Felietony
6 (60) W krajobrazie mojego serca2011-10-20Wieruszów jest miastem kapłanów i poetów. Nie umiem liczbowo tego przedstawić, ale przynajmniej w naszym zakonie, ze względu na liczbę powołań Wieruszów jest nieporównywalny z jakimkolwiek innym miastem. W drugim, albo trzecim dniu mojego pobytu nad Prosną poznałem Jadwigę, krakowsko-warszawskiego geografa. Po latach posługi na Uniwersytecie Warszawskim powróciła do rodzinnego Wieruszowa, do swoich korzeni. Jadwiga jest przedstawicielem mojego pokolenia więc odnaleźliśmy w pamięci wielu wspólnych znajomych z Krakowa i Warszawy. Był wśród nich także prof. Jan Flis, który podczas wojny uratował Matkę Bożą Loretańską, a o którym dwa razy w felietonach pisałem. Ale pewnego dnia przyszła do klasztoru i przyniosła mi tomik swojej poezji... o geografii, o Wieruszowie, o głębinach ludzkiego serca i pięknie Bożego świata. Niezwykłe to są wiersze. Pomyślałem sobie, że możnaby zorganizować 'poetyckie warsztaty antydepresyjne', bo pokój i miłość, którymi nasycone są te Jadwigi wiersze, chyba mają właściwości lecznicze, uspokajające, można by leczyć nimi depresje ludzkiego losu. 35 wierszy ich Autorka zaczyna słowami „W krajobrazie mojego serca..." i to wywarło na mnie ogromne wrażenie. Z tomika wierszy zaczerpnąłem tytuł dzisiejszego felietonu. Zadałem sobie od razu pytanie: A jaki jest krajobraz, a może krajobrazy mojego serca?
Krajobrazy wydobyte z serca Autorki są piękne - pisane, malowane, a może bezgłośnie , w ciszy pełni księżyca śpiewane? Po ich przeczytaniu pomyślałem sobie, jak piękne i niezwykłe jest to miejsce, któremu nadano imię Wieruszów, skoro tyle, pełnych miłości słów można o nim wypowiedzieć. Wiersze pełne ducha i miasto pełne ducha. W tym momencie uświadamiam sobie, że nasz kościół i parafia jest pod wezwaniem Zesłania Ducha Świętego. Odnalazłem więc wiersz, który mówi o Duchu:
„W krajobrazie
mojego serca...
jest świątynia
w której
Duch Święty
uczy ufać i prosić o miłosierdzie
świątynia
a w tej świątyni
przed wielu laty usłyszałam
i rozważam do dziś...
„Błogosławieni czystego serca
albowiem oni Boga oglądać będą".
I dzisiaj spotkałem się znowu z Jadwigą. Przyniosła do klasztoru kolejny tom poezji, zatytułowany „Wierszem malowane", tym razem autorstwa czterech osób, wywodzących się z jednego rodu - Żółtowskich. I znowu te wiersze wypełnione pokojem i miłością pokazały mi jakim ludzki duch może i powinien być. I myślę sobie, że Bóg jest niezwykłym Artystą. Słowa, które wypowiadał stwarzając świat, musiały być najczystszą poezją, a może były niezwykłą melodią i pieśnią, zawierającymi w sobie stwórczą moc. Jeśli Jezus tak wielu stąd osób powołuje, by poszli za Nim i oni zostawiają swój Wieruszów i Prosnę, i swoje pragnienia, marzenia, jeśli w serca ludzi wlewa Bóg tyle wierszowanych słów zaklętych w miłość ludzi, miejsc, wydarzeń, wspomnień, to z jakichś przyczyn unosi się tu Boży Duch i Jego moc, dary, talenty, błogosławieństwa.
Jest we mnie pragnienie, by napisać coś o niezwykłym Obrazie Pieciorańskiego Jezusa, o Jego obliczu, przepełnionym cierpieniem a równocześnie naznaczonym łagodnością i miłosierdziem. Wciąż jednak niewiele rozumiem z tajemnicy i fenomenu Wieruszowa. Wymaga to czasu i nauczenia się widzieć, co trzeba dopiero odkryć i to sercem, więc powoli dorastam i dojrzewam, ale wciąż za mało rozumiem. Przyglądam się barokowym ornamentom, oplatającym ołtarze i obrazy świętych, nie mogę oderwać oczu od wyrazu twarzy Jezusa na krzyżu w głównym ołtarzu, zadziwia mnie piękno twarzy Matki Bożej i św. Jana pod krzyżem... Dlaczego oblicza Matki i Jezusa, zdjętego z krzyża i złożonego na Jej kolanach w ołtarzu przy wyjściu z kościoła przyciągają wzrok swoim tajemniczym pięknem? Dlaczego tak trudno przejść obok Jezusa Pięciorańskiego nie spojrzawszy Mu w twarz i nie przyklęknąwszy? Dlaczego cierpienie przybiera postać piękna, a współczuciu i bólowi towarzyszy wdzięczność, a nawet radość?
