Liturgia


Czytania na dziś »

Komentarz do Słowa na dziś








Felietony

24(78) Sławię Cie, Panie, bo mnie wybawiłeś!2012-09-01

Wczoraj wieczorem powróciłem z Mochowa, pełen wrażeń, wypełniony radością ze spotkań, z odnowienia znajomości i zawarcia nowych. Jubileusz 40-lecia powrotu paulinów na ich 14-wieczną posesję na Łące Maryi Panny nad Osobłogą, połączony był z odpustem ku czci Matki Bożej z Góry Karmel (Szkaplerznej) oraz z zakończeniem tygodniowych Misji Świętych. Na uroczystości przybył O. Izydor, Generał Zakonu i kilku ojców, byłych proboszczów mochowskiej parafii. Atmosfera była bardzo podniosła i radosna. Ojciec Hieronim, aktualny proboszcz w pełni stanął na wysokości zadania. Monumentalny, dębowy krzyż misyjny przed kościołem stał się wymownym symbolem wszystkich wymienionych wydarzeń. Słowa wdzięczności parafian, które słyszałem z ust bardzo wielu osób, wypowiedziane pod adresem proboszcza, stały się również moimi słowami wdzięczności, bowiem los tego miejsca, gdzie pozostawiłem dwa lata swojego życia, nie pozostał mi obojętny.

 

Moje pragnienia, związane z tą 'pielgrzymką' na mochowską łąkę Maryi, dzięki Bogu i tylko dzięki Niemu zostały zrealizowane w pełni, a nawet przekroczyły moje pokorne, chociaż najśmielsze  oczekiwania. Oczywiście, jak zawsze, Najświętsza Panna była wykonawczynią wszystkich Bożych zamysłów w tym szczególnym miejscu, które jest Jej własnością i w tym szczególnym czasie. Tym razem nie powiem nic więcej, bo dyskrecją pragnę osłonić wszystko, co stało się radością mojego serca, za sprawą Błogosławionej Gospodyni miejsca.

 

Wróciłem do Wieruszowa z pokojem w sercu, chociaż z pewna dozą nostalgii. No cóż? W Mochowie zostawiłem serce, ale równocześnie wrosło ono już silnie także w wieruszowską ziemię. Tajemnica serca tkwi w tym, że jest niepodzielne, a przecież może być równocześnie w wielu miejscach. Jest to bowiem tajemnica miłości, będącej odblaskiem i jakby echem Miłości. W Wieruszowie stanąłem natychmiast wobec całej 'sterty' spraw czekających, by się nad nimi pochylić, dotknąć, ogarnąć i przygarnąć...

 

Otrzymałem piękny list od Zosi, z którą związała mnie przyjaźń od pierwszego roku studiów, a więc od roku 1957. Pisze Zosia: „Pytałam się Pana Boga, dlaczego nie piszesz... Modliłam się więcej za Ciebie... Ucieszyłam się, gdy się odezwałeś... Dziękowałam za to Panu Bogu..."

 

Dziękuję Ci, kochana Zosiu, za te słowa. One uczą mnie, jakim mam być i jakimi wszyscy mamy być. Jakimi? - mamy pytać Boga o wszystko i wszystkich, radować się w Bogu i uwielbiać Go, dziękować Mu za najmniejszy okruch Jego łaski, który jest bezmiarem w świecie naszych skończoności i ograniczeń, możności i niemożności. Mamy oddawać Bogu w modlitwie wszystko i wszystkich. Kogo Bóg postawił na drodze naszego życia, ten stał się dla mnie i dla ciebie zadaniem i dlatego też stał się niepokojem i troską, smutkiem i zapytaniem, radością, życzliwą pamięcią i tęsknotą, wsparciem dobrą myślą i słowem, uśmiechem i przytuleniem. Bóg chce nas uzdrowić z cierpień i wszelkich dolegliwości duchowych oraz cielesnych. Wyciąga ku nam swoją dłoń, byśmy Mu podarowali wszystko co w nas jest i całych siebie.

 

Właśnie przed chwilą wróciłem z kaplicy, gdzie modliłem się nad pewną osobą o uzdrowienie. Po zakończeniu modlitwy X. wyznała, że widziała wyciągniętą ku niej rękę. Bóg wciąż wyciąga ku nam swoje ręce i czeka, abyśmy Mu z zawierzeniem i ufnością oddali wszystko, co w nas jest i całych siebie, by nasz los, nasze lęki, choroby, niemoce, szczere i dobre pragnienia znalazły się w Jego świętych dłoniach. Więc, kochana Zosiu, prośmy Boga i dziękujmy Mu wzajemnie za siebie, abyśmy wciąż mogli być w Jego dłoniach i Sercu, i aby tam nasze słabości zamieniały się Jego mocą w uzdrowienie.

 

O swoich słabościach i radościach przysłała też list L. z nad Bałtyku, ale jest to list niezwykły, czytałem go jak poemat o indywidualnym ludzkim losie. L. pozwoliła mi na dokonanie wszelkich przetworzeń i wykorzystać list na łamach tego felietonu. Prawie żadnych przetworzeń nie musiałem dokonywać.

