Felietony
21(75) Czas Ducha Świętego. Czas świętych kapłanów i aniołów.2012-06-20Wracaliśmy samochodem w czwórkę z Sanoka, z prymicji Ojca Pawła. Był późny wieczór. Agata ze skupieniem i z wielką pewnością prowadziła samochód. Siedziałem z tyłu obok Moniki i myślałem z radością o Pawle, którego Pan powołał i stał się Jego kapłanem.
Paweł należał do naszej wspólnoty akademickiej w Krakowie na Skałce. Dzisiaj, jako ponad 30-letni neoprezbiter w rodzinnej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sanoku z wielkim pokojem i miłością patrzył w oczy rodzicom, bratu, znajomym, przyjaciołom. Można było wyczuć w Jego słowach, gestach wielką radość, jakąś głębię i dojrzałość. O. Marcin, którego znam dobrze jeszcze z czasu nowicjatu mówił przejmująco w kazaniu prymicyjnym o dłoniach kapłańskich, uświęconych tym, że Słowo Odwieczne, Stwórca Wszechświata pozwolił się w nich kapłanowi trzymać, zamykać; mówił o mocy i wartości nakładania uświęconych kapłańskich rąk, błogosławienia nimi. Dzisiaj o. Paweł swoimi przemienionymi dłońmi błogosławił nas w imię Trójcy Przenajświętszej. A w mojej głowie trzepotały słowa usłyszane przed dwoma tygodniami podczas ceremonii święceń w bazylice Wniebowzięcia NMP na Jasnej Górze: „Jesteś kapłanem, tak jak Melchizedek!". Paweł ze swoim najprawdziwszym, Bożym kapłaństwem jest jak tajemniczy Melchizedek, król Szalemu, który „wyniósł chleb i wino; a ponieważ był on kapłanem Boga Najwyższego, błogosławił Abrama, mówiąc: Niech będzie błogosławiony Abram przez Boga Najwyższego, Stwórcę nieba i ziemi!"(Rdz 14, 18-19). Kapłaństwo Ojca Pawła, jak każde kapłaństwo, jest tajemnicą Boga, który pozwala się dotknąć rękami kapłana i trwać w nich, by Boża miłość i moc mogła być rozdzielana wszystkim, którzy jak gdyby przypadkowo stają na drogach naszego życia i zapragną tego dotknięcia.
Na ścianach prezbiterium sanockiego kościoła aniołowie radują się radością Pawła, jego kapłaństwem i ojcostwem. Ta radość wypełniła całą świątynię i przeniknęła serca zgromadzonych tu ludzi, na których głowy Paweł, kapłan Boga Najwyższego, kładł swoje uświęcone ręce i z powagą jak biblijny Melchizedek obficie rozdzielał płynące przez nie z nieba błogosławieństwo.
Wracając z prymicji zatrzymaliśmy się w Miejscu Piastowym - w klasztorze Zgromadzenia Sióstr św. Michała Archanioła, gdzie Monika ma zaprzyjaźnioną Siostrę Agnieszkę; zaprowadziła nas do zakonnej kaplicy, gdzie nastawę ołtarzową stanowi apokaliptyczna scena: „Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu" (Ap 12,1). Towarzyszy Jej Michał Archanioł o łagodnym, niemal dziewczęcym obliczu, chociaż jego zadanie wodza zastępów niebieskich w ludzkim wyobrażeniu wydaje się bardzo trudne i wymagające szczególnej potęgi i mocy. Jego przeciwnik - wąż starodawny, dla człowieka wciąż jest niebezpieczny,chociaż w histori zbawienia już jest i pozostanie bankrutem, pokonanym przez najpokorniejszą i najłagodniejszą z niewiast, Matkę Syna Bożego. Może Michał Archanioł, chociaż jest potężnym wodzem anielskich hufców, wpatrzony z miłościa w oblicze Maryi, Królowej Aniołów, upodobnił się do Niej? Może dlatego spod dłuta rzeźbiarzy wyłania się najczęściej subtelna, niemal dziewczęca twarz, w którą możemy się wpatrywać bez lęku. Zawołanie Archanioła „Któż jak Bóg?!" wydaje się być echem naszej odwiecznej tęsknoty, by spojrzeć także bez lęku lecz z miłościa, jakMichał Archanioł,w oblicze Ojca Niebieskiego. Siostry michalitki są radosne i pogodne; trudno się temu dziwić wpatrując się na potężny ołtarz w ich kaplicy, na piękne oblicze Maryi i Michała - wodza niebieskich zastępów.
Po przeciwnej stronie drogi na wzgórzu góruje michalickie Sanktuarium Św. Michała Archanioła, kóre nawiedziliśmy rano, jadąc do Sanoka. Patron miejsca stojący na ziemskim globie ma bardzo męską sylwetkę, o twarzy pełnej tajemniczej mocy. Tu bł. Markiewicz przed ponad 100 laty rozpoczynał swoje dzieło. Udało mu się wybudować duchowy tron Księciu Niebieskiemu, który dzisiaj promieniuje na tą część Europy.
Było już dobrze po 21-ej, gdy dotarliśmy na obrzeża Tarnowa. W odległości ok. 100 km, widoczne było przed nami potężne kowadło burzowej chmury, wypełniającej całkowicie dolinę Wisły i okolice Krakowa. Rozległy cumulonimbus przerażał swoją czernią. W południowej części miasta, gdzieś w rejonie łagiewnickiego sanktuarium Bożego Miłosierdzia, co chwilę pojawiała się ognista plama światła błyskawic, bezskutecznie próbującego rozjaśnić mroczne wnętrze chmury.