Wspominam krajobraz mochowskiej Łąki Maryi Panny wydobyte wraz ze wspomnieniami z serca. Jakie jeszcze krajobrazy są w moim sercu? Widzę tam tyle ludzkich twarzy, pięknych lecz naznaczonych cierpieniem, tęskniących za miłością ojca, matki, kogoś jedynego i najbliższego, świata... I wszystkie tak bardzo podobne są do wizerunków Jezusa, Maryi, Jana z wieruszowskiego prezbiterium, łączy je cierpienie i piękno, i jeden Boski rodowód. Tajemnica człowieka i Boga, stworzenia i Stwórcy, zespolonych cierpieniem...
Dzisiaj mój Przeor Kazimierz, patrząc na glinianego anioła, stojącego wysoko, na narożu bibliotecznej szafy w moim pokoju, powiedział: 'przypomina mi to narożnik świątyni jerozolimskiej i Jezusa kuszonego przez szatana'. Anioł czeka...Ale Jezus nie uległ kuszeniu, nie rzucił się w dół, aniołowie nie pofrunęli, by Go pochwycić, bo przed Jego oczami była wizja Jego przyszłości - Golgoty i Krzyża. Oprócz grzeszników widział też te piękne, ale wypełnione cierpieniem twarze swoich ukochanych córek i synów, których nikt nigdy nie przytulił z miłością do serca, nie obdarował uśmiechem i czułym słowem.
W krajobrazie mojego serca jest też gliniany anioł, gotowy do lotu, który wciąż czuwa na narożniku bibliotecznej szafy. Może jest symbolem tych wszystkich aniołów stróżów, które gotowe są mocno uchwycić swoich podopiecznych - poranionych, połamanych, nieszczęśliwych, kuszonych, którym brakuje siły, wiary, ufności, tęskniących za spełnieniem niespełnionej miłości i za pokojem serca.
W krajobrazie mojego serca przeszłość i przyszłość stają się jednością istnienia. W przeszłości i przyszłości cierpienie splata się z miłością i pięknem. Istnienie jest trudem w bezmiarze Bożej wszechobecności. Wszystko jest tajemnicą, ale zawsze zanurzoną w miłosiernej miłości Boga.
Kilka dni temu była pełnia. Księżyc na zachodnim niebie próbował być jaśniejszy o poranku od Słońca. I stał naprzeciw niego bezradnie wiedząc, że nie ma własnego blasku. Nie był nawet w stanie rozświetlić coraz bardziej kolorowych drzew nad Prosną. I marzył, by zanurzyć się w ciemności nocy, jako jedyne, znaczące światło, przemieniające wszystkie osoby i rzeczy w swoich zarysach, konturach, kształtach, ruchach w tajemnicę istnienia. A wieruszowska geografka i poetka Jadwiga zwierza się, że wszystko jest dla niej darem:
W krajobrazie
Mojego serca...
Jest pełnia księżyca
Srebrny blask
Rozjaśniający znajome kształty
Rzekę
Kościół
I moją ulicę
Srebrny blask
Wydobywający
Urok miejsc zacienionych
Więc...
Jak dar przyjmę
Każdą pełnie księżyca
Jak dar przyjmę
Smugi światła
W konarach drzew rozświetlonych
Jak dar przyjmę
Ciszę nocy księżycowej
Ciszę, w której mówi Bóg.
Niechaj Boży pokój będzie w Waszych sercach i stanie się nieustającą, ożywiającą radością. Szczególnie serdecznie pozdrawiam te osoby, te moje Córki i Synów, które nie radzą sobie z cierpieniem i samotnością. Niechaj dobry Bóg pozwoli Wam odczuć swoją bliskość i kojące przytulenie. On naprawdę jest przy Was, a Jego miłość jest niezgłębiona. Uwierzcie w sens Waszych cierpień i uzdrawiającą moc Jego miłosiernej miłości.
Serdecznie pozdrawiam i przygarniam do serca
Ojciec Ludwik znad Prosny
Wieruszów, 18-19 października 2011 r.
seminarium.paulini.pl
6 (60). list/felieton