Liturgia


Czytania na dziś »

Komentarz do Słowa na dziś








Felietony

5 (59) Depresja i miłosierdzie2011-10-15

Po ciemnym, otulonym grubą powłoką chmur poranku, poprzez prześwity w chmurach ukazało się jesienne słońce. Ale nie odczułem dzisiaj szarości nieba i ciężaru ołowianych chmur. Od początku dnia czuję się bardzo pogodnie i radośnie.. Może to wciąż idące za mną i rozprzestrzeniające się po rozległym dnie doliny Prosny echo warsztatów-rekolekcji w Skomielnej Czarnej, w ośrodku ojców kapucynów? W dnie doliny Krzczonówki, pomiędzy lesistymi grzbietami Beskidu Duch Święty powiał Bożym miłosierdziem, aby ogarnąć wszystkich poranionych trudnymi wydarzeniami życia, niemożnościami stanięcia na nogi, przytłoczonych do ziemi depresjami ludzkiego losu. Boży oddech miłosierdzia dotarł za mną do Sanktuarium Wieruszowskiego, do... też poranionego, ale pełnego miłosiernej miłości Jezusa Pięciorańskiego. Kazał mi dzisiaj rano rozpocząć Mszę św. słowami: „zanurzmy się w miłosiernej miłości Boga, by oddać Mu nasze zranienia, słabości i grzechy". W ogniu miłości wszelkie zło i nasze grzechy płoną jak śmieci i wyschnięta trawa. Nasze grzechy, słabości i nasze depresje, to szansa przylgnięcia do kochającego nas Boga, który te nasze ułomności oraz nasze choroby potrafi uleczyć i przemienić mocą swojej miłości w dobro, pokój, radość, uśmiech i podnieść oraz wydobyć z dołu zagłady nasze poranione człowieczeństwo.

 

Zanim dzisiaj poszedłem do kaplicy na jutrznię przeczytałem nocny, niezwykły list od Uli, który wypełnił mnie tak wielką radością i Bożym zachwytem, że nawet słońce przebiło się poprzez grubą warstwę chmur, by rozjaśnić nastroje i mroki naszych, może także depresyjnych myśli. Ula należy do osób, w której jednym spojrzeniu, uśmiechu i jednym słowie od razu odkrywamy uśmiech i miłość Boga. I tak cudownie rozpoczęły się dla mnie Biblijne Warsztaty Antydepresyjne. Ula wyjechała następnego dnia wczesnym porankiem, bo przywiozła na warsztaty jedynie swoją mamę. Nieoczekiwanie jednak pozostawiła dla mnie tak wielki ładunek uśmiechu i miłości, że mogłem nim obdarować wszystkich, których spowiadałem, z którymi rozmawiałem przez pozostałe dni tych niezwykłych spotkań pomiędzy górami w Skomielnej. A więc miłosierdzie Boże musiało najpierw dotknąć mnie, abym mógł nim bardzo po ludzku szafować w imieniu Jezusa Chrystusa. Niezwykły jest Bóg i niepojęta jest Jego miłosierna miłość. I dzisiaj o poranku dobry Bóg znowu się do mnie uśmiechnął, bo list Uli był jednym, pięknym i nieustającym uśmiechem. Podarunki od Boga mają najczęściej kształt pięknego słowa i jeszcze piękniejszego uśmiechu. Ulę wraz z jej uśmiechem ukryłem w sercu. Zdążyłem to uczynić zanim jako lekarka wolontariuszka wyjedzie do Indii.

 

Ale wróćmy do warsztatów... Pierwszy raz uczestniczyłem w takim wydarzeniu, gdzie odkryłem sens i wartość swojego kapłaństwa. Poczułem się kolejny raz ustami i rękami miłosiernego Boga. Konferencja Krysi w czwartkowe popołudnie była dla mnie prawdziwym zaskoczeniem. 40 dorosłych osób, od 'maluczkich' po profesorów uniwersyteckich, skrzętnie próbowało zanotować każde wypowiadane przez Krysię słowo. Jej, pełen spokoju głos uspokajał, ale nie usypiał, trzymał w napięciu i oczekiwaniu na kolejne, wypowiadane słowa, zdania. Zadziwiony byłem, gdyż oduczyłem się słuchania wykładów, konferencji, 'odpływając' po pierwszych frazach uczonych wywodów i przekazów. Krysia nie wykłada na żadnej uczelni, ale jasność, prostota i logika jej myśli jest tak oczywista, że każą się jedynie wsłuchać i wchłonąć - ośmielę się powiedzieć - Bożą mądrość, jaką się intuicyjnie w jej wywodzie wyczuwa.

 

Stwierdzenia, które zapamiętałem i z wielkim przekonaniem przyjąłem, to, że depresja musi mieć sens i że jest szansą, a nie przekleństwem. I tak musi być postrzegana. Wielu poprzez 'doliny ucisku' doprowadziła do nawrócenia, do Boga, do odkrycia potrzeby związku ludzkiego życia z miłością Boga, bo nie ma ludzi złych, a jedynie są ludzie poranieni. Z depresji uzdrawia poczucie bliskości i miłości Boga..., prostuje wszelkie błędne przekonania i myśli o sobie i o Bogu, o ciele i o duchu, o naszym sercu, gdzie styka się ziemia i niebo, pozwala zgodzić się na swoje życie, nawet na cierpienie, na sposób widzenia rzeczy i spraw przez Boga.

