Felietony
02(56) Nad Prosną...2011-10-0204-09-2011
Pierwsza niedziela mojej obecności w nowym miejscu - w klasztorze wieruszowskim nad Prosną... Harmonogramu dnia nie opanowałem jeszcze w stopniu dostatecznym i dlatego wstałem dzisiaj o godzinę za wcześnie. Zamiast do chóru poszedłem więc na strych, aby z najwyższego punktu klasztoru popatrzeć na Prosnę i jej dolinę. I zobaczyłem... zbliżającą się jesień. Rozległa równina Prosny przypomina dzisiaj krajobraz afrykańskiej sawanny z kępkami drzew rozrzuconymi wyspowo na rozległej, płaskiej powierzchni, otulonymi płatami mgły i przypominającymi, że czas lata kończy się. Koryto Prosny zarysowane jest wyraźnie szpalerem jeszcze zielonych drzew wzdłuż obu brzegów rzeki. W miejscach przerzedzeń mgła z równiny nadrzecznej wlewa się w koryto Prosny, jakby chciała subtelnym makijażem przystroić ją i nadać jeszcze bardziej urokliwy i pociągający wygląd. Prosna przypomina mi piękną dziewczynę. Powierzchnia wody jest w bezruchu, ani jednej zmarszczki, najmniejszego drgnienia, odbija w sobie piękno również zastygłych jakby w zadziwieniu drzew i skrywa tajemnicę swego wnętrza - wodnej głębi. Zadziwiające, w jak niezwykły sposób Bóg skonstruował świat posługując się analogiami.
Wzdłuż brzegu Prosny, na równinie zalewowej, pokolenia zakonników stworzyły piękny park - miejsce modlitwy i rekreacji. Szkieletem tej zielonej przestrzeni parkowo-ogrodowej są dwie dróżki w kształcie krzyża. Na jego szczycie zbudowana została altana, a u podstawy góruje postać białej Niewiasty z różańcem w ręku. Maryja z nad Prosny spogląda na spacerujących mnichów, a poprzez prześwity w zielonej osłonie z drzew w zadumie obserwuje nieruchomą taflę wodną. Kiedyś była tu nadrzeczna łąka z kępami drzew i krzewów, podobnie jak to widać na przeciwnym brzegu z klasztornego strychu.
Klasztor i kościół położone są blisko stromej krawędzi równiny, nie zatapianej podczas powodzi. Przy południowej ścianie klasztoru ojciec Kamil oraz brat Sergiusz uprawiają mały ogródek. Złote tarcze słoneczników, zawieszone na wysokich łodygach i pochylone pod swoim ciężarem, zajmują połowę ogrodu i górują nad żółto-złotymi zagonami kwiatów. Ogromne pomarańczowo-złote dynie wyłaniają się z gęstwiny zielonych liści. Wysoko sterczące łodygi krzewów pomidorowych, z coraz większym trudem poddają się ciężarowi zielonych i coraz wolniej czerwieniejących ogromnych owoców. O. Kamil z pasją opowiada o bazylii, o której zapachowo-przyprawowych walorach zapomniały dzisiejsze panie domów. Przyklejona do ściany klasztoru ławeczka pozwala zadumać się nad tajemnicami wzrastania i życia, ukrytymi w barwach rozświetlonych słońcem roślin. 82-letniego brata Sergiusza znam jeszcze z mojego nowicjatu w Leśniowie, gdzie zajmował się ogrodem, a dzisiaj z zadziwieniem patrzę nań, jak na ławeczce czyta „Doświadczenie wewnętrzne" amerykańskiego trapisty Tomasza Mertona.
W związku ze zmianą miejsca pobytu otrzymuję dobre życzenia, za które serdecznie wszystkim dziękuje. Prawie o północy otrzymałem słowo: 'najbardziej życzę Ci, żeby ludzie przyjęli Cię otwartym sercem i pokochali na zawsze'. Chciałbym, żeby tak się stało. A dzisiaj otrzymałem niezwykle wzruszający list od Renaty, tak piękny, że lękam się nawet zacytować coś z jego zasadniczej części. Są takie słowa i takie listy, które poruszają i umacniają człowieka na duchu i na ciele. Każdy bowiem potrzebuje umocnienia. Na koniec Autorka poruszającego mnie tekstu zadaje pytanie i odpowiada na nie: 'Czego Ojcu życzyć na nowym miejscu? Pozostań Ojcze człowiekiem czynu, bądź młody i rozsiewaj tę młodość wokół, a Najświętsza Maryja Panna, niechaj wspiera Cię w każdym przedsięwzięciu i dodaje sił i zdrowia...' Odpowiem: 'Jeśli Bóg tak zechce, to niech się stanie, żebym był młodszy i rozsiewał młodość...' Na świecie muszą jednak być także starsi, a ja do tej kategorii statystycznej od pewnego czasu już należę. A Najświętsza Panna w ogrodzie bez słowa patrzyła na mnie, gdy próbowałem odczytać z Jej twarzy jakieś przesłanie dla siebie.
Dzisiaj też miałem niespodziewaną wizytę mojej ukochanej chrześnicy Zosi z Warszawy, z mężem. Cieszę się szczęściem Zosi, bo jest w stanie błogosławionym i narodziny upragnionej córeczki powinny nastąpić 24 grudnia - w dzień narodzin Jezusa. Nie ma przypadków i zbiegów okoliczności. Bóg jest Panem czasu i dat, które On ustala. Mają one swój tajemniczy sens.
06-09-2011
Wczoraj minął pierwszy tydzień mojego pobytu w Wieruszowie, a dzisiaj wyjeżdżam na urlop. Minął ponad rok, gdy byłem na urlopie. Jak pamiętacie z felietonu o wiejskim wikarym, urlop czasami bywa czymś mało realnym. Trzeba by chyba założyć związek zawodowy wikarych. Wszystko nieważne wyjeżdżam do Krakowa i tam będę miał bazę wypadową, by pozałatwiać wszystkie zaległe sprawy.
Pozostawiam w nowym wieruszowskim domu trzy Matki Boże: Jasnogórską, która ma swój ołtarz w nawie głównej kościoła, Matkę Bożą Nieustającej Pomocy, która posiada osobną kaplicę oraz Matka Boża z różańcem w parku nad Prosną. W czasie dziesięciu dni urlopu będę chodził śladami wielu innych Jej wizerunków w dniach Jej świąt i wspomnień, nie brakujących we wrześniu.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich z Wieruszowskiego Sanktuarium, o którym przyjdzie mi jeszcze sporo napisać. Może kogoś z czytelników spotkam podczas Mszy św. na Skałce lub gdzieś na ulicach miłego sercu Krakowa.
Niechaj Matka Boża błogosławi Was wszystkich i będzie dla Was wszystkich nieustającym uśmiechem i radością, zwłaszcza w chwilach trudnych.
o. Ludwik
Wieruszów, 4-6 września 2011 r.