Patrząc w niewidoczny, daleki, zanurzony w ciemności Kraków, przypomniał mi się sen sprzedawcy drewnianych i glinianych aniołów z Sukiennic. Usłyszałem go dzień wcześniej przed wyjazdem do Sanoka u Krysi, z którą lubię prowadzić rozmowy o wielkich i małych sprawach świata tego. Jej pokój, to prawdziwa przystań rzesz aniołów, które zapewne zatrzymują się tu na odpoczynek, gdy dostają zadanie, by porządkować ludzkie sprawy w królewskim mieście nad Wisłą. Siedzą na wszystkich gzymsach szaf, pod sufitem, na jeszcze wolnych powierzchniach ścian i przysłuchują się pilnie rozmowom z gośćmi od rana do wieczora nawiedzających to miejsce. Otóż, sprzedawcy z Sukiennic przyśniła się potężna, czarna chmura, nacierająca od północnego zachodu na miasto, starając się je pochłonąć. Kiedy zaczęło się to jej udawać, nagle przez obrzeża mrocznego potwora zaczęli się przebijać najpierw pojedynczy aniołowie, a następnie - od góry cała rzesza skrzydlatych duchów przebiła się nad miasto i utworzyła przed nacierającym niebezpieczeństwem anielską tarczę ochronną. Ten sen zapadł mi głęboko, bo przypomniałem sobie procesję Bożego Ciała ulicami parafii pośród szarych kamienic z pustymi oknami, bez jakichkolwiek oznak czci dla przechodzącego Boga, oraz rozsłoneczniony nadwiślański bulwar, pełen obojętnych na wszystko przechodniów, 'zanurzonych' w sobie par i ze z dziwieniem patrzących na dziwny, nie z tej ziemi, orszak.
Jeden z drewnianych aniołów, którego obdarzyłem przydomkiem „mistyczny" odbył ze mną podróż do Sanoka jako skromny i pokorny, ale radosny dar prymicyjny dla ojca Pawła, z którym może dotrze do Anglii, na swoją pierwszą, duszpasterską placówkę. Myślę, że reszta - tysiące aniołów i tych od Krysi i ze wszystkich krakowskich kościołów, oraz od pobożnego sprzedawcy z Sukiennic i tych najczystszych niebiańskich duchów dołączy do wspólnot i rzeszy mieszkańców Krakowa w dniu 17 czerwca o godz. 15-ej w Bazylice Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, aby czuwać i modlić się za Miasto, by żadne ciemne, złe moce jak mroczne chmury nie spowiły ludzkich serc, umysłów i zamysłów w Królewskim Krakowie.
Mój prawie miesięczny pobyt w Krakowie był czasem błogosławionym i wypełnionym po brzegi wydarzeniami, sprawami, spotkaniami. Po przebytej operacji czuje się jak nowonarodzony. Postawił też Bóg na mojej drodze jak zwykle wiele osób. Przywołał tych z przeszłości - z czasów studiów i pracy w Instytucie Geografii, pozwolił mi poznać nowe, wspaniałe osoby. Powiększyła się moja duchowa rodzina, przybyły dwie niezwykłe duchowe Córki (wszystkie są niezwykłe i wspaniałe!), Boże Córki.
K., pomimo wyjątkowo skomplikowanej i trudnej historii życia jest pełna optymizmu i pogody ducha. Boża Opatrzność jest jej wsparciem i mocą, pokój serca po ludzku rzecz biorąc jest niewytłumaczalny. Jej syn ma zamyślone i jakby przenikające czas i przestrzeń oczy. K. mówi, że jest dla niej niezwykłym darem od Boga. Tajemnice Bożych darów są rzeczywiście niezgłębione, jak najgłębsze głębie. M., o subtelnej, łagodnie uśmiechniętej twarzy i jasnym spojrzeniu ma radosne oczy, w których odbija się świat jej pięknego i czystego wnętrza. Gdy patrzę w jej dziecięce (nie jest już dzieckiem!) oczy nasuwa mi się myśl: „do takich należy królestwo niebieskie" i w sercu pojawia się tęsknota za niebem. M. jest prosta, szczera i pełna ufności...
Żyjemy w czasach Ducha Świętego, Bożego Ducha, który z wielką mocą „jakby uderzenie gwałtownego wiatru" zstąpił na uczniów przebywających w wieczerniku w dzień pięćdziesiątnicy, Ducha Bożego, który unosił się nad wodami, gdy z chaosu i nicości Bóg stwarzał świat. I dzisiaj „Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego" - jak mówi św. Paweł (1Kor 2,10b-16). A my wciąż do całej prawdy próbujemy dojść o własnych siłach i to, co rozumiemy, uznajemy za prawdę, czego zaś pojąć nie potrafimy - odrzucamy jako nieprawdę lub nawet fantazję. Wielu z nas dokonuje amputacji prawdy, wycinamy z niej te części, które są niewygodne, nie pasują do naszej wizji świata. Dokonujemy swoistej aborcji prawdy w nas. Niech więc Duch Święty, jak gwałtowny wicher, uderza dziś znowu z wielką mocą i przemienia nasze myślenie - nieporadnych uczniów, napełnia odwagą i mądrością, byśmy z nadzieją włączyli się w ostatni etap historii zbawienia.
Jestem znowu w Wieruszowie. Dziękuję wszystkim za modlitwy i dobrą, życzliwa pamięć. Niechaj Niepokalane Serce Maryi, które dzisiaj wspominamy, stanie się dla Was wszystkich i także dla mnie błogosławionym i bezpiecznym schronieniem na kolejne dni życia. Serdecznie pozdrawiam w słoneczny, sobotni dzień.
o. Ludwik
Wieruszów, 12-16 czerwca 2012 r.
www.seminarium.paulini.pl
21 (75) list/felieton