 

Dzisiejsza Ewangelia (Łk 11,42-46) stawia nam szereg pytań i jest jakby przedłużeniem warsztatów ze Skomielnej, bo może oskarżam się, że jestem jak uczeni w Prawie i faryzeusze i lękam się Jezusowego "Biada!". I gdzieś ukryła się Jezusowa miłość, narasta we mnie nieufność i podejrzliwość, czy On rzeczywiście może mnie kochać, pragnąć..., przebaczyć moje ułomności i grzechy? Więc spójrz w prawdzie, ale bez lęku na siebie, na swoje myślenie i serce, czy stosujesz dwie miary sprawiedliwości i miłości - jedną wobec siebie, a drugą wobec innych? Może odkryjesz, że trzeba tylko zdjąć z siebie ozdoby i naszyjniki pychy, próżności, ludzkiej chwały, poczucia swej wielkości i mądrości, doskonałości? I zrozumiesz, aby - tak jak Twój Jezus - być  miłosiernym i stosować do wszystkich tą jedyną sensowną ludzko-Boską miarę.

 

Przed domem rekolekcyjnym w Skomielnej stoi piękna kapliczka Niepokalanej - figura Maryi w wyżłobieniu pnia drzewa, które pewnego dnia wywróciło się, ale cudem Boskim nie na ośrodek rekolekcyjny ojców kapucynów, gdzie i my odbywaliśmy warsztaty. Jestem pewien, że nasza Matka czuwa nad warsztatami i czuwa nad swoimi ukochanymi dziećmi, przeżywającymi swoje problemy i cierpienia, bo... kocha. Niech ta Jej miłość uzdrowi chore ciała i chore dusze tych, którzy przyjechali na warsztaty. Maryja zapisała sobie imiona wszystkich swoich dzieci z tabliczek znamionowych, które każdy z uczestników nosił przypięte w widocznym miejscu i zaniosła tą listę do Jezusa. A Jezus, jak przekazuje nam Ewangelia, zna się na chorobach duszy i ciała, uzdrawiał bowiem ze wszystkich chorób. Potrzebna jest jedynie nasza ufność i wiara wielkości chociażby ziarenka gorczycy.

 

Po warsztatach przybyło mi sporo nowych córek, które potrzebują akceptacji, przyjaźni i miłości. Zamknąłem więc je w swoim sercu, nie pozbawiając wolności. I Agnieszka o włosach jak baranek weszła do mojego serca jako córka, a przy pożegnaniu w Krakowie Ola i Kasia oznajmiły, że też chcą być moimi córkami. Cóż mogłem zrobić? Wróciłem więc do Wieruszowa z powiększoną w sercu rodziną i bogatszy, bo każde ludzkie serce, to skarb, który Bóg nam powierza, abyśmy go przyjęli i obdarzyli miłością.

 

Dobrze, że wybory parlamentarne odbyły się po Biblijnych Warsztatach Antydepresyjnych. W ocenie wyników posłużę się więc analogiami. Wszystko wskazuje, że Polska jest w trudnym i głębokim stanie depresyjnym. Dlaczego? Ponad 50% uprawnionych do głosowania, a więc ponad 15 mln Polaków nie uczestniczyło w akcie wyborczym, co wskazuje na stan obojętności, zwątpienia, abulii, bierności i historycznej amnezji - oznaki typowej depresji. Na podstawie głosowań nad ustawami o aborcji w minionej kadencji parlamentu ok. 7-8 mln Polakom obojętny był kształt tej ustawy. Obojętność wobec prawa człowieka do życia jest równoznaczne z obojętnością wobec przykazania Boskiego: „Nie zabijaj!". Nie jest to optymistyczny szacunek statystyczny postaw dorosłych Polaków ponad 38 milionowego, katolickiego narodu. Jedynie znowu poprzez analogię mogę uznać, że ta narodowa depresja jest jakąś szansą dokonania refleksji nad umysłowym i moralnym stanem społeczeństwa. Wszelkie uzdrowienia wymagają czasu i leczenia. W ostateczności z depresji uzdrawia poczucie bliskości i miłości Boga... Uzdrowienie Polaków z narodowej depresji wymaga więc nawrócenia. Nawrócenie wymaga skruchy, wyznania win i pokuty. Może być nią powszechna modlitwa, jak np. różaniec na Filipinach, czy na bliskich nam Węgrzech, gdzie Bóg wysłuchał modlących się narodów. Oczywiście, uczeni w prawie i faryzeusze będą się śmiać z tej mojej prognozy, ale Jezus wypowiedział im mocne „Biada!" już przed dwoma tysiącami lat.

 

Kończy się światłość dzisiejszego dnia. Arktyczne powietrze sprawia, że jest chłodno, ale powietrze jest przeźroczyste i jest bardzo dobra widoczność. Wiatr pędzi po niebie ogromne cumulusy i przez cały dzień słońce rozświetla równinny krajobraz doliny Prosny. Na rzece pojawiły się dwa pierwsze łabędzie. Kilka drzew zmieniło kolory, ale ja czekam, aż wszystkie nadrzeczne drzewa ubiorą się w złocisto-brązowe szaty, abyśmy uświadomili sobie, że, pomimo naszych indywidualnych nieszczęść, chorób i cierpień oraz wyborczej narodowej depresji i amnezji, Boży świat jest bardzo piękny, a miłosierdzie Boże jest najpiękniejszą szatą, w którą Bóg nas ubiera. Niech w każdym z naszych serc niebo spotyka się z ziemią i Jezus z Maryją przebywają z radością. Niechaj więc to niezwykłe miłosierne przytulenie Boga towarzyszy Wam wszystkim, którzy jeszcze czekacie na ten felieton. Ja też przytulam wszystkich, bo nie wyobrażam sobie innego pożegnania.

 

Ojciec Ludwik znad Prosny

 

Wieruszów, 12 września 2011 r.

seminarium.paulini.pl

oludwikk@poczta.onet.pl

5 (59). list/felieton

Programista PHP: Michał Grabowski | Opracowanie graficzne: Havok.pl