Ambona > Komentarz
Zagubienie we wspólnocie Kościoła2010-12-07
„Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała? A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały” (Mt 18, 12-13).
Ta krótka przypowieść pojawia się w 18. rozdziale Ewangelii św. Mateusza, gdzie Jezus mówi o relacji między jednostką a wspólnotą w Kościele, zwłaszcza o wpływie złego postępowania na pozostałych wierzących. Najpierw Chrystus przestrzega przed zgorszeniem i wzywa do unikania okazji do grzechu (słynny obraz odcięcia nogi lub ręki). Następnie opowiada o zaginionej owcy i jej szukaniu przez pasterza, by przejść do kwestii upomnienia bliźniego, który wykracza przeciwko wspólnocie. Na samym końcu, Jezus opowiada przypowieść o nielitościwym słudze, który doświadczywszy ogromnego miłosierdzia, nie potrafi darować małej sumy pieniędzy swemu dłużnikowi.
Ten kontekst jest bardzo zastanawiający. Wprawdzie Chrystus nie wspomina ani słowem o przyczynach zabłąkania się owcy, można je jednak wyczytać pomiędzy wierszami. Jeśli Jezus tak zdecydowanie dotyka problemu zgorszenia, konfliktów i grzechów, które uderzają we wspólnotę, z pewnością nie zwraca się do Marsjan lub nieżyjących już faryzeuszów, lecz myśli o swoich własnych uczniach, co wyraźnie zaznacza św. Mateusz (Mt 18, 1). Co więcej, przez umieszczenie przypowieści o zagubionej owcy w tym kontekście, Ewangelista pragnie podkreślić, że Chrystusowi zależy na każdym członku wspólnoty, który odłączył się i zagubił.
Skoro więc przypowieść o zagubionej owcy dotyczy wzajemnych interakcji w łonie wspólnoty, należy się zapytać, na ile zgorszenia, grzechy i brak przebaczenia w Kościele powodują, że niektórzy jego członkowie gubią się i odchodzą. Najłatwiej jest obarczyć winą poszczególną jednostkę, znajdując naprędce „przekonujący” motyw: zabrakło jej wiary, nie powinna się była gorszyć, nie miała powołania itd. Ale to jest postawa Piłata, który myje sobie ręce, żeby mieć święty spokój. Chyba nie tego oczekuje Jezus od chrześcijan.
Nieświadomość gorszenia innych wypływa z pewnej moralnej niewrażliwości, okrytej nierzadko płaszczem samousprawiedliwienia się. „Właściwie nic strasznego się nie stało” lub „Inni robią to samo”. Z kolei, brak dobrze pojętego upominania w różnego rodzaju wspólnotach może być objawem fałszywej pokory: „Dlaczego mam zwracać mu uwagę, skoro sam nie jestem lepszy?” lub znakiem obojętności: „Co mnie to obchodzi”.
Przypowieść o zagubionej owcy jest aluzją do 34. rozdziału z księgi proroka Ezechiela. Słuchacze Jezusa wiedzieli o co chodzi. Właśnie w tej księdze Jahwe kieruje mowę oskarżycielską przeciwko pasterzom Izraela, mając na myśli ówczesnych królów. Prorok zarzuca im, że zamiast troszczyć się o owce, „pasą samych siebie”; wykorzystują „ich mleko i wełnę”, ale ich los jest im zupełnie obojętny: „Słabej nie wzmacnialiście, o zdrowie chorej nie dbaliście, skaleczonej nie opatrywaliście, zabłąkanej nie sprowadzaliście z powrotem, zagubionej nie odszukiwaliście, a z przemocą i okrucieństwem obchodziliście się z nimi” (Ez 34,4). Prorok w zaniedbaniach pasterzy upatruje główny powód „rozproszenia owiec po wszystkich górach i wszelkim pagórku”, i wydania ich na pastwę „dzikiego zwierza” (Ez 34, 5.8).
