Felietony
(119) Czekanie i oczekiwanie2014-12-27Każdy dzień życia jest czekaniem i oczekiwaniem. A minęły już dwa, wydaje mi się, bardzo długie miesiące; zafascynowany postacią Mary Wagner wciąż z trudem porządkuję myśli o współczesnym świecie, gdzie tyle jest zła i znęcania się nad ludzkim losem, ale równocześnie tyle piękna, odwagi i nadludzkiej mocy w osobach próbujących się przeciwstawić wszystkim potęgom zła, śmierci, które utworzyły swoje przyczółki na wszystkich kontynentach w imię nowoczesnej cywilizacji współczesnego pokolenia.
Wczoraj, nie oczekując na jakikolwiek od kogokolwiek słoneczny gest, otrzymałem list. Zrozumiałem wówczas, że kilka dobrych słów może być znakiem, że ktoś także oczekuje na nawet niedostrzegalne drgnienie serca. Dziękuję Ci, Bernadeto za dobre słowa, będące motywacją, bym patrząc na szare słońce otulone gęstą pokrywą mgły i chmur nie zanurzał się w nastrój ostatnich dni jesieni i ciemnych myśli ze świata; abym przebił się przez szarość słonecznej tarczy i uświadomił sobie, że w głębi szarości i chłodu słońce jest złociste i gorące.
Co jakiś czas dociera do mnie słowo, wyrażające czyjeś oczekiwanie na dobro, słowo rodzące nadzieję i wiarę w uzdrowienie chorej cywilizacji i nieludzkich systemów, wciąż nazywanych ludzkimi. A ja nie potrafię spełnić tych wszystkich pragnień, bo przecież oczekiwania są jedynie jeszcze niespełnionymi pragnieniami. Chciałbym je spełnić, bo sam poznałem, co znaczy czekać i oczekiwać. Trzeba by powiedzieć – doświadczyłem. Poznać bowiem, znaczy doświadczyć czegoś, na co czekamy. Moje życie jak i każdej i każdego z Was też jest wypełnione nieustającym czekaniem i nadzieją spełnienia oczekiwań. Gdzieś w głębi serca jest ogromny magazyn, gdzie gromadzę niezliczone moje oczekiwania na zrealizowanie pragnień. Całe życie, wiem, na coś czekałem, czegoś oczekiwałem. Trudno jest wyrazić słowami, gestami, uczuciami czekanie. Są niewyrażalne i nie pojęte dla mnie samego. Często są to oczekiwania na coś zwyczajnego, co wydaje się nadzwyczajne i upragnione. Nadzieja wypełnia każde z oczekiwań. Nadzieje wypełniają nasze czekanie.
Dzisiaj już czwarta niedziela Adwentu, oczekujemy niecierpliwie na przyjście Pana. Adwent, nie jest jak szarość dzisiejszego nieba nad klasztornym parkiem. Pozostały już tylko 4 dni trwania i szczególnego, radosnego oczekiwania z nadzieją spełnienia niespełnionych pragnień, marzeń, tęsknot. Czas radości nabrzmiewa, bo Bóg jest blisko i pragnie narodzić się w sercu każdego człowieka, zwłaszcza smutnego i poranionego.
Wyśpiewajmy więc strofami porannego hymnu czwartej niedzieli Adwentu: „Raduj się, niebo, wesel się, ziemio, niech morze huczy i szumią rzeki, niech hymn śpiewają góry i drzewa ku czci Chrystusa! Także i człowiek, pełen nadziei, niech wielbi Pana, bo już jest blisko, i On przyniesie pokój bezmierny całemu światu. Wkrótce ujrzymy nasze zbawienie, więc wznieśmy głowy, czekając z wiarą na jasne Słońce, które swym blaskiem rozproszy mroki”.
Daj, Panie Jezu, abyśmy dzięki mocy Ducha Świętego w miłości mogli oczekiwać na Twoje przyjście,. Spraw, byśmy dzięki Twemu miłosierdziu pobożnie i rozumnie żyli na tym świecie, oczekując błogosławionej nadziei i Twego przyjścia w chwale.
Niechaj nasze serca, oczekujące Twego Bożego czasu, wypełnią się dobrem, pokojem i nadzieją, i niech staną się pokorne jak zadziwione serca pasterzy na skalistych, betlejemskich łąkach. Może pojawi się zima w śnieżnej szacie i ostudzi gorące myśli, rozbiegane po bezdrożach nadchodzących czasów. Może w przyklasztornym parku nad Prosną pojawią się zimowe ptaki i przylecą łabędzie. Może łatwiej mi będzie napisać od czasu do czasu bardziej słoneczny felieton i pamiętać o tych wszystkich, którzy o mnie pamiętają i czekają na dobre słowo. Niechaj tak się stanie, a Boże Błogosławieństwo i Uśmiech Bożej Matki niech rozpromieniają każdy Wasz dzień. I szczególnie proszę dobrego Boga za tymi, którzy dźwigają krzyż choroby, cierpień, zwątpień i wszelkich niepokojów. Pamiętam o Was wszystkich podczas wtorkowej Mszy św.
Pozdrawiam serdecznie i świątecznie przygarniam do serca.
O. Ludwik
21 grudnia 2014 r.
Felieton 119