 

 

Witam ciepło i pozdrawiam.

Do dwóch ostatnich listów dorzucam swoje „pięć groszy".

Kiedy mija kilka tygodni szukam w swojej poczcie listu od ojca.

Kiedy czekam na kolejny list zawsze zastanawiam się dlaczego tak długo go nie ma.

I zdarza się tak, że za niedługo jest.

Cieszą mnie wszystkie listy które otrzymuję.

Cieszy mnie to, że przychodzą do mnie osobiście.

Czuję się przez to wyróżniona.

Wielokrotnie zapewniałam ojca, jak jest dla mnie ważny

i jak ważne było dla mnie, „dorosłego dziecka alkoholika"

spotkanie z ojcem w Krakowie Na Skałce.

Ja wiem, że powinnam „być bliżej Boga" i bardzo tego pragnę.

Dzięki ojcu wiem, że Bóg mnie kocha.

Przez wiele, wiele lat żyłam daleko od Boga,

teraz jest znacznie lepiej, ale jeszcze nie tak jakbym chciała.

Poprzez syndromy DDA czasami jeszcze czuję się „niegodna" i jakby gorsza.

Nie potrafię odczuwać wielu rzeczy o których czytam w listach ojca

i które przydarzają się innym ale nie mnie.

Ale się nie poddaję,

wierzę, że i mnie będzie jeszcze dane przeżywanie wzniosłych i pięknych uczuć.

Nie potrafię mówić i pisać pięknie o Bogu, o miłości, o uczuciach.

Siedzi we mnie jeszcze lęk, ciągle obawiam się odrzucenia,

które zawsze bardzo mocno mnie bolało.

Nie skarżę się, ciągle się uczę i nie przestaję,

choć mam 62 lata.

Moje „pokiereszowane" dzieciństwo, jak to ojciec kiedyś określił,

pozostawiło ślady w mojej psychice.

Moja odbyta, ponad sześć lat temu, psychoterapia

i spotkanie ojca na mojej drodze,

ciągle zmieniają moje życie na lepsze.

Dlatego ważny jest dla mnie każdy kontakt z ojcem,

bo on mnie zmienia i coraz bardziej zbliża do Boga.

Proszę o mnie nie zapominać, ojcze i zachować mnie w swoim sercu.

Wszystkiego, co dobre z całego mojego serca ojcu życzę.

L.

Nie zapominam o Tobie, kochana L.. Nie zapomina się o tych, których zamknęliśmy w swoim sercu. Jesteś również w sercu Jezusa i w sercu Jego ukochanej Matki. Ona wie, jak może być pokiereszowane dziecko. Widziała pokiereszowane ciało swojego Syna i do tego przybite do krzyża. Jezus nie doświadczył syndromu DDA, ale doświadcza go dzięki Tobie. Jeśli nie podarowałaś Mu tego Twojego syndromu, oddaj Mu go jak najszybciej. Chciałby go poznać dzięki Tobie i poprzez Twoje pokiereszowane życie. Matka Jezusa patrzy na Ciebie wciąż z miłością, bo jesteś Jej ukochaną Córką. Uśmiecha się do Ciebie, chociaż jest to uśmiech poprzez załzawione ze wzruszenia i miłości oczy. Nie lękaj się już teraz zaśpiewać słowa: „Sławię Cie, Panie, bo mnie wybawiłeś!" Maria z Warszawy śpiewa te słowa z radością, bo uleczył ją miłosierny i łaskawy Bóg z ciężkiej depresji. Wiadomość od niej otrzymałem też kilka dni temu. Bogu niech będą dzięki, a Jego łaska niechaj trwa na wieki. Amen.

 

Cóż więcej mogę dodać do tego, 78. listu?

Spraw, Panie, abym był zawsze narzędziem Twojego pokoju. Poślij mnie tam, gdzie Ty chcesz, gdzie mogę być Tobie przydatny. Oczyść moje serce i bądź, Panie, obecny w każdym geście, słowie, modlitwie, bo sam jestem słaby i bezradny, jestem tylko prochem. Niech w mojej słabości moc się doskonali, ale tylko Twoją mocą. Daj mi odwagę położyć ręce i modlitwę na zranione serca. Pozwól mi błogosławić zrezygnowanych i tych, którzy utracili nadzieję, zwątpili w Miłość, którą jesteś.

Serdecznie Was pozdrawiam i błogosławię w imię Miłości. Oddaję każdego z osobna w ręce Niepokalanej Dziewicy Maryi. Niech Jej święte ręce, jak szkaplerz okryją wszystkie zranienia i zwątpienia, przygarną i przytulą do Serca i mocą Syna uleczą.

o. Ludwik


Wieruszów, dnia 17 lipca 2012 r.

www.seminarium.paulini.pl

oludwikk@poczta.onet.pl

24 (78) list/felieton


Programista PHP: Michał Grabowski | Opracowanie graficzne: Havok.pl