Jeśliby zastosować proroctwo Ezechiela i Chrystusową przypowieść do Kościoła, w którym dzisiaj żyjemy, wszyscy powinniśmy uderzyć się w pierś. Każdy członek Ciała Chrystusa bez wyjątku dźwiga odpowiedzialność za innych w Kościele, bo jesteśmy ze sobą wzajemnie powiązani. Mam wrażenie, że ta świadomość została nieco zamazana, zwłaszcza w rozumieniu grzechu, który postrzega się coraz częściej jako „prywatną” sprawę między wierzącym i Bogiem. Ilu katolików zdaje sobie sprawę z tego, że spowiedź jedna wierzącego nie tylko z Bogiem, lecz także ze wspólnotą Kościoła?
Ponadto, w świetle wypowiedzi Chrystusa i proroka Ezechiela przyczyn zagubienia owcy należy szukać także w uchybieniach wspólnoty Kościoła. Czyż nie zdarza się, że owca zrywa żywą więź z Kościołem, ponieważ dotknęła ją niemoc, chwile smutku, depresji, ale nikt nie miał ochoty lub czasu, aby wysłuchać jej opowieść? A może nie nadążała za grupą, bo spotkała się z nierealistycznymi wymaganiami, moralizowaniem, brakiem wyrozumiałości? A może owca padła zraniona gorszącym zachowaniem księdza, zakonnika, lub jakiejkolwiek innej osoby wierzącej. Może stała się ofiarą pogardy, niesłusznej krytyki, arogancji lub rozmaitych form wykorzystania, i kiedy domagała się przeprosin pod pozorem ochrony instytucji uczyniono ją dwakroć bardziej winną niż ten, kto wyrządził jej krzywdę? A może zamiast „wód, gdzie można odpocząć”, owca znajduje często w Kościele formalizm, rytualizm i porady zupełnie oderwane od życia?
Kiedyś rozmawiałem z młodym człowiekiem, który odszedł z Kościoła do pewnej neoprotestanckiej grupy. Zwrócił się do mnie w takich słowach: „Jak to jest, proszę księdza, że ludzie chodzą do kościoła, a po wyjściu z niego, ci sami ludzie postępują tak, jakby ich wiara nie miała żadnego znaczenia w ich życiu. Kłócą się, oszukują, piją, potępiają innych. Całe chrześcijaństwo opiera się na pozorach pobożności”. Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć, bo miał sporo racji, chociaż dostrzegał tylko jedną stronę medalu. Nie chciałem jednak uciekać się do taniego pocieszania. Ale równocześnie zrozumiałem, że nie mogę za szybko rozgrzeszyć się z odpowiedzialności za to, że Kościół okazał się dla niego zaprzeczeniem chrześcijaństwa.
W przypowieści pasterz podąża za owcą po jej śladach, niejako o krok za nią. Bóg udaje się dokładnie w te miejsca i sytuacje, w których człowiek tkwi w swoim zagubieniu. Często chciałby wrócić, ale nie wie, jak to zrobić. Faryzeuszom nie mieściło się w głowie, aby Chrystus mógł wchodzić do domu prostytutek, grzeszników i celników. Nie obawiał się jeść posiłku razem z nimi. I spędzał tam sporo czasu, a nierzadko sam się wpraszał w gościnę, jak do Zacheusza.
Jednakże poszukiwanie człowieka przez Boga nie zawsze kończy się sukcesem, jak zdaje się sugerować dzisiejsza Ewangelia. Jezus mówi, że „ jeśli pasterzowi uda się odnaleźć owcę, wówczas doznaje radości z jej odnalezienia”. Tak jak przyczyniamy się do „zagubienia” niejednej owcy w Kościele, podobnie możemy pomóc Chrystusowi w jej odnalezieniu. Chociażby przez okazanie zrozumienia, przez przebaczenie, wysłuchanie, delikatne upomnienie. Inaczej Pasterz może jej nigdy nie przynieść z powrotem na swych ramionach.
Art. ze str. deon.pl