraź sobie zdarzenie, które wyzwoliło w tobie złość i skup się na nim. Przypuśćmy, że twój partner zapowiedział powrót na kolację na siódmą, a przyszedł o dziewiątej. Zamiast mówić wtedy „jesteś wstrętny i nieodpowiedzialny", możesz powiedzieć „naprawdę się gniewam, że nawet nie zadzwoniłeś, żeby uprzedzić mnie o spóźnieniu" - złość skupi się wtedy na fakcie spóźnienia, a nie stanie się atakiem na osobę w ogóle.

 

Kiedy widzisz, że w pewnej sytuacji rozładowanie gniewu skończyłoby się jakimś czynem gwałtownym, usilnie staraj się opanować chęć takiego wybuchu. Pierwsza fala gniewu jest może nie do opanowania, rozsądek nakazuje jednak szukać sposobów unikania drastycznych scen. Stara zasada głosi: kiedy się rozzłościsz, policz do dziesięciu; jeśli jesteś bardzo zły, licz do stu. W tym czasie gniew może trochę ostygnąć, co pozwala wejść na drogę bardziej konstruktywnego rozwiązywania problemu.

 

Reagujemy złością, kiedy zdarza nam się coś przykrego, nad czym nie panujemy. Jest to reakcja zdrowa, a nawet właściwa. Choć możemy zasłonić się tą złością jak kamieniem trzymanym w dłoni do obrony przed napastnikami, lepiej tę niebezpieczną broń odrzucić - wyzwolić się od złości i zdecydować na postępowanie kierowane rozsądkiem.

 

Szczególnie w ramach związku partnerskiego trzeba uważać, żeby nie nadać złości prawa obywatelstwa w naszych sercach. Nie usunięte od razu gniewne uczucia zagnieżdżają się w psychice, przynosząc szkodę nie tylko temu, kto je żywi i jego partnerowi, ale całemu związkowi. Spróbuj prześledzić pochodzenie tych uczuć - z czego się właściwie rodzą? Czy to nie uproszczenie - winić drugą osobę za to, co czujemy sami? Czy partner naprawdę ma nad nami taką władzę?

 

Pomyśl więc o wszystkich tych sytuacjach, gdy czułeś się sfrustrowany, zraniony, przestraszony. Czy masz zwyczaj takie uczucia odsuwać na bok, bezmyślnie rozładowywać i tłumić, czy też umiesz spokojnie się z nimi konfrontować i delikatnie, jakby to była chirurgiczna operacja, usuwać je z psychiki jak złośliwe guzy? Ta druga droga jest lepsza.

 

Więcej w książce: Odbudowywanie związków - Peter M Kalellis

 

Art. ze str. deon.pl

Programista PHP: Michał Grabowski | Opracowanie graficzne: Havok.pl